Prolog

33 4 4
                                    

Jak na pierwszy dzień września, było całkiem ciepło. Słońce wyglądało zza chmur, rzucając swe promienie i oświetlając swoim blaskiem cały peron, a dokładniej - Peron 9¾. Wkoło roiło się od rodzin, które żegnały swoje dzieci przed ich odjazdem do Hogwartu.

— Nie martw się, wszystko będzie dobrze. — Krolia uśmiechnęła się lekko do swojego dziesięcioletniego syna Keitha.
— Najważniejsze, żebyś trzymał się blisko Lance'a. Razem będzie wam łatwiej. — poczochrała mu włosy, na co ten się lekko skrzywił, aczkolwiek nie zaprotestował. Następnym razem zobaczy swoją matkę dopiero po zakończeniu roku szkolnego, ewentualnie w trakcie przerwy świątecznej, czyli za dobre kilka miesięcy. — No, a teraz leć już.

— Pa mamo. — uśmiechnął się do niej na pożegnanie, po czym razem z kufrem i klatką z sową ruszył przez zatłoczony peron, szukając wzrokiem brązowej czupryny swojego przyjaciela.

Powietrze przeszył gwizd lokomotywy szykującej się powoli do odjazdu. Keith przyspieszył kroku; uczniowie wchodzili już do pociągu, więc dworzec trochę opustoszał. W końcu dostrzegł Lance'a żegnającego się ze swoimi rodzicami. Jego rodzeństwo pewnie już dawno zajęło sobie miejsca w wagonach.

Uśmiechnął się lekko do państwa McClain, po czym zwrócił się do przyjaciela:

— Idziesz? Musimy się pospieszyć.

— To prawda, lepiej już idźcie, co się nie spóźnicie. — dopowiedział pan McClain, zerkając w stronę dużego zegara wiszącego na ścianie peronu.
— Nie wiem jak byście się mieli dostać do tego waszego Hogwartu, jakbyście się spóźnili. Moje audi pewnie kilka dni by tam jechało.. — mruknął pod nosem. Pan McClain był mugolem w przeciwieństwie do żony i dzieci, stąd często rzucał podobnymi tekstami.

— Nie narozrabiajcie tam za dużo, dobrze? I pamiętaj, żeby pisać do nas listy, najlepiej codziennie. — pani McClain uśmiechnęła się smutno.
— Będziemy tęsknić. — dodała jeszcze, ostatni raz tuląc do siebie syna.

— Ja też... — wymamrotał chłopak, czując się lekko zażenowany i zestresowany tak długimi pożegnaniami. Już dawno powinni zajmować miejsca. Po chwili znów rozległ się dźwięk gwizdu pociągu. —  Mamo, naprawdę musimy już iść!

— Tak, tak, wiem, idźcie! — ponagliła ich, wyzwalając syna ze swoich objęć. Ukradkiem przetarła lekko załzawione oczy. — Pamiętajcie, jeśli będziecie potrzebować pomocy, macie Veronicę i Louisa! — zawołała do odbiegających już chłopaków. Chodziło jej oczywiście o starsze rodzeństwo Lance'a.

— Tak, pamiętamy! — zawołał Lance, machając jeszcze dłonią na pożegnanie w biegu. Wskoczył z brunetem do pociągu niemal w tym samym momencie, w którym ten zaczął odjeżdżać ze stacji. — Mało brakowało. — wysapał, widząc oddalający się za oknem peron. — lepiej chodźmy znaleźć jakiś wolny przedział.

Keith skinął głową. Zabrali swoje rzeczy i kierowali się prosto korytarzem, szukając wolnego miejsca.

— Wszędzie ktoś jest... — wymamrotał czarnowłosy po jakimś czasie, gdy ponownie minęli pełny przedział.

— Tutaj jest tylko dwójka uczniów. — Kubańczyk zatrzymał się nagle. Spojrzał na Keitha niepewnie, wiedząc, że ten zapewne wolałby mieć przedział tylko we dwójkę, bez żadnych obcych osób.
— Dosiadamy się czy..?

I trusted you || KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz