I znów znalazłam się w tym zimnym budynku, ze stali, szkła i betonu.
Brrr! Jak można mieszkać w tak koszmarnie wypranym z emocji wnętrzu? Jeśli tak samo zamierza urządzić knajpę, to ja się chyba powieszę.
Gabriel siedział w kuchni, wymownie spoglądając na zegarek. Białe, lśniące gładkimi blatami pomieszczenie, bardziej przypominało laboratorium z amerykańskich filmów sf, niż miejsce gdzie przygotowuje się domowe obiadki.
– No co? – spytałam wrogo. – Spóźniłam się te dziesięć minut, bo musiałam stać w kolejce po twoje parszywe bułeczki!
– Trzeba było szybciej wyjechać z domu.
Byłam niewyspana, zestresowana, a on dodatkowo mnie denerwował. Wyłuskałam z torby pierwszą bułę i bez zastanowienia w niego rzuciłam.Trzeba przyznać, że skubaniec miał refleks, bo złapał ją w locie. No cóż... Z kolejnymi nie poszło mu już tak gładko. Trzy ostatnie wylądowały na podłodze.
– Smacznego szefie – powiedziałam z satysfakcją, kiedy skończyła mi się amunicja. – Następnym razem mogę jeszcze kupić pomidorki. Najlepiej w puszce...
Zacisnął z całej siły zęby. Widać było, że jest wściekły i dziwnie rozdrażniony. I dobrze. W takim razie, oboje nie mieliśmy nastroju na przyjacielskie rozmowy, które mogły się skończyć w wiadomy sposób.
– Zaczniesz od łazienek. Wszystko ma lśnić, kiedy skończysz. Do pucowania fug możesz wziąć moją szczoteczkę do zębów.
Wzruszyłam ramionami, a po chwili szperania, wyjęłam z jednej szafki kubek i pstryknęłam włącznikiem ekspresu. W nosie miałam wszelkie porządki oraz przygotowywanie posiłków i zmuszając mnie do nich, mógł tylko zyskać dodatkowe kłopoty. Z rozbawieniem wspomniałam, gdy usiłowałam zgrzać kiełbasę w garnku bez wody, po czym sytuację w kuchni uratowała moja mama.Gabriel z niejakim osłupieniem obserwował, co robię. Pewnie myślał, że pobiegnę świńskim truchtem wykonywać jego polecenia.
– Chcesz kawy? – odezwałam się łaskawym tonem. – Kawę ewentualnie mogę robić.
– Myśmy się chyba nie zrozumieli?!
– Od samego początku kochaniutki, od samego początku.
– Jesteś tu, by sprzątać, a nie pić sobie kawkę! – ryknął nieoczekiwanie, podrywając się z miejsca. Wdepnął przy tym z impetem w jedną z bułek, a usiłując odzyskać równowagę, oparł się o blat stołu, który pod wpływem nacisku przesunął się płynnym ruchem o dobre kilka centymetrów.
– Jasna cholera! – zaklął. Głęboko odetchnął, po czym skierował w moją stronę nienawistny wzrok.
– No co? Sam chciałeś mego towarzystwa w tym domu.
– A ty chcesz, bym was wszystkich wyrzucił na bruk?
Mruknęłam coś pod nosem, umyślnie starając się, by przypadkiem tego nie usłyszał, po czym schyliłam się po zmaltretowane pieczywo. Zapach świeżo parzonej kawy nastroił mnie dość pokojowo.
– Coś mówiłaś?
– Nie. Wypiję kawę i idę szorować łazienkę szczoteczką do zębów.
– Najpierw śniadanie.
– Co? – zapatrzyłam się niczym sroka w gnat. – Przecież kupiłam te cholerne bułki?
– Jajecznica z trzech jajek, na masełku. Do tego pieczywko.
– Niby ja mam zrobić tę jajecznicę?
– A widzisz tu kogoś innego? – zatoczył ręką dookoła.
Cóż. To chyba nie powinno być trudne. Wbija się jaja na patelnię i miesza.
– Ma być za kwadrans. Zjem na tarasie.
Zostałam sama w sterylnie czystym pomieszczeniu. W krótkim czasie znalazłam patelnię, jajka i masło. Przez chwilę wytężałam pamięć, usiłując przypomnieć sobie jak to robiła mama. Ten idiota Gabriel, sądził z pewnością, że skoro pracuję w restauracji, to potrafię gotować. Nic bardziej mylnego.
Włożyłam na patelnię masło, jajka i intensywnie całość wymieszałam. Po pięciu minutach z nieufnością przyjrzałam się brei, która ani trochę nie zmieniła swego wyglądu. Hm... Ano tak. Zapomniałam włączyć palnik.
Chwilę później w skupieniu przekładałam jajecznicę na talerz. Dołożyłam posmarowaną masełkiem bułeczkę i kawę.
– Śniadanko! – oznajmiłam radośnie, stawiając przed Gabrielem tacę.
Nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie ponuro. Przyznałam w duchu, że wyglądał niezwykle seksownie na bosaka, w porozciąganych spodniach od piżamy i wymiętej, białej koszulce.
– Co to jest?
– Jajecznica?
– Jaja to chyba ty sobie ze mnie robisz?!
Spojrzałam na niego niepewnie. Potem na talerz.
– Myślisz, że ci odpuszczę?
– Nie umiem gotować – przyznałam się uczciwie. – Jestem świetnym cukiernikiem i bardzo słabiutką kucharką. A to moja pierwsza w życiu, samodzielnie przyrządzona jajecznica.
Trzeba przyznać, że go ustrzeliłam.
– A sprzątać umiesz? – spytał jadowicie, odsuwając od siebie wzgardzoną potrawę.
– Owszem. Niemal tak dobrze, jak ty potrafisz zachowywać się niczym skończony dupek.
– To bierz miotłę, odkurzacz i szmaty. A potem do roboty!
Tym razem zabolało. Te słowa wypowiedział tonem tak jawnej pogardy i złości, że w końcu poczułam się urażona. Tak bardzo, że talerz z problematyczną jajecznicą wylądował na jego głowie. Zamarł zaskoczony, z filiżanką kawy uniesioną w górze. Ocknął się dopiero, kiedy jeden z kawałków wpadł do naczynia z głośnym chlupotem. Na wszelki wypadek cofnęłam się o kilka kroków w tył. Gabriel wyglądał na potężnie rozjuszonego. Ale nie zdążył uczynić nawet najmniejszego ruchu, gdy za naszymi plecami rozległ się cichy, melodyjny damski głos.
– Witaj kochanie.

CZYTASZ
Historia pewnego nieporozumienia [wydana]
Chick-LitHistoria pewnego nieporozumienia zaczyna się w momencie, gdy Ida, córka właściciela małej włoskiej knajpki, tuż przed wymarzoną randką zmuszona jest jechać z ostatnim, nadprogramowym zamówieniem do klienta. Tutaj zadziała złośliwy los i Gabriel weźm...