Rozdział III

72 6 2
                                    

Wychodząc z ich domu, zauważyłam nastolatka wpatrującego się w posesję państwa Adamiaków. Stał na chodniku. Nie krył się z tą całą dziwną obserwacją, która mogła wzbudzić w niejednej osobie niepokój. Cała ta wieś była bardzo dziwna, a szczególnie jej społeczność. Podeszłam do niego, co jednak nie sprawiło, żeby zmienił choćby na moment obiekt swoich obserwacji.

-Na co patrzysz?-zagadnęłam.

-Na nic-powiedział chłodnym, stanowczym tonem, zupełnie bez żadnej emocji.

-Jednak jest coś na co spoglądasz. Mogę wiedzieć jak się nazywasz?

-Nic pani do tego-odpowiedział tym samym głosem co przed chwilą.

Kompletnie nie wiedziałam kto to, ale podświadomie wyczuwałam, że on doskonale zna całą tą sprawę. Nie wydawał mi się zwykłym przechodnim, ani tym bardziej turystą. Myślałam też, iż przejmuje się tą sprawą. Być może bardziej niż rodzice nastolatki. W końcu jej śmierć zburzyła spokój całej miejscowości.

-Ja tylko próbuję im pomóc-rzekłam, wskazując palcem na miejsce zamieszkania dziewczyny.

Westchnął.

-Jestem jej chłopakiem. Tylko ja tym... prawdziwym. Widzi pani ten dom obok? Tam mieszkam. Codziennie patrzę przez okno i czekam na to, kiedy ona wróci.

-Ty jesteś Wojtek, tak?

-Nie. Jestem Piotr Dąbrowski. Wojciech to osoba, z którą związała się, żeby być popularna. Chciałem tylko, aby czuła się szczęśliwa. Byliśmy jak Tristian i Izolda. Ukrywaliśmy nasze uczucie przed światem. Nikt o nas nie wiedział. Jak się odnajdzie, sam ogłoszę, że byliśmy razem. Albo całkowicie zniknę. Zrobię wszystko, żeby tylko się odnalazła-opowiedział rzewnym, płaczliwym tonem.-A pani kim jest?

Przedstawiłam mu się. W odróżnieniu do rodziców Weroniki, w jego oczach nie widziałam tej iskry nadziei. Zadałam mu typowe pytania, na które odpowiedział spokojnie. Trudno mi było ocenić jego zachowanie. Wydawał się jednocześnie zbyt przybity, może nawet wściekły, ale również melancholijny. Nie do wiary! W całym moim życiu nie spotkałam nigdy takiej mieszanki uczuć, w jednym człowieku. Bez wątpienia wydał mi się podejrzany. Zresztą jak wszyscy. Tak jak poprzednio, na pewno nikt tu nie był bez winy.

Trudno mi było wyobrazić go sobie z tą nastolatką. Ona-zadbana, popularna, bogata, jak widziałam na zdjęciach. On-biedny, najwidoczniej niepopularny, godzący się ze wszystkim, co mu przyniesie los. Ubrany był w postrzępione dżinsy poplamione, tak jak koszula w niebieską kratkę, którą miał na sobie, od farby. Nie miał, w odróżnieniu od niej lekkiego życia. Zapewne pracował gdzieś na budowie. Raczej jej rodzice nie akceptowali tego związku. Pewnie tak, jak cała społeczność. Nie mogłam zrozumieć tylko jednego-skoro go prawdziwie kochała, dlaczego to ukrywała? Dlaczego była z kimś innym? Jemu to nie przeszkadzało, ale czy tak według nich wygląda normalna, zdrowa miłość?

Widząc poirytowanie na jego twarzy spytałam o dziewczynkę, którą tu poprzednio spotkałam. Nie wiedział kogo miałam na myśli. Opisałam ją dokładnie, ale on nadal zaprzeczał. Co dziwniejsze, zaczynałam formułować zdanie, a on już twierdził, że ją nie zna. Albo rzeczywiście nie domyślał się o o kim mowa albo nie chciał powiedzieć. Po chwili przypomniał sobie.

-Mała dziewczynka? Różowa sukienka, blond włosy spięte w warkoczyki?-zapytał z przerażeniem. Potwierdziłam każdy szczegół.

-Nie chciałbym pani niepokoić, ale czasami turyści widzą coś, czego nie ma.

Nie rozumiałam go. Od samego początku mówił niezrozumiale, a z minuty na minutę, nic się nie zmieniało.

-Kiedyś żyła niedaleko stąd taka mała dziewczynka. Podobna historia co do Weroniki. Zaginęła dwa lata temu? Nie ważne... Wszyscy stracili nadzieję. Zresztą nikt nie wie co się z nią stało. Przyjęliśmy wersję, że została zamordowana. Ostatni raz ktoś ją widział właśnie w różowej sukience, blond włosach, spiętych w warkocze. Jak żyła. Niech się pani nie przejmuje. Dużo turystów ją widzi.

-Ale ona żyje. Istnieje przecież możliwość, żeby ktoś ją uprowadził. A ona była młoda, więc nie pamięta wiele-stwierdziłam neutralnie, udając, iż słowa chłopaka nie wywarły na mnie lekkiego przerażenia.

Wzruszył ramionami. Potwierdził moje słowa, jednak bez przekonania. Pan Adamiak wyszedł z domu. Nastolatek natychmiast uciekł.

-Przepraszam, że on panią niepokoił. Źle wychowany. Kiedyś moją córkę upatrzył sobie za cel. Dobrze, że Weronika nie była nim zainteresowana.

Jeden z nich kłamał, bądź żył w niewiedzy. Zastanawiałam się przez moment, co jest gorsze, w ustaleniu tego co się stało. Kłamstwo, czy kompletna nieświadomość? Wyobraziłam sobie sytuację, w której przyjaciel dokonał strasznego czynu. Miałam dwie możliwości. Wspierać go w tym i skłamać, bądź pozwolić mu odejść, bez kompletnej wiedzy, z jakiego powodu musiał zniknąć.

Zbliżając się do samochodu, zauważyłam obok pana Hełmczyńskiego. Zaczął prawić mi wyrzuty oraz stwierdził, iż prędzej świnie zaczną latać, niż ja rozwiążę to śledztwo przed nim. O dziwo, zrobił coś czego całkowicie się nie spodziewałam. Być może on również. Zaproponował mi współpracę. Nic mu nie odpowiadając, wsiadłam do samochodu i wyjechałam stamtąd.

To śledztwo wręcz prosiło się o rozwiązanie. Nie mogłam od tej pory siedzieć z założonymi rękami. Musiałam działać.


Co było w sieci, na zawsze tam pozostajeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz