Rozdział II

85 9 0
                                    

-Nigdy nie sądziłem, że Weronikę mógłby ktoś nienawidzić. Nie wierzę też w to, iż to jej ciało znaleziono. Moja córka chodziła na kurs samoobrony. Nie była taka całkowicie bezradna-powiedział mężczyzna, przytrzymując mi furtkę.

-Nie pyta pan kim jestem?-spytałam zdziwiona.

-Ależ my wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, kim pani jest.

Zaczęłam wpatrywać się we wszystko, co mnie otacza. Drogie samochody na podjeździe. Kot na parapecie, leniwie przeciągający się.

-To jest zwierzątko mojej córki. Mieliśmy panią wynająć, lecz wahaliśmy się, ponieważ razem z żoną stwierdziliśmy, że ma pani dużo pracy. Poza tym, tak jak dzisiaj pani, w naszym progu stanął detektyw Hełmczyński. Obiecał nam pomóc.

Pan Adamiak otworzył mi drzwi. Przeszłam przez korytarz, oczywiście kłócąc się o zdejmowanie butów. Zobaczyłam go. Edward Hełmczyński siedział na kanapie, popijając jednocześnie kawę. Gdy mnie ujrzał, zamarł na chwilę. Potem znowu żywo kontynuował rozmowę. Ojciec Weroniki chciał mnie przedstawić, co oczywiście było nie potrzebne. Każdy tutaj się znał. Przykulona kobieta, mniej radośniejsza od detektywa, siedząca na fotelu, z paczką chusteczek pod ręką, była najprawdopodobniej matką zaginionej. Zapytałam ich, czy są pewni, że to ich córka zaginęła, ponieważ czyjeś zwłoki zostały znalezione. Myślę, iż wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, z tego jaki los spotkał Weronikę, tylko nie jej rodzice.

-Testy DNA potwierdzą, że to nie moje dziecko. Aż mi żal rodziców tego nastolatka. Tak zmasakrowane ciało. Całe we krwi. Taki widok nie należy do najprzyjemniejszych-rzekła kobieta, spokojnym, udawanym tonem.

Jej słowa wiele mi mówiły. Dały mi znać, że ona wraz z mężem znaleźli się w pierwszym stanie, który przechodzimy po utracie kogoś bliskiego. "Zaprzeczanie". Wszystkiemu, z czym się nie zgadzamy, co nie chcemy przyjąć do naszej świadomości.

Sama byłam w podobnej sytuacji. Gdy Mikołaj odszedł, cały czas wmawiałam sobie, że jest w pracy albo na jakiejś wycieczce. Kiedy jego matka mi mówiła prawdę, ja zaprzeczałam. "-Mikołaj jest teraz w delegacji. Bardzo długiej. Wróci już za niedługo i znowu będzie pięknie..."-myślałam.-"...ale nie było."-dopowiedziałam w myślach. Na te wspomnienia stanął mi przed oczami widok "ostatniej", prawie rodzinnej kolacji. Siedziałam razem z rodzicami Mikołaja. Postanowili oni wtedy spróbować jeszcze raz powiedzieć mi prawdę. Zlekceważyłam ich słowa. Wyszłam stamtąd rzucając szklankę z wodą na podłogę krzycząc: "Mikołaj nie umarł.". Rozpłakałam się. W tamtej chwili chciałam coś zmienić. Poszłam na spotkanie grupy wsparcia. Nie pomagało mi słuchanie o problemach innych ludzi. Miałam dość własnych. Elżbieta i Marian mi pomogli. Wynajęli dobrego terapeutę. Do dziś pamiętam jego słowa:"Człowiek żyje tak długo, jak długo jest w sercach innych ludzi. Nie pozwól, żeby... Mikołaj umarł."

Pan Hełmczyński spojrzał na mnie, się roześmiał, a następnie powiedział:

-Gdyby wszystko było takie proste jak to pani widzi, nie byłoby ani mnie tutaj, ani pani. Ja osobiście wierzę, że Weronika Adamiak żyje, a moim zadaniem jest ją znaleźć.

Już od tamtej pory wiedziałam, że nie będzie łatwo. Mogliśmy współpracować, ale pan "Ja sobie radę dam sam", woli walczyć z wiatrakami. Uważam, iż nawet rodzice dziewczyny, gdyby wróciła im zdolność logicznego myślenia, nie wierzyliby już w powrót córki. Mężczyzna wstał, uścisnął rękę pana Adamiaka i wyszedł, tłumacząc się, że na poszukiwanie. Gdy tylko odszedł, natychmiast wróciłam do tego, co powiedziałam wcześniej.

-Muszą państwo przyjąć do świadomości. To naprawdę może być Weronika.

-Może, ale nie musi-rzekła znowu z udawanym spokojem kobieta.

Spytałam, czy mogłabym się rozejrzeć po pokoju nastolatki, na co oboje bez zastanowienia się zgodzili.

Pomieszczenie, w którym żyła dziewczyna było dosyć duże, miało balkon, który wychodził na dom swoich uboższych sąsiadów. Czy to już mogłaby być jakaś poszlaka? Ściany pokoju zakrywały plakaty słynnych piłkarzy oraz piłkarek.

-Może to dla mojej córki trochę krępujące, jednak powiem to pani. Interesuje się ona sportem, a konkretnie piłką nożną. Marzy o tym, aby grać w pobliskim klubie, ale póki się nie odnajdzie...

Nie słuchałam go. Mój wzrok utknął na komputerze dziewczyny. Poprosiłam mężczyznę o kawę, a sama przysiadłam do niego i włączyłam. Okazało się, że nie był on wylogowany. Kliknęłam na zdjęcie Weroniki na środku. Przede mną ukazał się profil nastolatki na portalu społecznościowym oraz sześć nie odebranych wiadomości. Pierwsza była od niejakiej Martyny. Pisała, żeby Weronika jak wróci do domu, do niej napisała, bo miała do niej sprawę. Nie czytałam tego dokładnie, ale widziałam, że była ona wściekła. Za chwilę zrozumiałam, iż nie wyłączyłam czatu, więc wszystkim wyświetlała się moja dostępność. W okienku pojawił się niejaki Wojtek z wiadomością: "-Martwiłem się, kotku :*". Szybko zamknęłam je, a następnie kliknęłam w prawy przycisk na dole, aby stać się niewidoczną. Nikt nie pisał już. Zdawałam sobie sprawę z tego, że miałam mało czasu, nim wróci pan Adamiak, zmieniłam adres e-mailowy oraz hasło, abym w każdym momencie mogła się znowu zalogować w domu. Wyciągnęłam telefon i zapisałam w notatce wszystko co było mi potrzebne. Następnie wylogowałam ją oraz uśpiłam komputer. W samą porę. Pan Adamiak najwyraźniej wchodził po schodach, bo one zaskrzypiały. Jak oparzona odskoczyłam od komputera. Podziękowałam za kawę oraz zeszłam do salonu, próbując jeszcze raz porozmawiać z jego żoną. Bez skutku.

Co było w sieci, na zawsze tam pozostajeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz