Dawno cię nie widziałem

11 2 10
                                    

Jarek spokojnym krokiem mijał ulice za ulicą. To był piękny poranek słonce prześwitywało przez chmury. Skręcając w kolejną ulice mężczyzna stanął jak wryty, zobaczył kogoś kto dla niego był tylko duchem przeszłości, a jednak stał wprost przed nim. Był to on szef kotritasu we własnej osobie. On także zauważył owsika, poczał się zbliżać zmobilizowanym krokiem.

Po chwili jednak zatrzymał się i wydobył z siebie słowa - Dawno się nie widzieliśmy Jurku - odpowiedział.

Szok, który momentalnie zaćmił umysł szefa ZOŚPu sprawił, że jego słowa staneły mu w gardle. Nie mógł wybaczyć Markowu tego co zrobił mu przed laty. Po chwili wydobył z siebie słowa z najwiekszą trudnością

- Witam panie Iżulski.

         

              40 lat wcześniej, okolice Warszawy

-JAREK!!! MUSIMY ICH ZGUBIĆ- wrzasnął Marek.

Syreny ryczące kilka metrów za nimi zagłuszały wypowiedz. Teraz słychać było tylko jakieś niewyraźne krzyki Marka na przodzie. Pakunki zawierające monstualne ilości kokainy w bagażniku nie wróżyły chłopakom krótkiego wyroku. W oddali malował się wjazd do zalanego ciemnością nocy lasu. Nieopodal znajdowała się ich kryjówka. Jurek wiedział że ich jedyną nadzieją jest to że policja nie znajdzie ich w lesie. Padł strzał ostrzegawczy.

Jarek przerażonym głosem wydukał jak najgłośniej mógł - Jedz do lasu... To nasza jedyna szansa na ucieczkę.

Chłopak nie wiedział czy jego towarzysz usłyszał choć część wypowiedzianych przez niego słów. Zaraz miało się to okazać. Z zawrotną prędkością zbliżali się do upragnionego zjazdu. Marek skręcił! Udało się jednak usłyszał. Jeden z goniących ich radiowozów wypadł z zakrętu. Jeden... Zostały jeszcze 2. Młody Iżulski był genialnym kierowcą, a ten las znał jak własną kieszeń. Przez chwile okolicznosci były uspokajające dopóki nie usłyszeli huku. Był to pocisk celowany w nich wystrzelony przez jedyny radiowóz, który jeszcze kompletnie nie zgubił ich w ciemnosci lasu. Na szczęście dla nich nabój trafił w jeden z pakunków zawierających narkotyki, przebijając na wylot drzwi ich czarnego furgonu. Syreny samochodu policji zaczeły znikać w ciemności za nimi. Kiedy upewnili się, że funkcjonarjusze nie będą wiecej im mącić ruszyli wprost do kryjówki. Jechali w ciszy wiedzieli, że jest źle. Jedna myśl ich uspokajała otóż nie znali ich tożsamości dla służb byli tylko tajemniczymi przewoznikami kokainy.

Po jakimś czasie Marek zatrzymał furgon.

Jesteśmy na miejscu - mruknął

Zatrzymali się w lesie pozornie nic się tam nie znajdowalo. Iżulski wysiadł z samochodu podszedł do rozłożystego straego dębu po czym osunał płachte pokrytą liscmi i sciolka lesnia. Pod nimi znajdowalo sie wejscie do starego powojennego bunkra. Szli starym korytarzem rdza pokrywała kiedys niemal nieskazitelne szlaki bunkra. Od scian był niesamowity chłod. Jarek czuł sie jak zwłoki w kostnicy. Nagle chłopaka ogarnal niesamowity gniew. Patrzył jak jego partner w zbrodni rozcina worek z bialym proszkiem i prosto z noza wciaga kreske. Własnie w tym momencie doszli do celu. Marek usiadł na metalowym schodku gotowy do zażycia kolejnej porcji narkotyku wtedy coś w Owsiku pękło.

- Ty debilu. Tylko byś ćpał. Wtedy w magazynie kiedy zrobili nalot... Ty. Przez ciebie prawie umarłem bo wolałes wziasc kokaine niz mnie ostrzec ledwo zdarzylem wsiasc. Dlaczego?

- Jarek, ja nie chciałem przeciez jestesmy przyjaciolmi musisz mi wybaczyć.

- Nie moge patrzyc jak te dragi cie niszcza. Dobrze wiesz ze jestes dla mnie wiecej niz przyjacielem.

Jarek nie wierzył, ze to powiedzial Marek podobal mu sie od dawna. Teraz nawet spieprzyl ich przyjazn.
Nagle po chwili szoku Marek wstał, nic nie mówił, podszedł bliżej Owsika. Chłopak prawie podskoczył kiedy towarzysz ujał jego twarz w swoje dlonie i zlozyl delikatny pocalunek na jego ustach

-Jarek, kocham cie. Obiecuje juz nie bede cpal. Przepraszam cie za wszystko

          Warszawa, 2022

-Panie Owsiku, powinniśmy porozmawiać.

TBC

    

                            

Drugie ObliczeWhere stories live. Discover now