Gdy ciało Rushify zostało wrzucone na jeden z powozów z uchodźcami ten nie odbierał żadnych sygnałów z zewnątrz. Przepełniony nadzieją że jego rodzina żyje starał się nie zadręczać co było trudne w jego stanie. Nie wiedział czy na pewno dożyje kolejnego otwarcia oczu dlatego usilnie starał się je otworzyć. Co jakiś czas odbierał jakieś sygnały z zewnątrz w postaci niezrozumiałych rozmów czy czucia jak ktoś chwyta go za ramię. Nawet co jakiś czas udawało mu się otworzyć oczy. Przez niewyraźne spojrzenie dostrzegał kobiecą twarz. Z każdym razem gdy otwierał oczy coraz bardziej godził się ze śmiercią. Wydawało mu się że to nie jest człowiek tylko anioł.
Po kilku godzinach udało mu się powrócić do żywych i wycisnąć z siebie kilka słów:
- Umarłem?
- Nie, spokojnie - odparł dziewczęcy głos dobiegający z lewej strony
- Czyli to nie był anioł? - zapytał Rushifā siadając i otwierając oczy z grymasem bólu na twarzy.
- O czym ty mówisz? - dopytywała dziewczyna
Rushifā na nią spojrzał. Miała bordowe włosy i zielone oczy. Jej twarz zaczął obejmować rumieniec zdając sobie sprawę że Rushifā mógł ją przyrównać do anioła. Obok tej dziewczyny spała dosyć podobna lecz nieco starsza kobieta, może to siostra, ciotka, a może matka. Tego Rushifā nie był pewien lecz widział po niej ogromne zmęczenie.
- Em może mi się zdawało. - stwierdził Rushifā samemu lekko czerwieniąc się na twarzy. Było to dla niego nieco niezręczne.
Powoli zbliżali się do ukrytego portu co oznaczało przesiadkę za maksymalnie pół godziny. Chcąc rozładować niezręczną atmosferę Rushifā zapytał pierwszy.
- Jak się nazywasz? - delikatnie się do niej uśmiechnął.
- Ishizuka Yumia, miło poznać - odpowiedziała dziewczyna odwzajemniając uśmiech - a ty?
- Shibakariki Rushifā, mi również miło. Długo już jedziemy?
- Może z pięć godzin - odpowiedziała Yumia dodając po chwili - widzę że leki działają.
- Jakie leki?
- Gdy Cię wrzucili do nas, moja mama się Tobą zajęła. Nieco też pomogłam ale to nic takiego.
- Dziękuję - w głosie Rushify słychać było wdzięczność. - Myślałem że już po mnie
- Straciłeś dużo krwi, jak sądzę po stroju to byłeś w ANBU.
- Moja ręka - Mruknął Rushifā chowając twarz w swojej prawej i zarazem jedynej dłoni.
- Nie martw się, skoro udało Ci się przetrwać to wszystko dodatkowo z takimi obrażeniami to na pewno sobie poradzisz bez niej.
- Tak sądzisz?
- Wiesz mało który dorosły miałby na tyle zdolności by zostać ANBU, a ty mając. Właśnie ile ty masz lat?
- Czternaście - spojrzał na miejsce gdzie powinno być jego ramię.
- Walczyłeś z posiadaczem Sharingana?
- Czekaj co? Skąd wiesz?
- Raz że wasza walka przyciągnęła sporo uwagi dwa - pokazała mu dwa pojemniki do których schował on oczy przeciwnika gdy go zabił.
- Miałem szczęście - odparł Rushifā będący z natury człowiekiem skormnym.
- Samo szczęście tu by nie wystarczyło.
- Czyli walczyłaś? - nagle stwierdził Rushifā.
- Byłam medykiem, nie wychodziłam poza mury miasta aż do samego końca. Nie pozwalali młodszym bardziej się angażować.
- Mam prośbę
- Jaką?
Rushifā palcami odciągnął swoją powiekę do góry i skórę pod okiem do dołu ukazując gałkę oczną.
- Możesz mi wszczepić jednego Sharingana i stare oko wstawić do tego słoika?
- Jesteś pewien?
- Tak, musiało zostać uszkodzone w czasie tego wybuchu i dużo gorzej nim widzę.
- Dam Ci dziewięć minut na zastanowienie. Dobrze? - powiedziała Yumia
- Dobrze.
Minęło dwadzieścia minut, a w oddali słychać było mewy które świadczyły o tym że coraz bliżej do morza. Zabieg z podmianą oka był bardzo szybki i dzięki lekom przeciwbólowym całkiem bezbolesny. Wzrok mu powrócił, a z racji na ogromną czakrę wiedział że nowe oko da mu ogromne możliwości. Wraz z tym jak dotarli do portu, drogi Rushify i Yumi się rozeszły.
CZYTASZ
Pamiętnik Shibakariki Rushify: Yumia Ishizuka
FanfictionAkcja opowieści obejmuje wybrane momenty historii między zniszczeniem Uzushiogakure, a atakiem lisiego demona na Wioskę liścia. Głównym motorem napędowym tej historii jest relacja między dorastającym Rushifą, a jego rówieśniczką o imieniu Yumia.