VII

116 11 4
                                    

Tommy chciał tylko trochę podtopić Tubbo. Zanurzył mu głowę i przytrzymał przez kilka sekund. Wtedy też Toby wypuścił powietrze a my tego nie zauważyliśmy. Chwilę później chłopak go puścił ale ten się nie wynurzył.

Wystraszyliśmy się i pociągnęliśmy go za ręce. Okazało się, że chłopak zemdlał. Szybko wyczołgaliśmy go na piach i do naszej miejscówki. Pani Simons bez zastanawiania się przeszła do ratowania Toby'emu życia. Zrobiła mu resuscytację. Ten zaczął wypluwać wodę i się nią krztusić. Na całe szczęście odzyskał przytomność.

Siedzieliśmy na kocach ze zwieszonymi w dół głowami gdy pani Simons mówiła nam jacy to nieodpowiedzialni jesteśmy. W oczach pojawiły mi się łzy. Zauważył to Tommy. Przyczołgał się do mnie i przytulił.

-Spokojnie, nie płacz. To nie twoja wina że Toby się prawie utopił. Naprawdę, nie płacz już. - Wtedy wszyscy się do mnie przytulili. Siedzieliśmy tak kilkanaście sekund.

Otarłam łzy z policzków zewnętrznął częścią dłoni a Tommy rzucił we mnie paczką żelków.

-Zjedz, poczujesz się lepiej. - Uśmiechnął się do mnie co mnie w jakiś sposób pocieszyło. Kilka minut później paczka była już pusta a ja nadal miałam ochotę coś zjeść więc wzięłam bułkę.

Jedząc usłyszałam, że ktoś do mnie napisał. Zerknęłam kto to i doznałam nie małego szkoku. Była to moja była.

od Olivia:
Hej skarbie, naprawdę przepraszam za to co się wtedy stało. Nie chciałam. Tęsknię za tobą. Wybaczysz mi jeszcze kiedy? Kocham cie:*

Nie spodziewałam się tego. Nie wiedziałam co mam jej odpisać. W końcu się na coś zdecydowałam.

do Olivia:
Niestety ale ja już kocham kogoś innego. A nawet gdyby nie to nie mogłabym być znowu z tobą po tym co mi zrobiłaś.

Kłamałam. Chciałam do niej wrócić i wcale nikogo nie kochałam. A przynajmniej tak wtedy myślałam.

-Uu kogo kochasz? Wybacz nie powinienem ci patrzeć w telefon. - Odezwał Tubbo i zabierał głowę z nad mojego telefonu.

-Nikogo, po prostu tak napisałam, żeby się ode mnie odwaliła. - Odpowiedziałam a on się uśmiachnął.

Godzinę później ja nadal siedziałam na końcu a Tommy obok mnie. Rerszta była w wodzie. Słońce strasznie grzało

-Dlaczego nie pójdziesz z nimi się bawić w wodzie? - Zapytałam go i przy okazji wyjęłam butelkę z wodą a następnie z niej się napiłam.

-Wolę posiedzieć z tobą. Tak na wszelki wypadek.

-Słodko - powoedziałam i zaczęłam gapić się w dal.

Minął pierwszy miesiąc wakacji. Nie wiem kiedy to minęło. Zdecydowanie za szybko. Miałam w planie zaraz iść do Tommy'ego żeby pograć w planszówki. Ostatnio kupił nową. Podobno fajna.

Po tym jak nakarmiłam moje zwierzątka, wyszłam z domu. Na dworze był lekki wiatr, który powiewał moją spódniczką. Chwilę później byłam u chłopaka w domu.

Poszłam do jego pokoju po drodze witając się z psami. Zapukam do jego pokoju po czym weszłam. Chłopak już rozkładał grę. Podeszłam do niego i usiadłam na podłodze.

-To co? Gramy? - Spytałam gdy skończył.

-Jasne.

Zaczęliśmy grać. Najpierw było trochę nudno ale potem się rozkręciliśmy. Aż za bardzo.

-Dawaj te kości! Wiem, że je zabrałaś!

-A skąd że! Nie mam ich. - Gdy to mówiłam wyrzuciłam je za swoje plecy. Tommy się na nie rzucił rozwalając całą planszę. Oboje zaczęliśmy się śmiać.

Następnie Tommy tak z dupy nagle zaczął mnie łaskotać. Nie potrafiłam przestać się śmiać. Potem to ja przejęłam pałeczkę i go łaskotać. Tarzaliśmy się po podłodze drąc się w niebogłosy.

-Dobra, stop. Stop! - Próbował się przestać śmiać. Jednak kilka minut później się uspokoiliśmy. Siedzieliśmy w spokoju do momentu, w którym spojrzałam na Tommy'ego.

Zobaczyłam, że jest cały blady. Przestraszyłam się.

-Wszystko okey? Źle wyglądasz. - Ostrożnie do niego podeszłam.

-Trochę słabo się czuję. Pójdę do kuchni napić się wody.

Wyszedł z pokoju a ja usiadłam na łóżku. Nie miałam pojęcia dlaczego tak wyglądał. Chciałam mu jakoś pomóc. Przestraszyłam się jeszcze bardziej gdy usłyszałam na dole huk.

-Tommy?! - Krzyknęłam zbiegając po schodach. Jednak ten nie odpowiedział.

W kuchni zobaczyłam chłopaka leżącego na podłodze. Krzyknęłam z przerażenia. Do moich oczu napłynęły łzy. Szybko przy nim uklękłam i sprawdziłam czy oddycha. Na całe szczęście tak było. Zaczęłam go lekko szarpać za ramiona ale nic się nie stało.

Nie wiedziałam co mam zrobić. Dopiero po chwili dotarło do mnie co muszę zrobić. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam na pogotowie. Na nasze nieszczęście nikogo nie było w domu.

-Operator numeru sto jedenaście. Co się stało?

-Mój przyjaciel Tommy zemdlał. Nie wiem co się stało. - Cały czas panikowałam.

-Gdzie się pani znajduje? - Odpowiedziałam na pytanie operatora. - Dobrze, niech pani sprawdzi czy poszkodowany oddycha. - Sprawdziłam jeszcze raz.

- Oddycha. - Operator zaczął mnie instruować co mam robić a ja posłusznie wykonywałam jego polecenia. Stresowałam się ale dałam radę. - Kiedy będzie ta karetka?

-Spokojnie, jeszcze kilka minut. - Mężczyzna był bardzo spokojny ale mnie to nie pomagało.

Faktycznie kilka minut później usłyszałam upragnione odgłosy karetki. Rozłączyłam się i pobiegłam otworzyć drzwi.

Do domu weszli ratownicy. Zaczęli batać Tommy'ego. Jeden z nich powiedział, że będą musieli przewieźć go do szpitala.

-Mogę jechać z wami?

-Niestety nie. - Odpowiedział.

Nie miałam numeru do mamy chłopaka więc zadzwoniłam do swojej. Akurat wróciła do domu więc od razu przyszła. Opowiedziałam jej całą sytuację więc powiedziała abyśmy zamknęły dom na klucz a ona mnie zawiezie do szpitala. Tak też zrobiłyśmy.

Wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy. Siedziałyśmy w ciszy. Bardzo bałam się o przyjaciela. Gdy wreszcie dojechałyśmy, od razu wybiegłam z auta.

-Hey poczekaj! - Zawołała mama. - Posłuchaj, ja wrócę do domu i poczekam aż Sarah wróci do domu i jej powiem. Jak coś to dzwoń. - Ucałowałam ją i wbiegła do budynku.

Podeszłam do recepcji. Stała tam starsza pani, które nie wyglądała jakby się cieszyła, że musi tu być.

-Dzień dobry, powie mi pani gdzie leży Thomas Simons? - Powolnymi ruchami zaczęła sprawdzać. Potem ciężko westchnęła.

-Nie ma tu nikogo takiego.

-Ratownicy go przywieźli kilka minut temu. Taki nieprzytomny blondyn.

-Taaak.. przywieźli tu takiego. Niech się pani spyta doktora, który stoi tam na korytarzu. - Wskazała go palcem.

Podbiegłam do mężczyzny, który miał około trzydziestu pięciu lat.

-Przepraszam, wie Pan gdzie zawieźli takiego blondyna? Przyjechał tu kilka minut temu.

-Tak wiem, jest w sali numer osiem. Ale proszę tam nie wchodzić. Niech pani poczeka na wyjście lekarza.

Podziękowałam i udałam się we wskazane miejsce. Usiadłam na krześle i czekałam, czekałam i czekałam. Bardzo mnie to czekanie stresowało. Bo niby dlaczego siedzą tam tak długo. Sprawdziłam telefon i okazało się, że siedziałam tam około dziesięć minut.

Po około pięciu minutach wyszedł lekarz. Zapytałam się czy mogę odwiedzić chłopaka. Pozwolono mi więc weszłam. Jego widok mnie zszokował.

I don't deserve you - Tommyinnit x reader ~zakończone~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz