Ship do oczyszczenia wyobraźni z mniejszych pomysłów :3
Miłego czytania!
<3
Jak zwykle przypominam, że każdy komentarz mile widziany!
---------------------------------------
-Hejka Bart potrzebna przesiadka parking zakon na już - Jak zwykle tylko po to najczęściej dzwonił. Na to się pisał w sumie wyznając jego mafie. Był w zakszocie. Pastor zawdzięczał mu wiele, w sumie tak samo i chłopak był mu za dużo rzeczy wdzięczny. Przygarnął go i dał szanse się wykazać co wykorzystał w 100%. Co prawda był uważany za chłopca na posyłki ale nie przeszkadzało mu to. Po prostu był spokojny, może, aż za bardzo. Niestety siebie nie zmieni.
-Ale ile... - Nie zdążył bo jak to miał w zwyczaju Erwin, rozłączył się bez słowa. Westchnął cicho odsuwając telefon od twarzy. Stał aktualnie na warsztacie w sumie jak zwykle, nocna zmiana. Lubił to, cisza taka przyjemna. Miał jakieś inne zajęcie oprócz szukania rzeczy na napady u boku pewnego faceta. Właśnie pech chciał, że do tak zamkniętego w sobie chłopaka los podsunął miłość. Był nie śmiały co utrudniało jakiekolwiek interakcje nawet z klientami w pracy. Co jak co ale biało włosy zawrócił mu w głowie. Przy nim się uśmiechał i śmiał, był sobą. Takiej swobody nie miał przy nikim. Z delikatnym grymasem ruszył do szatni chowając w kieszeń urządzenie. Zdjął z siebie standardowy strój mechanika i przebrał się w zwykłą czarną bluzę i bojówki. Na swoją twarz naciągnął maskę w postaci komina jedynie na nos. Ruszył na parking przeglądając opustoszały warsztat. Opuścił budynek i zamknął wszystko dokładnie. Dbał o ZSa jak najlepiej tylko mógł i umiał. Wsiadł za kierownicę i odjechał. Kierował się w wyznaczone miejsce. Dłonią przeczesał włosy naciągając na głowę kaptur. Kolor fryzury bił z daleka, a przy akcjach z policją wolał się nie rzucać w oczy. Miasto nocą wygląda pięknie. Los santos nigdy nie śpi, zawsze ktoś coś tu robi. Czy to impreza, urodziny czy zwykła randomowa akcja. Czarny wóz wjeżdża na parking. Bart zatrzymał się tam gdzie zawsze. Kluczyki w stacyjce i odpalony silnik to znak przesiadki. Z kiszeni wyszperał telefon pisząc SMS o tym, że wszystko gotowe. Wysiadł i odszedł kawałek. W sumie nie śpieszyło mu się. Drugą rękę wsunął w kieszeń. Było zimno tą myśl zakłóciło ciche kichnięcie. To bardzo zły znak. Sam nie wiedział czym się dziwił, przecież był wrzesień. Początek jesieni dawał w kość zwłaszcza jeśli chodzi o zachorowania. Po otrzymaniu ubłaganego SMSa, że jadą schował telefon. Obie ręce skończyły w kieszeni. Szybszym krokiem słysząc syreny wsunął się między automaty z napojami. Wstrzymał oddech czując na policzku powiew wiatru pędzących obok aut. Co jak co ale bał się może nie tyle samej policji, a przesłuchań które mogą wystąpić przez znalezienie go w takim miejscu. Zamknął oczy czując jak głowa mu pulsuje od głośnych dźwięków radiowozów na piętrze obok. Przytulił się wręcz do ściany licząc na chociaż odrobinę ciepła. Chciał zatrzymać go jak najwięcej w sobie, ale niestety bez skutecznie. Wyjął dłonie z bluzę i zaczął pocierać swoje ramiona. Kolejne kichnięcie. Jego odporność była osłabiona, a stanie na mrozie w środku nocy mając na sobie cienką bluzę nie pomagało.
-Błagam niech odjadą już - Mruknął sam do siebie czując jak ciężko mu ustać na nogach. Z zimna tracił czucie, a mięśnie mu się trzęsły zresztą jak on cały. Syreny cichły, a on osunął się po metalowej obudowie automatu na ziemię. Mógł ubrać się cieplej, a jednak wolał zgrywać niezniszczonego którym nigdy nie był. Powoli ręką wyjął telefon by zadzwonić po pomoc. Byle ktoś szybko go zabrał. Przeglądał trzęsącymi się palcami kontakty. Chciał zadzwonić po Carbo albo Die ale każdy zajęty, w końcu to oni uciekają z Erwinem na czele. Nie miał innego wyjścia jak wybrać numer do jednej osoby. Bardzo tego nie chciał. Dobrze wiedział, że on śpi bo pracował całą noc ale nie wytrzyma dłużej. Pierwsze dwa sygnały cisza. Chciał już rezygnować ale odebrał.
CZYTASZ
Szef wzywa... My jedziemy| Bart Reed x Lucas Iverson | ONESHOT
FanfictionCo jeśli dwóch pozornie nieszkodliwych ludzi połączy coś więcej? Każda misja wspólna. Wydane polecenie od góry jest jak świętość której nie można złamać. Jednak tym razem było coś ważniejszego niż czubek własnego nosa i wykonanie rzetelnie misji. Tr...