Rozdział 3.

7 2 0
                                    

- Może pomogę damie w opałach?

Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos. Jego właściciel stał centralnie nade mną i patrzył z rozbawieniem na moje próby podniesienia się.

Blondyn skrzyżował ręce na piersi i... czekał. Jego usta rozciągały się w szerokim, drwiącym uśmieszku, ukazując rząd białych i równych zębów.

Boże, zesłałeś mi anioła?

- Nie, dzięki, dziś ten piasek jest wyjątkowo ciepły. Poopalam się jeszcze trochę. Chcesz może dołączyć? - zapytałam go ironicznie, ścierając łzyze swoich policzków. - Jakbyś mógł tylko złapać mojego konia, żeby nas nie staranował.

Zielonooki popatrzył na mnie jak na debila.

Moment. Czy ja już go skądś nie znam?

- Nathalie Brown. Na ostatnich zawodach byłaś mniej śmieszna. Czym zasłużyłem sobie na takie traktowanie? Wtedy nazwałaś mnie Kupo-zbieraczką, a teraz ograniczyłaś się tylko do ironii. Jestem zawiedziony. - Teatralnie złapał się za serce, po czym spojrzał na mnie wyczekując mojej odpowiedzi. Kącik jego ust nadal był lekko uniesiony.

Nie.

Nie.

Nie, nie, nie.

- Alex?

Chłopak prychnął prześmiewczo, po czym znowu patrząc na mnie jak na debila kucnął centralnie obok mnie.

- Szybka jesteś Nat. To co, czemu znów całujesz piasek?

- Koń mi się spłoszył. Wiesz, czasem tak się zdarza. Ty na zawodach przyklejasz dupsko klejem do siodła, więc nie wiesz, jak to jest spadać. - Zwycięsko się uśmiechnęłam, na co Alexander spiorunował mnie wzrokiem. - Szach i mat, durniu.

Akurat raz naprawdę przykleił się klejem do siodła. Kiedyś, gdy pierwszy raz brał udział w zawodach, gdzie wysokość przeszkód osiągała 140 centymetrów. Został zdyskwalifikowany jeszcze przed rozpoczęciem konkursu, a od tego czasu na każdych zawodach mu to wypominałam.

- Zdarzyło mi się to raz - uniósł palec wskazujący. - Jeden, jedyny raz.

- Dobra. Skoro już tu jesteś to podasz mi rękę? Muszę wstać i iść do domu - wyciągnęłam w jego stronę prawą dłoń, patrząc błagalnym wzrokiem, aby chociaż on okazał mi teraz trochę współczucia i litości.

A on jakby nigdy nic, podniósł się, obrócił na pięcie i zaczął powolnym krokiem iść w stronę wyjścia z placu do jazdy.

- Alex! Alex wracaj tu!

Nie może mnie tak zostawić. Nikt już tu nie przyjdzie w ciągunajblizszej godziny. Dzieci z rekreacji mają dziś wolne, bo w środy nasza stajnia jest zamknięta dla klientów. Stajenny sprząta teraz główną stajnię, więc przyjdzie na plac za około godzinę by sprawdzić, czy konie ,które będzie wypuszczał mają uzupełnioną wodę na padoku.

Nie rób mi tego Alexandrze.

- Alexander Wilson! - zaczęłam się podnosić, lecz w tym momencie coś strzeliło mi w kolanie i upadłam twarzą w piasek. - Kurwa!

Chłopak odwrócił się. Spójrzałam na niego błagalnym wzrokiem, lecz ten tylko parsknął śmiechem i dalej pomaszerował w stronę wyjścia z placu.

Czułam żal. Okej, za bardzo to my się nie przyjaznimy, ale chyba może mi pomóc wstać, prawda? Nie jesteśmy na zawodach, nikt by tego nie widział, po prostu pomógłby mi i tyle.

- Lemon! -zawołałam konia, po czym kilkukrotnie zacmokałam dla lepszego efektu. - Lemon, wracaj!

Zobaczyłam swojego wierzchowca wyłaniającego się zza jednego z drzew rosnących w kącie placu. Ostatkami sił wyciągnęłam z kieszeni kostkę cukru, po czym jeszcze raz zawołałam konia.

Lemon powolnym krokiem zaczął do mnie podchodzić, a ja w tym czasie znowu próbowałam podnieść się do siadu. Gdy koń podszedł, obiema dłońmi złapałam za strzemię. Zdrową nogą zaparłam się o ziemię, po czym podciągnęłam się, aby wstać.

Poklepałam konia. Dzięki Bogu chociaż on zaczął współpracować.

W tamtym momencie miałam dwie opcje: albo z pomocą konia dotrzeć na własnych nogach do stajni, albo podskoczyć i usiąść w siodle, nie narażając kontuzji na pogorszenie jej stanu.

Wybrałam druga opcję.

Na jednej nodze doskoczyłam do stołka, z którego łatwiej było wsiąść na konia. Stanęłam na nim, cały czas trzymając konia. Lewą nogę umieściłam w strzemieniu, odbiłam się i drugą nogę przerzucilamnad grzbietem mojego wierzchowca. Zasyczałam z bólu spowodowanego ruchem kostki, ale teraz już pozostało mi tylko dojechać do stajni.

Przeklinam dzieci twoich dzieci, Wilson.

Skok po wszystko [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz