(historia zasłyszana przy ognisku w czasie przesilenia, opowiadana przez jednego z mieszkańców Orașul Stelar)
— Wśród was nie ma już tych, którzy mogliby pamiętać te wydarzenia. Distrugere — Ostatnia Wojna — miała miejsce wiele pokoleń temu. Do teraz pozostaje nam tylko cichy szept drzew i zapiski co ważniejszych salvie. Choć niekiedy znajdują się stworzenia twierdzące, że przeżyły Distrugere, nie ufajcie im. Musieliby zapłacić niewyobrażalną cenę, by tak się stało a choć jest to prawdopodobne nie byliby w stanie zachować zdrowych zmysłów.
W dawnych czasach to ludzie rządzili tą częścią świata. Lasy nie rosły wtedy tak bujnie, koryta rzek były praktycznie puste, a Alții musieli się obawiać prześladowań. To właśnie na nich spadały wszystkie oskarżenia. Kiedy komuś wiodło się źle. Kiedy innym szło lepiej. Kiedy krowa nie dawała mleka, albo kiedy zbiory były zbyt obfite — wszystko było winą wiedźm i inncyh magicznych stworzeń, które zamieszkiwały ziemie Hale.
Fae kryli się po lasach, uciekając przed ludzkim wzrokiem, by uniknąć nieprzyjemności. Skutki były różne, zwłaszcza, że całe państwo było pełne vânători, którzy czychali na życie wszystkich magicznych. Wilkołaki koczowały w jaskiniach, często ginąc z mrozu. A demony bawiły się w najlepsze zawierając nowe umowy i zasilając swoje armie pokutujących dusz.
Wszystko zmieniło się z nadejściem Ostatniej Wojny.
Po raz pierwszy magiczne stworzenia, dotychczas prześladowane i tępione przez gatunek ludzki, zjednoczyły swoje siły. To vrăjitoare jako pierwsze chwyciły za broń. Stosy, które dotychczas pozbawiały je życia zostały zburzone, a ludzie niemal natychmiast zarządzili kontratak. Z początku nie wszyscy Alții zgodzili się na udział w ataku na ludzi. Myśleli, że to kolejna przegrana sprawa, biorąc pod uwagę różnicę w liczebności wojsk. Wiedźmy były jednak nieustępliwe, chciały wsparcia, a w zamian obiecały równy podział ziem i wiele innych słodkich słówek. w końcu osiągnięto porozumienie, a magiczna siła w ich żyłach aż pulsowała w oczekiwaniu na uwolnienie spod jarzma ludzi. Choć ci mieli przewagę liczebną, była ona niczym w porównaniu z gniewem ciemiężonych.
Nigdy wcześniej w całym Hale nie wybuchło tak wielkie powstanie i nie zapowiadało się, aby którekolwiek miało mu później dorównać. Krew płynęła korytarzami rzek. Przez wiele miesięcy zabarwiała glebę. Syreny topiły statki, a wody pochłaniały tony martwych korpusów. Stosy martwych ciał płonęły nieprzerwanie, a odór palonego mięsa — choć nie do zniesienia — stał się codziennością. Wiedźmy wymierzały własną sprawiedliwość, mszcząc się za każde istnienie, którego ludzkość ich pozbawiła. Nie było sabatu, który nie zostałby skrzywdzony przez ludzi, więc wszystkie postawiły sobie za punkt honoru, by pomścić umarłych.
Obie strony poniosły ogromne straty, jednak walki prowadzono dopóki ludzkość nie skapitulowała. Choć nawet gdyby walki trwały dłużej ludzie musieliby oddać swoją władzę. Większość dowódców poległa. Matrona z sabatu Hekate zgładziła króla Fryderyka, a reszta wiedźm ze zgrimadzenia zajęła się rodzinami arystokratów. Oszczędzano jedynie dzieci, a to też nie wszystkie. Chyba do dziś nikt nie jest pewny ile istnień zabrała ta wojna. Podręczniki i rejestry nie są w stanie wymienić wszystkich zmarłych z imienia i nazwiska.
Garstka nielicznych, którzy przeżyli nie była tak radykalna. Sabatowi Hekate było to na rękę. Matrona z rodu Boyd w zakrwawionym stroju wymaszerowała na stopnie pałacu w stolicy i z uśmiechem wyższości zasiadła na tronie i tak zaczęły się rządy Boydówien, założycielek jednego z najbardziej bezwzględnych sabatów ze wszystkich.
Magiczne istoty nie były z tego zadowolone, liczyły że skoro razem udało im się odzyskać ich naród, będą miały swój głos przy jego odbudowie. Niestety tak się nie stało. Wiedźmy zarządziły jedno spotkanie, na ktorym podizleiły ziemie, przyczym podzieliły to mocny eufemizm. To spotkanie było niemal jak wygnanie wszystkich ras poza granice stolicy Hale. Im dalej od nowo postawionego Regatul Vrăjitoarelor — Królestwa Wiedźm — tym mniejsze wpływy w politykę, a nawet jeśli wiedźmy ustanowiły Matronę Boyd jedyną prawowitą władczynią Hale. Wszyscy pozostali, czy to arystokraci fae, czy alfy wśród wilkołaków nigdy nie były na tym samym poziomie co rodzina królewska wiedźm. Mogli rządzić swoimi małymi wytyczonymi okręgami, ale i tak odpowiadali przez Matroną, a nawet najmniejsze przewinienia były karane śmiercią, niesubordynacja oznaczała zmianę władzy w sektorach. Alții szybko dostosowali się do reguł, albo wrócili do sposobu życia jak za czasów ludzi. Ukrywanie prawdziwych zamiarów i kontrolowanie wszystkich ruchów ponownie stało się codziennością wszystkich magicznych, nawet wiedźm, bo nie wszystkie zgadzały się z nowym porządkiem rzeczy.
Możnaby teraz od razu przejść do wydarzeń, których jesteśmy świadkami. Do ponownych cichych i głośnych morderstw. Do knucia i spisków na dworach Alții a jednak... Jednak jest coś o czym warto by wspomnieć a co z pewnością nada jeszcze większe znaczenie dalszemu rozwojowi wydarzeń.
Pierwsze dzieci, które urodziły się w nowym Hale nosiły na swoim ciele znaki. Gdy zakochani całowali się po raz pierwszy czasem zdarzało się, że na ich przedramionach pojawiały się drobne łodyżki i pąki kwiatów. Niedługo później zorientowano się, że pokazują się one jedynie przy jedynej prawdziwej miłości, tej której powinni być wierni do końca życia. Wampiry i syreny uznały całą sytuację za wyjątkowo nieprzychylną. Nie podobało im się bowiem, że wszyscy mieliby wiedzieć o ich uczuciach, a zarazem słabościach, bo dla niektórych miłość wciąż oznaczała bycie podatnym na zranienie. Sądzili, że to jakiś dziwny rodzaj złej magii. Dlatego też z początku znaki zostały uznane za Blestem— omen klątwy. Przez wiele lat trwały dyskusje o tym czy ten sposób łączenia się w pary powinien zostać uznany. W końcu prawie dziesięć lat po wojnie do kodeksów wprowadzono zapis o Predestinat — Przeznaczonych. Znaleienie swojego partera uważano za nadrzędne, co więcej z czasem zaczęto uważać, że niewkładanie wysiłku w poszukiwania lub zaniechanie prób odnalezienia swojego Predestinat jest przekleństem.
Wiele pokoleń później ludzka krew nie płynie w naszych żyłach, choć przecież niektóre gatunki wciąż ich przypominają, przynajmniej z wyglądu. Krew ludzi zawsze była słabsza, a rasom nie wolno się mieszać, o to też zadbano w czasie spisywania Prawa o Przeznaczonych. Karą za złamanie tego paragrafu jest śmierć. Zresztą Boginie, Demony, Wiedźmy czy jakakolwiek siła była odpowiedzialna za tę więź nie pozwalała mieszać się stworom z dwóch różnych gatunków.
Przynajmniej aż do teraz.

YOU ARE READING
Contesa
Fantasy[tom 1.5 do serii, polecam najpierw czytać Preotesa] Evangeline i Caleb to nie tylko rodzeństwo. To najlepsi przyjaciele. Różnią się niemal we wszystkich, jak to już bywa z rodzeństwami. Cal jest stateczny, trochę ciapowaty i łatwowierny. Eva jest p...