II. Tak wypada, niestety.

247 11 8
                                    

Kiedy w końcu uratowałam tego nieszczęśnika to nie chciał mi dać spokoju.

Superaśnie. Człowiek ratuje biedne zwierzę, a to mu nie chce dać chwili spokoju.

— W-w ramach podziękowania zapraszam cię na udon... – Powiedział od niechcenia chłopak. Lekko się ukłonił przede mną.

– Nie wypada mnie zapraszać. Nie jestem twoją narzeczoną. – Odpowiedziałam, próbując wymigać się z wspólnego spędzania czasu.

— Nalegam.

— Nie.

— Tak.

— Nie.

— Zapłacę.

— No to mogę iść na jakieś 10 minut. Tylko sobie nie myśl, że jestem jakąś panienką do towarzystwa, której czas i ciało możesz kupić.

— A ty nie myśl, że jestem jakimś nieudacznikiem co nie może demona zabić.

— Widzę, że się rozumiemy. — Spojrzałam przed siebie podziwiając piękno tego wzgórza. Zielona łąka obsypana kwiatami oraz wysokie drzewo z rozłożystymi gałęziami, które blokują dopływ światła.

— Idealne miejsce dla demona. — Powiedział Genya przerywając moje zachwycanie się krajobrazem. Spojrzałam na niego. Dopiero teraz zauważyłam, że cały jego mundur był w błocie i miał oderwany jeden rękaw od koszuli.

Co jak co, ale muszę przyznać, że mięśnie to ma chłopak. Bardzo ładnie wyrzeźbiony jest. Nawet jego blizny na twarzy wydają się dopasowane specjalnie pod niego. Zupełnie jakby rysował je ktoś na nim, a nie kaleczył jego twarz.

— Rzeczywiście. Blisko do wioski. Praktyczny brak światła i wisterii. — Nasza rozmowa zaczęła powoli się rozkręcać. Całą drogę do miasta rozmawialiśmy o naszych misjach.

Czasami zatrzymywaliśmy się żeby zebrać grzyby lub zioła. Genya wtedy trzymał moją torbę, a ja zrywałam wszystko co wpadło mi w ręce.

Droga, mimo ciągłych postojów, minęła nam dosyć szybko. Po upływie pół godziny byliśmy już w miasteczku.

Genya powoli zaczął kierować mnie do pobliskiej gospody, która robiła również za hotel o stację dla przyjezdnych pociągiem.

Chłopak wszedł do starego lokalu, uchylając mi drzwi. W środku nie było tłoczno, ale dało usłyszeć wie głośne rozmowy pijanych klientów.

— No to... Proponuję udon. Mają tutaj jeden z lepszych jakie jadłem. – Powiedział uśmiechając się w moją stronę i podając mi, już żółtą od użytkowania, kartkę papieru z listą.

— Zdam się na ciebie. Jestem tutaj pierwszy raz. Zazwyczaj jem to co znajdę podczas podróży. – Odpowiedziałam.

Po pewnej chwili przyszedł właściciel lokalu z gratulacjami. Wydawało się, że dobrze zna czarno–włosego. Pewnie jest tu stałym klientem, albo jest sławny w tym okolicach.

— Gratulacje, w końcu zaprosiłeś jakąś dziewczynę na spotkanie. Chociaż mój lokal nie jest zbyt dobry na pierwszą randkę. – Zaśmiał się starszy pan i delikatnie uderzył młodszego chłopaka w ramię.

— Z racji tego, że tak cię uwielbiam to mogę dać zniżkę dla tej ładnej lalki. – Siedziałam jak wryta. Ja i on? W życiu Romana. Chociaż zniżka brzmi dobrze. Zawsze jakiś grosik zostanie.

— Bardzo miło Pana poznać. Jestem (__). – Spojrzałam się na mężczyznę uśmiechając się. Miałam nadzieję, że Genya złapie aluzję, bo jak nie, to "oficjalnie" koniec z naszymi wspólnymi rabatami.

Siwy tylko zdjął swoją czapkę i lekko się ukłonił.

Mój "chłoptaś" w końcu złożył zamówienie, a właściciel wrócił na kuchnię, aby zabrać się za przyrządzanie naszych posiłków.

— Miły ten Pan. Dał nam rabat. – Powiedziałam podkreślając słowo, trzeba zrobić wszystko, byle by się zorientował.

Genya Shinazugawa x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz