Sąsiadka

7 3 0
                                    

Wstałem o 8:30 żeby jak najszybciej pójść i pożegnać się z moją jedyną przyjaciółką Panią Stella. Moja sąsiadka, była normalna w pewnym znaczeniu tego słowa. To znaczy była człowiekiem i tyle. Chodziłem do niej: co wtorek na herbatkę, w poniedziałek, czwartek i sobotę z zakupami oraz wyprowadzałem jej psa co dzień wieczorem. Skay była piękna i ogromną suczką dalmatyńczyka. Pomagała jej w codziennym życiu od 44-ego roku życia, odkąd ta straciła wzrok. Była bardzo dzielna i stara, gdyż przyszła do niej sama już jako duży piesek. Przeszło mi przez myśl że mogła to być sprawka jednego z elfów. O godzinie 9:15 zapukałem do drzwi mojej sąsiadki po pięciu minutach drzwi się otworzyły.
-Halo?Kto tam-zapytała
-Emm... to tylko ja-przywitałem się
-Witaj! młodzieńcze coś się stało-spytała zmartwiona
Pani Stella zawsze była przewrażliwiona.
-Właściwie to tak-odrzekłem i spojrzałem na kapcie które były chyba nowe w kolekcji
-Coś poważnego, wzywać pomoc?-szybko odrzekła
-Nie, nie w ten sposób... Ale chyba poważnego-zasmuciłem się
-Wejdź może do środka. Zapraszam
-Jasne, mogę Pani pomóc-zaproponowałem grzecznie
Dziś jest środa ale i tak mam dla Pani zakupy i to mogą być ostatnie zakupy, które mogę Pani zrobić... Nagle jej mina zrzędła. Nie mogłem dłużej czekać i rzekłem "wyprowadzam się dziś". Szybko powiedziała żebym się o nią nie martwił, łzy napłynęły mi do oczu; czasem są plusy braku wzroku. Zaczęła śpiewać piosenkę którą zawsze razem śpiewaliśmy, dołączyłem się. Nagle powiedziała że wiedziała o tym dniu, że kiedyś to się wydarzy, że będę musiał opuścić ten dom. Nie odpowiedziałem na to nic, zabrakło mi tchu w piersiach. Pożegnałem się najpierw ze Skay suczka skakała po mnie jakby wiedziała o co chodzi. Podszedłszy do Sąsiadki powiedziałem że była dla mnie bardzo ważna i nigdy o niej nie zapomnę. Wzruszyła się, pierwszy raz to widziałem. Nie mogłem na to patrzeć i powolnym krokiem odszedłem. Całą drogę płakałem. Pani Stella nie wiedziała że mieszkamy od siebie 15minut autobusem. Wprowadziłem się tu w ten sam rok co staruszka straciła wzrok. Nie miałem serca jej tego powiedzieć. W automacie kupiłem sobie batona i kawę, myślałem że w ten sposób mój dzień będzie lepszy. Spojrzałem na wielki zegar kościelny i zobaczyłem że jest 14:36 spędziłem tak ponad 5h! Niemożliwe! Pobiegłem szybko na autobus bo ostatni kurs był o 14:41 a przystanek był dwie przecznice dalej.

Gwiazdy nie zawsze mówią prawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz