Cała sytuacja nabrała dla mnie coraz bardziej dziwnego biegu, kiedy kilka dni później pod moim domem zatrzymał się sportowy samochód i ciężarówka do przeprowadzek. Jeden podpis zmienił całe moje życie.
- Emma to jest Christian, mój przyjaciel. Opowiadałam Ci o nim, pamiętasz?- moja córeczka rezolutnie pokiwała głową. - Musimy chwilę pomieszkać u niego, bo nasz domek musi zostać naprawiony, dobrze?
- Cieść! - od razu do niego podbiegła, przy nim wydawała się jeszcze drobniejsza. Spojrzał na nią z góry i również się przywitał.
- Możemy już jechać?- zapytał nieprzyjemnym tonem, który idealnie współgrał z szarą i deszczową pogodą. Skinęłam tylko głową i pomogłam Emmie wsiąść do auta, zapięłam jej pasy bezpieczeństwa. Zajęłam miejsce z tyłu, dystans jaki zbudował nie zachęcał mnie do bliższej obecności. Ostatni raz spojrzałam na budynek przez szybę, miałam nadzieję, że nie popełniłam błędu. Droga upłynęła nam w absolutnej ciszy, nawet moje dziecko nie pisnęło słówka co było zadziwiające. Z zamyśleń wyrwał mnie szczęk kamyczków pod oponami samochodu, kiedy jechaliśmy wolno żwirową drogą. Przed nami rozciągał się widok na posiadłość Warda. Wyglądem przypominał twierdzę co świetnie pasowało do aury mojego już "męża". Był tak samo ponury jak on. Do auta podszedł elegancko ubrany mężczyzna z otwartym parasolem.
- Zaczynamy przedstawienie. - spojrzał na mnie we wstecznym lusterku. Jego spojrzenie powodowało, że moje serce biło szybciej, ale niekoniecznie z miłości. Wysiadł pierwszy, żeby otworzyć mi drzwi, wzięłam Emmę na ręce i udałam się za nim. Mężczyzna osłaniał nas parasolem i prowadził wprost do ogromnych drzwi. Nie spodziewałam się tego co mnie czekało w środku. Cała świta jego pracowników jak mogłam się domyślić. Gosposie, kierowcy, ochroniarze i Bóg wie kto jeszcze. Przedstawił mnie jako swoją żonę, na te słowa delikatnie się wzdrygnęłam. jego ton nieznoszący sprzeciwu, kiedy opowiadał o tym, że moje polecenia są równoważne z jego, współczułam tym ludziom szefa i to dosłownie współczułam. Czułam okropny dyskomfort całym tym wydarzeniem, przedstawiłam się tylko i życzyłam im miłej pracy chociaż nie wiedziałam czy praca u Warda była przyjemna.
- Muszę wrócić do pracy, obowiązki wzywają. Grace pokażę wam resztę. - cmoknął mnie w policzek i wrócił do wyjścia gdzie po raz ostatni spojrzałam na niego przerażona. Tak po prostu zostawił mnie w swoim ogromnym domu z obcymi ludźmi. Pulchna kobieta, około pięćdziesiątki ciepło uśmiechnęła się w moim kierunku. To dodało mi otuchy i pozwoliło wrócić na ziemię.
- Pozwolicie?- wskazała na płaszczyk przeciwdeszczowy Emmy i moją ramoneskę. Pomogła dziewczynce zdjąć okrycie, co było bardzo miłe z jej strony. Poleciła mężczyźnie zawiesić nasze kurtki i zaprosiła nas, abyśmy podążały za nią. Szłyśmy jasnym nowoczesnym korytarzem, który nijak miał się do zewnętrza domu. Klimatyczne oświetlenie eksponowało dzieła sztuki zawieszone na ścianach i dam sobie rękę uciąć, że wszystkie były oryginalne.
- Tutaj jest Pani sypialnia - otworzyła piękne dwuskrzydłowe drzwi. Powierzchnia mojej nowej sypialni przeważała wielkość mojej dotychczasowej. Wycofała się i przeszła do drzwi obok. - Tutaj znajduje się pokój tej małej księżniczki. - naszym oczom ukazał się najbardziej słodki pokój świata. Pełen cukierkowego różu i pudrowych dodatków. Byłam w ogromnym szoku, że Ward postarał się do tego stopnia. Nie wymagałam tego ani nawet nie oczekiwałam. Byłam w jeszcze większym szoku, Emma tym bardziej kiedy kobieta pokazała jej miejsce do zabawy, najlepsza sala zabaw nie powstydziłaby się takim wyposażeniem. Po jego reakcji, na wiadomość o moim dziecku spodziewałam się raczej wojskowej pryczy, albo posłania dla psa w kącie.
- Mam nadzieję, że Wam się tutaj spodoba. Pan Ward zadbał o każdy szczegół. Rozpakuję wasze rzeczy. - kobieta wyszła z pomieszczenia a ja nadal stałam w szoku. Naprawdę to była ostatnia rzecz jakiej spodziewałam się po tym ponuraku. Z Wardem spotkaliśmy się przy wieczornej kolacji, którą przygotowała jego gosposia. Emma już dawno smacznie spała, więc bez obaw mogliśmy szczerze porozmawiać.