Prolog

9 2 3
                                    

Biegnę najszybciej jak tylko potrafię choć wiem, że moje szanse bym zdążyła na czas są mniejsze niż aktualny stan mojej samooceny. Czuję jak krew buzuje mi w żyłach przez co moja skóra nabiera czerwony odcień, a oddech staje się nierównomierny. Dodatkowo w lewej łydce pojawia się kłucie, które staram się ignorować, co nie zmienia faktu, że mimowolnie zwalniam. Dusząca pogoda i brak jakiegokolwiek wiatru nie ułatwia mi zadania, a jedynie powoduje zbierające się krople potu na karku, które zaczynają spływać po moich plecach.

By dostać się w końcu na przystanek autobusowy muszę pokonać jeszcze jedną przecznicę. Biorę więc głęboki wdech i przyspieszam w duchu modląc się, by rozwiązane sznurówki oraz nierówny chodnik nie spowodowały krwawego zakończenia semestru.

Bycie na czas zdecydowanie nie jest moją mocną stroną. Podobnie jak marna kondycja, z którą powinnam coś zrobić. Nie tym jednak powinnam się w tej chwili przejmować. Będąc na ostatniej prostej by dotrzeć do celu z mojej skórzanej torby zdążyło uciec kilka kartek z pracami. Trzymając więc kilka pogniecionych kartek liczę, że po drodze z mieszkania nie zgubiłam ich więcej.

W swoim prawie dwudziestodwuletnim życiu nie spodziewałam się naprawdę wielu rzeczy, a szczególnie tego, że będę w stanie się tak ucieszyć na widok czekającego na mnie autobusu. Z ulgą na sercu wskakuję do środka wraz z jeszcze kilkoma osobami i przeciskam się między ludźmi tak, by dotrzeć na jakiekolwiek wolne miejsce, najlepiej pod oknem. Akurat dziś, wyjątkowo bardziej niż zwykle o wpół do dziewiątej rano w pojeździe znajduje się sporo ludzi utrudniając mi przemieszczanie się i powodując, że co chwilę mruczę, krótkie "przepraszam", gdy kogoś nadepnę.

Po przeciśnięciu się między dwoma mężczyznami o dość sporej posturze nie jestem uwierzyć w swoje małe szczęście, gdy moim oczom ukazuje się wolne siedzenie. Nie jest mi jednak dane postawić choćby kroku w jego kierunku, ponieważ autobus nagle skręca, a moje ciało zaskoczone tym posunięciem bezwładnie zaczyna upadać tak, że czuję się jak szmaciana lalka niemająca na nic wpływu, nawet na swoje ruchy. Przed ostatecznym upadkiem i starciem się z twardą rzeczywistością ratują mnie silne dłonie, których palce wbijają się w moje nagie ramiona. Oczy otwieram dopiero w momencie, gdy czuję jak moje stopy znajdują się w odpowiedniej pozycji, a ja jestem w stanie stać stabilnie.

Słyszę jedynie jak torba z mojego ramienia upada na podłogę, a kilka rzeczy z niej wylatuje przez zepsuty od dawna zamek. Nie zerkam jednak w dół, by móc wszystko pozbierać, ponieważ nie to w tej chwili jest najważniejsze. Zamiast tego mrugam kilkukrotnie mając wrażenie, że w gardle pojawiła się gula uniemożliwiająca mi wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa, gdy patrzę na chłopaka przede mną. Obydwoje nie ruszamy się choćby na milimetr, ale ja czuję jak jego uścisk łagodnieje.

Muszę stwierdzić, że dawno nie poczułam w swoich płucach uścisku spowodowanego przez przyspieszenie akcji serca. Nie mam jednak pojęcia, czy jest to spowodowane porannym wysiłkiem fizycznym, duszącym powietrzem w autobusie, czy może chłopakiem o złotych jak bursztyn tęczówkach. Choć opierając dłonie o jego tors i jednocześnie czując pod cienkim materiałem czarnej koszulki jak napina mięśnie jestem prawie pewna, że może chodzić właśnie o niego.

Tą jakże wyjątkową dla mnie chwilę, przez którą czuję się jakby świat na moment zwolnił, a ja sama znajdowała się gdzieś indziej postanawia przerwać tym razem gwałtowne naciśnięcie hamulca przez kierowcę. Tym samym powoduje to, że znów lekko chwieję ale powracam do szarej rzeczywistości.

Kilkukrotnie mrugam jednocześnie kręcąc przy tym głową oraz starając sobie przypomnieć ile sekund, lub co gorsza minut stałam jak wryta skanując twarz chłopaka. Ponownie czuję jak twarz zaczyna się czerwienić, dlatego jak oparzona zabieram dłonie z ciała chłopaka. Speszona tym, że zbyt długo naruszałam jego przestrzeń osobistą nie jestem w stanie powiedzieć prostego "dziękuję". Jedyne co robię to pochylam się by móc pozbierać swoje rzeczy z powrotem do torby i licząc, że w końcu nauczę się stawać niewidzialną.

Don't blame meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz