Rozdział trzeci

472 30 4
                                    

ALENA

La Negra to niewielki bar, wystrojem przypominający dobrze wyposażoną piwnicę. Oświetlenie jest nieco przygaszone, ale parkiet mocno rozświetlony. Króluje tu kolor zielony poprzeplatany żółtymi dodatkami i gadżetami w postaci kaktusów oraz wiszących na ścianach instrumentach, którymi wygrywają serenady, Mariachi. Cóż, bardziej kojarzy się to z Meksykiem, ale być może taki był zamysł właściciela. Trochę jestem zawiedziona, że zespół rozłożył się w lokalu, a nie na zewnątrz i tym samym musiałyśmy wejść do środka. Pierwsze, co robimy, to udajemy się do baru, żeby wychylić coś na odwagę. Ludzie gapią się na nas, bo wyróżniamy się z Mimi w tłumie. Żadna kobieta tu przebywająca, nie ma założonego tradycyjnego stroju, przez co czuję się, jakbym przyszła ubrana jak na bal przebierańców. Mim gromi mnie wzrokiem, bo też zauważyła, jak nas sobie wytykają palcami, ale mam to gdzieś. Nikt mnie tu nie zna i za chwilę zapomną o naszym istnieniu. Czekamy przy barze, aż w końcu podchodzi do nas, barman. Na szczęście nie musiałyśmy długo czekać.
- Hola, hermosas damas - mówi uśmiechnięty blondyn. Co mogę dla was podać? - pyta nadal się, szczerząc.
- Hola - odpowiadam, czerwieniąc się. - Poprosimy dwa cosmo.
- Por supuesto. Już się robi. - Odchodzi na drugą stronę baru i przygotowuje nasze drinki.
- Co on powiedział? - szturcha mnie przyjaciółka, która nie zna hiszpańskiego.
Sama nie znam, ale z telewizyjnych tasiemców nauczyłam się kilka zwrotów i słówek.
- Nic, przywitał się tylko i nazwał nas pięknymi paniami - odpowiadam, wzruszając ramionami.
- Czuję się jak clown w tym stroju, a mogłam założyć, moją seksowną sukienkę. - Patrzy na mnie z pretensją, bo to ja ją namówiłam do założenia czegoś zupełnie innego.
- Jezu, Mimi przestań narzekać - przewracam oczami i odwracam się od niej. Barman podaje nam nasze drinki, za co wylewnie mu dziękuję.
- Gracias, guapo - puszczam mu oko, zabieram nasze drinki i odchodzę w stronę naszego zarezerwowanego stolika.
Mimi idzie za mną, a ja pod nosem się uśmiecham, przypominając sobie minę barmana. Jak to dobrze, że istnieje takie coś, jak tłumacz Google. Siadamy, powoli sącząc nasze trunki i wsłuchując się w piosenki, które wygrywa zespół. Nogi pod stolikiem, zaczynają mi się poruszać w rytm muzyki i mam ochotę potańczyć. Dopijamy zawartość naszych szklanek i mam zamiar zaproponować przyjaciółce, żebyśmy poszły na parkiet, gdy w tym samym momencie, wokalistka zaprasza kobiety do cumbi. Za cholerę nie wiem, co to, ale lecimy chętne, nie znając nawet kroków. Jestem zrezygnowana, ale nie jesteśmy jedyne, które nie wiedzą, jak tańczyć cumbię. Dziewczyna ze sceny postanawia nam pokazać podstawowe kroki i wszyscy podążamy za nią. Na początku jest kupa śmiechu i tańczymy z Mimi, jak pokraki, ale im bardziej powtarzamy sekwencję kroków, tym szybciej zaczynamy je łapać. Jeszcze kilka razy to zatańczę i stanę się ekspertką. Gdy nasza nauczycielka jest zadowolona, każe zagrać zespołowi piosenkę Grupo Niche - Cali Pachanguero. Pierwsze takty piosenki, zabrzmiały jak te z meksykańskich telenowel. Dałam się porwać muzyce, odpłynęłam i zaczęłam wykonywać kroki, dodając coś od siebie. Wszystko dookoła przestało dla mnie istnieć. Byłam tylko ja, parkiet i muzyka. Czułam się wolna jak ptak, który mocno rozkłada swoje skrzydła i odlatuje, nie oglądając się za siebie. Gdy piosenka dobiega końca, jestem cała spocona i wybudzam się z transu, który zawładnął całym moim ciałem. Wszyscy patrzą na mnie i głośno klaszczą, wiwatując i mnie zawstydzając. Mimi chwyta mnie za dłonie i mówi:
- Wow, Alena... Jeszcze nigdy nie widziałam, żebyś była tak bardzo pochłonięta tańcem. Wszyscy się na ciebie gapili i nie mogli od ciebie oderwać wzroku.
- Daj spokój, tylko tańczyłam. Nic nadzwyczajnego - wypowiadam, schodząc z parkietu, gdy kątem oka zauważam trzech facetów, siedzących przy stoliku, wgapiających się we mnie i przyjaciółkę.
W sumie jeden z nich stoi i nie spuszcza ze mnie wzroku. Jest ciemnym brunetem o oczach czarnych jak noc. Znajduje się cztery stoły ode mnie, ale jego oczy są tak wyraziste, że stąd dostrzegam ich barwę. Ma lekki zarost i zauważam, że pokryty jest malunkami. Spod kołnierza jego koszuli, wystaje tatuaż, a raczej ogon skorpiona. Zjeżdżam wzrokiem niżej i dostrzegam, że dłonie ma także pokryte czarnym atramentem. Ciekawe, czy ma je gdzieś jeszcze... A zresztą, co mnie to obchodzi. Dostaję dreszczy na całym ciele, bo jego palący wzrok prześwietla mnie na wylot. Czuję się jak zahipnotyzowana, ale przerywam ten kontakt i kieruję się do naszego stolika, który okazuje się już zajęty. Proszę Mimi, żeby poszła do baru zamówić nam jakieś procenty, a ja udaję się do toalety. Załatwiam swoje potrzeby i opłukuję twarz zimną wodą, żeby ochłonąć, nie przejmując się tym, że pewnie zniszczyłam swój makijaż.
Wracam do przyjaciółki i zastaję ją rozmawiającą przy barze z jakimś kolesiem. Zauważam, że to jeden z tych trzech mężczyzn, którzy nas obserwowali. Nie podoba mi się to, bo bije od nich arogancja, siła i coś jeszcze, co trudno mi określić. Może władza i wyniosłość...? Podchodzę do nich, na co Mimi się odwraca uradowana i od razu włącza jej się słowotok:
- Alena, poznaj Huga. Hugo to moja najlepsza przyjaciółka - przedstawia nas sobie, na co mężczyzna wyciąga dłoń do uścisku.
Po chwili wahania postanawiam ją uścisnąć.
- Miło mi cię poznać, carmelo. - Lekko potrząsa naszymi rękoma. - Twoja przyjaciółka właśnie mi opowiadała, że przyjechałyście tu z Nowego Jorku na wakacje. Potrzebujecie przewodnika po Bogocie? Z miłą chęcią was oprowadzę po mieście, w którym się wychowałem - proponuje, ale ani myślę, z nim gdziekolwiek iść.
- Dzięki za propozycję, ale nie skorzystamy - mówię stanowczo i zastanawiam się, jak się pozbyć tego natręta.
- Może być fajnie, Alena. Hugo zna Bogotę, to może pokaże nam coś ciekawego, czego nie mamy na naszej liście do odwiedzenia - wtrąca się kumpela, na co morduję ją wzrokiem.
Mimi zawsze była w gorącej wodzie kąpana. Nie znamy tego faceta, a co jeśli okaże się jakimś mordercą albo będzie nas chciał uprowadzić? Wolę dmuchać na zimne i go spławić. Może gdyby to był ktoś inny, to bym się zgodziła, ale ten cały Hugo jest jakiś dziwny. Źle mu z oczu patrzy. Jego kumplom to samo, a najbardziej temu brunetowi, który nadal się na mnie gapi i przeszywa mnie tym ciekawskim i świdrującym wzrokiem. Jakby miał w nim jakiś rentgen i dokładnie mnie skanował. Mam na sobie ubrania, ale od jego spojrzenia, czuję się, jakbym była kompletnie naga. Dobrze, że nie przyszedł tu za kolegą, bo chyba bym tego nie zdzierżyła. Nie mogę więcej znieść jego wzroku, więc odwracam się do niego plecami. Teraz czuję, jak wypala mi dziurę w plecach, ponieważ cała płonę. Najlepiej bym stąd poszła, bo odczuwam dozę strachu. Mówią, że Kolumbijczycy to podrywacze, ale akurat nie chcę, żeby to oni nas podrywali. Postanawiam, że czas się ulotnić.
- Mim, na nas już pora. Jestem zmęczona i chcę się położyć - informuję i mam nadzieję, że nie będzie robiła problemów.
- Ale zamówiłam nam drinki - mówi normalnie, po czym szepcze mi do ucha. - Wyrywam faceta, co ty odwalasz?
Barman właśnie podstawia szklanki, a ja nie wiele myśląc, wypijam duszkiem swój i Mimi trunek. Przyjaciółka, Hugo i barman patrzą na mnie, wybałuszając oczy, ale ja sobie nic z tego nie robię, chociaż gardło pali mnie żywym ogniem. Co ona, kurwa, zamówiła?
- Nie ma już drinków, wychodzimy - mówię rozkazującym tonem, łapiąc przyjaciółkę za rękę i ciągnę ją do wyjścia.
Nie sprzeciwia się i daje się wyprowadzić, ale gdy wypadamy na zewnątrz, wyrywa się i staje kilka kroków ode mnie. Jest wściekła, jednak musiałam nas stamtąd wyprowadzić.
- Co, to do cholery było, Alena?! - krzyczy do mnie i podpiera dłońmi boki. - Zachowałaś się, jak matka, wyciągająca córkę z imprezy, która nie stawiła się na czas w domu - grzmi.
- Przepraszam Mim, ale ten facet był jakiś dziwny. Widziałaś, jak nam się przypatrywał? - zwracam jej na to uwagę.
- Jezus Maria, nie pomyślałaś, że może wpadłam mu w oko i chciał poflirtować? To znaczy, Hugo na pewno chciał, ale twój morderczy wzrok pewnie go do tego zniechęcił - wypluwa, patrząc na mnie, jak na idiotkę. - Nie psuj tego, okej? Mamy się bawić, a ty się zachowujesz, jak matka kwoka.
- Wiem, ale mu źle z oczu patrzy. To jest na pewno typ spod ciemnej gwiazdy - wyrzucam ręce do góry, sprzeczając się z nią nadal.
- Tak, bo ty jesteś czarodziejką i wiesz, jakim on jest mężczyzną. Gorszych głupot nie słyszałam - syczy i ma zamiar wrócić do środka.
- Gdzie ty idziesz? Chcę już wracać do hotelu - jęczę, bo ten wieczór zapowiadał się fajnie, a skończył naszą mini kłótnią.
- No to wracaj. Ja nie przyjechałam tu po to, żeby zamknąć się w pokoju hotelowym. Ze zwiedzaniem idę ci na rękę i z tobą wszędzie chodzę, to ty mogłabyś się odwdzięczyć i ze mną wychodzić wieczorami bez przynoszenia mi wstydu. Błagam cię, Alena, nie zamieniaj tego pobytu w koszmar, tylko dlatego, że ktoś się do nas przystawia. Miałyśmy iść na całego i sprawić, że to będą niezapomniane wakacje. - Patrzy na mnie ze smutkiem w oczach i robi mi się głupio.
Być może moje zachowanie wynika z tego, że naczytałam się o mafiach i staram się być czujna i zawczasu wychwytywać zagrożenie, ale Mimi ma rację. Ten urlop ma być czymś, co będziemy zawsze miło wspominać. Po prostu muszę odpuścić i bawić się dobrze.
- Masz rację, wybacz, że zachowuję się, jak ochroniarz. Jeśli chcesz, to możemy wrócić do środka i zalać się w trupa. Co ty na to? - wybucham śmiechem i widzę, jak wyraz twarzy przyjaciółki się zmienia na zadowolony.
- No i teraz gadasz z sensem. - Obejmuje mnie ramieniem i wracamy do środka.
Od razu się rozglądam po wnętrzu, ale ci, których szukam wzrokiem, zniknęli. Jestem zadowolona i z tej okazji mam zamiar wypić coś mocniejszego.
- Czego tym razem napijesz się, cariño? - Barman bezpośrednio zwraca się do mnie, pucując szklankę.
- Zaskocz nas. Może coś, co jest u was popularne? - Podpieram brodę na dłoniach i unoszę do góry głowę.
- Dobra, zaraz wracam - rzuca.
Odchodzi kawałek dalej i sięga z półki z alkoholami po jakąś butelkę. Do shaker'a wrzuca lód, alkohol i inne składniki, po czym energicznie całością, wstrząsa. Przelewa do szklanki zawartość i powtarza cały proces. Ozdabia nasze kieliszki twistem z grejfruta i gotowe. Przynosi nam drinki z uśmiechem na twarzy, podsuwa do nas i czeka na naszą reakcję.
- Mmm... Pyszne - zachwalam i upijam trochę więcej. - Co to jest?
- Nazywa się aguardiente - wypowiada zadowolony, wycierając blat.
- Możesz jaśniej?
-Aguardiente, to inaczej ognista woda. Jest to likier zrobiony na bazie trzciny cukrowej i anyżu. Dodałem kilka innych magicznych składników, żeby przygotować wam coś ekstra. Cieszę się, że wam smakuje. A teraz wybaczcie, muszę iść obsłużyć klientów - przeprasza nas i podchodzi do grupki młodych facetów.
-Mam zamiar pić to do końca naszego pobytu. - Pociągam solidny łyk, delektując się smakiem wyczuwalnego kokosa.
Mimi potakuje, bo to jej smaki i ogólnie ona lubi anyż, a w szczególności cukierki, których ja wręcz hnienawidzę. Spędzamy w La Negrze czas do samego zamknięcia i jesteśmy ostatnimi klientkami, które opuściły lokal, po czym zamawiamy taksówkę i nawalone wracamy do hotelu. Jak na złość nie chce nam się spać i wręcz rozpiera nas energia, ale kładziemy się na łóżku, przebrane w piżamy. Mimi włącza na telefonie piosenkę Juanes - La Camisa Negra i gdy zaczyna się refren, wydzieramy się, śpiewając i głośno, rechocząc.

Colombian Mafia. Niezapomniane wakacje/ZOSTANIE WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz