W zeszłym tygodniu poszłam z Zuzą do biblioteki. Oczywiście (ale wroćcie) heheszkowałyśmy po drodze do tego stopnia, że ludzie patrzyli się na nas jak na psychopatki. Czyli- norma.
Uciekałyśmy przed kosą- osą, biegałyśmy po ulicy, grałyśmy w CS- a i znowu uciekałyśmy (tym razem przed autobusem).
Kiedy udało nam się przeżyć drogę do biblioteki (jolo) i wypożyczyć nowe ksinszki do przyrki, udałyśmy się w drogę powrotną.
I wszystko byłoby supi, gdyby nie to, że zobaczyłyśmy na murze napis: Slayer. A nie, to akurat było supi. I wszystko byłoby supi, gdyby nie to, że zobaczyłyśmy samochód <dramatyczna muzyczka> Slendera.
Był czarny i czarny jednocześnie. Zamiast szyb miał czarne (!) folie, czy inne amelinia. Nie miał rejestracji.
I w sumie zrobiłybśmy mu zdjecie, ale tak się zestrachałyśmy, że powiedziałyśmy sobie nołp. I uciekłyśmy.
A potem poszłyśmy na lody (hehe).