The Show

43 7 74
                                    

Word count: 3,3k

W ciszy czekał, aż wybije północ i mama położy się już spać. Była ostatnią osobą na chodzie w mieszkaniu, a Minho wyczekiwał, aż w korytarzu zgaśnie światło. To miało być definitywnym sygnałem, że kobieta poddała się klejącym się powiekom i zamroczonemu zmęczeniem umysłowi. 

Od chwili, kiedy wyszedł z namiotu, miał przed oczami obraz znędzniałego, choć mimo to emanującego jakąś dziwną siłą młodzieńca. Nie mógł wyzbyć się tego obrazu z głowy i choć starał się ze wszystkich sił zapomnieć o wszystkich dziwnych słowach, jakie padły w jego stronę, to nie potrafił znieść świadomości, że prawdopodobnie ostatni raz w życiu zobaczy Jisunga następnego dnia. I nawet nie będą mieli szansy na dokończenie rozmowy. Być może nie usłyszy już tego hipnotyzującego głosu, nie spojrzy w te głębokie jak bezdenne jeziora oczy i nie będzie miał żadnej możliwości na odpowiedzenie na jego pytania. W końcu był "zagadkowcem". Istniał więc cień szansy, że skonstruowana w głowie ciemnowłosego seria wyrazów zostanie skierowana właśnie w jego stronę. 

Jednak szansa ta była zbyt mała, żeby Lee miał całkowitą pewność. Wynosiła mniej niż sto procent, także jasne było, iż cała ta sytuacja nie zadowalała Minho. Na dodatek postać, od której dzieliły go jedynie kraty i wyznaczony wcześniej dystans, nie dawała mu spokoju. Gdy tylko zamykał oczy, widział ten tajemniczy wizerunek przed sobą. 

Dlatego właśnie obmyślił pewien plan. Gdy znalazł się wtedy na świeżym powietrzu, do głowy wpadł mu pewien pomysł. I za bardzo go tam ciągnęło, żeby nie mógł oprzeć się tej coraz silniej kiełkującej pokusie. Uznał więc, że gdy tylko dostanie szansę, wymknie się dyskretnie z domu i dostanie się jakoś do namiotu należącego do cyrku. Nie obchodziła go zimna noc i spory kawałek drogi do przejścia. Poza tym, być może znalazłby jakiś autobus nocny.

Czując na karku gęsią skórkę z powodu emocji, wygrzebał się spod kołdry w szarych dresach, po czym udał się do drzwi, gdzie nałożył na siebie kurtkę oraz buty i wyszedł po cichu z mieszkania zostawiając po sobie jedynie ciszę zwiastującą nieszczęście w najbliższej przyszłości. 

A słowa dziwnej kobiety dudniły w czaszce Minho, który puścił się biegiem w kierunku przystanku autobusowego.

***

Był wtedy piekielnie zmęczony, choć ciągle wzrastający w jego ciele poziom adrenaliny zdawał się rozmywać ten efekt. Gdy dotarł na miejsce, energicznie wyskoczył z pojazdu, gubiąc bilet gdzieś po drodze. Ten przystanek nie znajdował się daleko od "obozowiska", jednak odszukanie go w niemal całkowitej ciemności było dosyć trudne. Całe szczęście, Minho nie zapomniał z domu telefonu, więc kiedy zawędrował już na miejsce, pozostało mu jedynie znaleźć właściwy namiot. Nietrudno było go zauważyć, nawet ze słabą latarką w komórce. W końcu był to prawdziwy gigant, jedynie ociupinkę mniejszy od tego głównego, w którym mieściła się arena oraz rzędy przeznaczone dla zwabionych na przedstawienie widzów. 

Maturzysta zrezygnował ze światła, które, prawdę mówiąc, niewiele mu dawało. Uważał też, że jeśli w środku kręcą się pracownicy (ci zatrudnieni na nieco innych warunkach niż nieszczęśliwe kreatury za kratami) lub strażnicy, z łatwością mogliby go zobaczyć, a następnie schwytać. Znalazł miejsce, gdzie sznury nie były ciasno związane między czerwonymi płachtami, więc po chwili mocowania się z nimi dostał się do środka. 

Tam z kolei przestał czuć się pewnie. Klatki na podestach ustawione w coś na kształt blokowisk. Większość z nich była pusta, jak dowiedział się podczas wycieczki. Była w tym labiryncie tylko jedna, która go interesowała. Jedna z najbardziej pustych, gdyż serce rezydenta od dawna nie mogło być definiowane jako posiadające jakikolwiek sens. Dodatkowo, poza wieloma niezamieszkanymi klatkami obok, tylko w jednej miał sąsiada. Tyle, że nawet Jisung nie był w stanie z nim porozmawiać. 

❝𝓯𝓻𝓮𝓪𝓴 𝓼𝓱𝓸𝔀❞|#minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz