przystanek autobusowy

5 3 0
                                    

Mało brakowało i spóźnił bym się na autobus. Droga  zazwyczaj przebiegała mi długo i nudnie. Tym razem było inaczej. Po wejściu do autobusu kupiłem sobie bilet i usiadłem obok jakiegoś mężczyzny. Każde miejsce było zajęte oprócz tego jednego. Każdy spojrzał na mnie w momencie gdy usiadłem i się przywitałem. Spytałem się go czemu nikt tu nie siada. Powiedział mi że każdy uważa go za głupca i szamana. Nie słyszałem o takich plotkach, może dlatego że nie wychodzę z domu praktycznie w ogóle.
-Dlaczego tak uważają- zapytałem
-Po tym co im mówię twierdzą że to bzdury i próbuje ich nastraszyć.
-Coś takiego ma Pan do powiedzenia- byłem ciekawy Jego odpowiedzi
-Za dawnych czas dużo czytałem o światach magii i różnych potworach. Prawie siedemnaście lat temu usłyszałem krzyki pochodzące z jaskini obok której niedaleko mam domek letniskowy. Oczywiście pobiegłem tam razem z moim 14-sto letnim synem.
-Kiedy to dokładnie było?
-Był to poranek słońce wznosiło się nad górami, czwartek środek tygodnia, data szybko wypadła mi z głowy więc jej nie pamiętam. Czemu pytasz młodzieńcze?
-Jestem ciekaw dalszych wydarzeń. Tak naprawdę wszystko sprawiało mi wrażenie że mówi o moich narodzinach, wiejące i czas się zgadzają.
-Może mi Pan powiedzieć co było dalej?
-Przed wejściem do jaskini stało dwóch mężczyzn, ale nie do końca mężczyzn byli to w połowie konie, a w połowie ludzie. Nie mogliśmy wejść do środka ale krzyki były coraz głośniejsze. Niedowierzałem w to co wiedzę. Legendy głoszą że w tym mieście są magiczni.
-O jakichkolwiek nie mówił był dla nas zagrożeniem.
-Siedziałem tam z synem dobre dwie godziny. Bałem się odejść gdy te odgłosy się nasilały.
-Wszystko mi pasuje ja rodziłem się naturalnie za to moja siostra była wyjmowana cesarskim cięciem.
-Po długim czasie z jaskini wyszedł wysoki mężczyzna, jakby golem. Zielona skóra, łuski na ciele, duża morda, żeby niczym niedźwiedź. Odrazu po nim kilka mniejszych golemów.
-W tym momencie do mnie dotarło że myślimy o tym samym.
-Gdy golemy wyszły, masowo wychodzili z tamtąd ludzie, zwykli ludzie, przynajmniej tak mi się wydawało w tamtym momencie. Pojedyńcze osoby zaczęły latać, niektóre wtapiały się w ziemię, a niektóre miały podobne błyskotki. Na końcu wyszła matka z dwójką dzieci były piękne, lecz świeciły się jak diamenty. Jedna była dziewczyna z ciemną karnacją za to drugi był chłopiec tak blady jak ty.
Spytałem co potoczyło się dalej. Wiedziałem że mówimy o tym samym.
-Nagle poczuliśmy dotyk na ramieniu, ja i mój syn. Złapali nas. Krzyczałem żeby może ktoś nas usłyszał. Nie udało się, zaciągnęli nas do jaskini. Położyli na kamieniach i zaczynali mówić coś w swoim języku. Jakby chcieli rzucić na ans klątwę. Nie było ich wiele może z 4/5. Chyba zasnąłem, bo nic nie pamiętam. Jak się obudziłem mój syn był osłabiony i zmasakrowany psychicznie. Nie było już nikogo. Chciałem biec po pomoc ale nie było wyjścia, głazy zastawiony nam ucieczkę. Syn umierał mi na rękach, nigdy sobie tego nie wybaczę.
-W takim razie jak Pan uciekł?
-Krzyczałem tak długo aż ktoś w pewnym momencie usłyszał mnie i wezwał pomoc, uważam to za cud, ale nie cud, którego bym chciał; syn mi umarł. Sprawę zgłosiłem na policję, to był błąd. Wysłali mnie na terapię i nic z tym nie zrobili. Teraz gdy o tym mówię, każdy ma mnie za głupca.
-Ja nie- powiedziałem
-Naprawdę- spytał
-Tak. Wierzę Panu że coś takiego może być.
I w tym momencie weszła do autobusu Sara. Znalazła miejsce dla dwóch osób i zawołała mnie. Byliśmy tylko jeden przystanek od domu nie wiem po co chciała jechać autobusem, to do niej nie podobne.
-Czy mógłbym przesiąść się do siostry właśnie weszła i mnie woła- zapytałem
-Jasne! Młodzieńcze
-Jestem Victor- przedstawiłem się
Sara znalazła miejsca obok kierowcy, nikt tam z chęcią nie siadał ponieważ Adam, bo tak ma na imię ten kierowca wszystkiego podsłuchuje. Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Po wyjściu spytałem o co chodzi czemu przejechała się autobusem. Powiedziała że czuła, że jestem zniesmaczony rozmową z kimś. Czy to były prześwity jej mocy? Sam nie wiem. Była mądrzejsza odemnie więc spytałem czy to możliwe przeżyć klątwę od elfów. Nie rozumiała mojego pytania, stwierdziła że to nie na miejscu. Dopytałem ponownie o to samo, odrzekła że jest taki jeden sposób.
-A jaki!
-Musisz być przy kimś kogo kochasz całym sercem i dać mu umrzeć.
Czyli tam naprawdę ten mężczyzna dał umrzeć swojemu synowi. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Dalszą drogę do domu przeszliśmy w ciszy.

Gwiazdy nie zawsze mówią prawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz