Tenet

17 1 0
                                    

Jestem świeżutko po obejrzeniu, zatem to po prostu ciąg myśli, który nie ułożył się jeszcze w głowie. Może ułoży w trakcie pisania.

Chris Nolan (pozwolę sobie zdrabniać, bo myślę, że ja i pan Christopher możemy już przejść na ty) wyrobił sobie oczywistą renomę w filmowej branży, tego tłumaczyć nie trzeba. Jego filmy zawsze mają jakąś tajemniczą, epicką aurę i często są niezrozumiałe, ale zawsze na wielką skalę. W tej 'recenzji' będę się opierać (luźno, bez spoilerów) na czterech, które są mi najbliższe: Dunkierka, Incepcja, Interstellar, Tenet.

Tenet.

Chciałam iść na to do kina i w sumie dobrze, że jakoś nie poszłam, bo mogłam usiąść w domu i oglądać, zatrzymując co jakiś czas, żeby wszystko przetrawić. Wiele osób mówi, że Incepcja jest wzorem skomplikowanego filmu, ale, bądźmy szczerzy-oglądałam ją po raz pierwszy jak miałam jakieś dziesięć, jedenaście lat i wszystko było czarno na białym, więc, z całym szacunkiem, nie czaję. Chyba, że się ogląda filmy jak moi rodzice ze mną oglądają, czyli ja włączam, a oni zaczynają robić obiad w kuchni i mówią, że wciąż słyszą dialogi, inaczej Incepcja należy jednak do tych bardziej zrozumiałych z niezrozumiałych filmów Nolana.

Ci, co czytali poprzednie wpisy wiedzą, że Interstellar i ja jesteśmy na miesiącu miodowym, jestem mocno zakochana i wytatuuję sobie coś na znak naszej miłości, to jest film petarda, film "zmieniam ci życie tak mocno, że sama tego nie pojmujesz", film stworzony dla mnie, który wycisnął ze mnie wszystkie łzy i wszystkie emocje, jakie miałam. Wiadomo, jak i w Tenecie, jest tam ten epicki wątek "musimy uratować cały świat", w Incepcji motywacja była o wiele lepsza, bardziej skumulowana, choć, porównując Teneta i Interstellar, to to drugie wypada już lepiej w stosunku motywacji bohatera.

No. Od bohatera zaczniemy.

Moim zdaniem, nie miał zbytnio osobowości. Było widać, że usiłują ją wcisnąć, rzucić czymś zabawnym, czymś fajnym, ale no cóż, dla mnie mój pusty kubek po kawie ma więcej charakteru. Aktor, oczywiście, genialny, historia postaci także, ale to był zbyt czysty, wyidealizowany, zbyt "ratuję każdego, muszę ocalić damę" bohater, przynajmniej w moim mniemaniu. Teraz się zastanawiam, jak on w ogóle miał na imię. Sprawdziłam. Nie miał imienia, co w sumie się zgadza.

Jeśli chodzi o moją sympatię względem postaci, Pattinson, czyli filmowy Neil, całkowicie wygrywa. Robert jest świetny w tej roli, a jego wszystkowiedzący blondynek ma dla mnie taki przyjemny, interesujący vibe, że naprawdę zrobił mi cały film, jeśli chodzi o postacie. Jest hot, jest odrobinę, nie przesadnie zabawny, jest mądry, jest milczący, jest w teamie Niebieskich pod koniec i robi zajebiste rzeczy z czasem. To, jak Neil tak nonszalancko wręcz się poruszał po strukturze tego filmu (co ma sens, bo jest odwrócony w linii czasowej), robił, o co go proszono i był idealnym side-kick'iem, no cóż. Jestem tylko kobietą. Homoseksualną, tak, ale to Robert Pattinson w cudownej roli, a ja siedzę sama na kanapie i mogę głośno komentować, że ma vibe Deana w danej sytuacji i martwić się, czy potrójne odwrócenie go zabiło, czy uratowało. Boże, jaka to była fajna postać.

Pani Kat byłaby sto razy lepszym charakterem, gdyby nie wymuszono tego małego związku z naszym protagonistą, bo samo to, że on się tak uparł ją ratować, było...no, powiedzmy szczerze, jej postać na tym traciła. Poza tym, była świetna. Była niepowstrzymana i skoczyła do tej wody, jak chciała. Była wolna i była wściekła, a ja uwielbiam wściekłe, mściwe kobiety w telewizji.

Co do głównego villaina, tu się zaczynają schody. Ja naprawdę, naprawdę, siedziałam, oglądałam każdą minutę, cofałam sobie nawet, i tak, jak rozumiem tą mechanikę odwrócenia, przyszłość, przeszłość, zakończenie, tak historii Satora nie zrozumiałam w pełni. Tam, gdzie handel bronią i odwrócenie się stykają, tam mój mózg łapie error i nie próbuje go rozwiązać. Okay, stosował ten manewr przechodzenia przyszłości, zanim nadeszła, okay, rozumiem ten film tak w 89%, don't come at me. W skali zdezorientowania byłam tutaj wysoko ponad Incepcją i Interstellarem.

Nolan lubi bawić się czasem. Kocha to. I ja nie mówię, że to podejrzane, wcale.

To był cool, ciekawy i wciągający, napakowany akcją film sensacyjno - science-fiction, ze świetnymi aktorami, muzyką, fabułą, zwrotami akcji, świetnie nagrany i z taką ilością teoretycznej fizyki, że w pewnym momencie mnie głowa rozbolała. To świetny film. W moim rankingu dalej króluje Interstellar, sądzę, że Tenet siedzi sobie także pod Incepcją, przez szaroburego, pozbawionego iskry głównego bohatera i ogólną motywację, ale, poza tym, skala projektu, ta akcja z Czerwonymi/Niebieskimi, gdy wszystko nabierało sensu, gdy rozumiało się, że Neil ocali go później na początku (tak, przy filmach Chrisa Nolana takie stwierdzenia są logiczne), gdy już w pierwszej scenie walki z zamaskowanym człowiekiem w Oslo wiedziało się, kto to...no to trzeba przeżyć. Autentycznie polecam, na mindfuck i zajebisty wieczór, jeśli ktokolwiek czyta tą recenzję, nie obejrzawszy filmu (co ty tu robisz? tu są spoilery!).

Tenet to ciekawostka z wciągającym światem i ekscytującą fabułą. Nie wywołuje takich emocji jak Interstellar, nie trzyma aż tak w napięciu, jak Incepcja. Wciąż, film jest zajebisty, a Pattinson wygrywa każdą scenę, w której się znajduje.

Jest coś w tych postaciach pobocznych, które poruszają się po świecie z pełnym doświadczeniem, z taką dozą pewności siebie, którzy działają w milczeniu, gdy reszta ratuje świat. Podobnie było z Arthurem w Incepcji i tam także był on moim ulubionym bohaterem. It's the side kick guys, mate. It's the handsome side kick, not the protagonist.

Dziękuję bardzo za uwagę, widzimy się niewiadomo kiedy, niewiadomo gdzie, ale w przyszłości. Idę spać, bo rano bitwa o bilety na arbuziarza, a ja tu się rozpisuję o filmie, w którym główna motywacja bohaterki imieniem Kat miała chyba jedno zdanie do wypowiedzenia ("jedziemy do Pompejów, zobaczymy lawę", serio? Okay, kocha dzieciaka, dajcie JEDNĄ SCENĘ z młodym. Jedną. Też chcę go polubić. Mam się zdać na gust laski, która się zakochała w jakimś rudym handlarzu broni?).

Żyjemy w świecie mroku, a o zmierzchu nie ma przyjaciół!


filmowy bełkotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz