Rozdział 1

28 2 4
                                    

Gęste i szare chmury przykrywały niebo. Pojedyncze krople zaczęły z nich skapywać i rozpryskiwać się na chodniku. Czarnowłosy chłopak szedł samotnie z ponurą miną przez Peron 9¾ w stronę pociągu, żeby zacząć piąty rok nauki w Hogwarcie. Schował ręce do kieszeni szaty, deszcz jednak zdawał mu się zbytnio nie przeszkadzać.

Jego matka już od kilku lat przestała go odprowadzać na dworzec. Nie żeby to było dla niego jakieś przykre. Właściwie był całkiem przyzwyczajony do samotności.

Specjalnie przyszedł szybciej, żeby uniknąć tłumów. pojedyncze osoby kręciły się już na peronie, ale nie zwracał na nie szczególnej uwagi. Wszedł do pociągu i znalazł pierwszy lepszy wolny przedział. Zamknął się w nim i standardowo usiadł przy oknie. Deszcz powoli przybierał na sile; teraz po szybie spływały nie pojedyncze krople, a całe ich strumienie, zostawiając po sobie mokre ślady. Keith przetarł ręką zaparowaną szybę, żeby cokolwiek przez nią widzieć. Na peronie unosiła się delikatna mgła, coraz więcej ludzi zaczynało się pojawiać.

Jego wzrok natrafił na dwójkę pierwszorocznych, stojących obok siebie i wesoło rozmawiających. Jeden z nich był wyższy, miał ciemniejszą cerę i jasnoniebieskie oczy. Drugi był niższy, z alabastrową karnacją i fiołkowymi oczami. Wydawali się jakoś dziwnie znajomi.. Keith zamrugał zdziwiony, a gdy ponownie otworzył oczy, dzieci zniknęły.

A dokładniej — on i Lance zniknęli.

Westchnął ciężko; to był tylko wytwór jego wyobraźni. Szkoda tylko, że takie wizje widzi dość często. Minęło 5 lat, ale oczywiście nadal nie zapomniał. Zwyczajnie nie potrafił. 

~

Uczniowie powoli zaczęli opuszczać Wielką Salę, prowadzeni przez swoich Prefektów. Czarnowłosy przepchnął się przez tłum, w którym szukał swojego przyjaciela.

— Lance! Lance, nie wiem jak to się stało! Byłem pewny, że będę z tobą w Gryffindorze, nie chcę być w Slytherinie. — żalił się Keith, podbiegając do niego. — Dlaczego tak mnie przydzielili?

Keith, może lepiej pogadamy później, okej? — rzucił Lance uciekając gdzieś wzrokiem — Wiesz, idziemy teraz do dormitorium i nie chce się tu zgubić. —
nie czekając na jego odpowiedź ruszył za resztą uczniów z Domu Lwa. Nim odszedł, Keith podszedł do niego i złapał go za rękaw szaty, żeby go zatrzymać.

Ale to nic nie zmienia, prawda? Dalej będziemy się przyjaźnić, niezależnie od wszystkiego?

Lance w końcu odwrócił się do niego i spojrzał mu w oczy.

Oczywiście, że tak! — zapewnił go z lekkim uśmiechem. — wszystko będzie jak dawniej, obiecuję.

Na te słowa Keith uśmiechnął się i odetchnął z ulgą.

Inne domy przecież nie mogą ich rozdzielić.

Wszystko będzie jak dawniej.

~

Czarnowłosy miał ochotę gorzko się zaśmiać na samo to wspomnienie. Taa, rzeczywiście wszystko jest jak dawniej, rzucił w myślach.

~

To jak? Dziś w bibliotece o 17 tak jak się umawialiśmy? — upewnił się jedenastoletni Keith, podchodząc do Lance'a na przerwie.

Do biblioteki? Sorry, ale chyba nie dam rady przyjść. Chcieliśmy z  Jamesem i resztą iść gdzieś po lekcjach. — odparł  chłopak.

— Ale miałem ci wytłumaczyć eliksiry...  odpowiedział Keith lekko zbity z tropu.

— Pidge też je rozumie, więc najwyżej ona mi je wytłumaczy. Muszę już iść. — wyminął go i poszedł w stronę przyjaciół ze swojego domu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 21 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

I trusted you || KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz