.

369 13 46
                                    

Luciano ma już dość czekania. W końcu, ile można do kurwy nędzy? Jeszcze nigdy tyle czasu nie zajęło mu złamanie swojej ofiary. I tak, Franciszek był księdzem, ale to tylko dodawało temu wszystkiemu przyjemnego dreszczyku, który Luciano och, uwielbiał. Księża to był jego ulubiony typ ludzi. Część z nich była od początku zgorszona do samego szpiku kości, bez jakiejkolwiek pomocy Luciano. A druga część, która niby opierała się swoim „ziemskim pożądaniom", w końcu łamała się pod jego wpływem i oddawała grzechom tak zbereźnym, że nie starczyłoby słów, żeby je opisać. Luciano uwielbiał ich niszczyć, bawić się nimi, i patrzeć, jak miotają się w swoich własnych, nieistotnych uczuciach. Wszystko, co wkurwiało w jakikolwiek sposób dziadka na górze sprawiało Luciano ogromną przyjemność. Te krzyki, jęki, westchnienia, pragnienia, tak, tak, tak, mocniej, więcej, bardziej, to była muzyka dla jego uszu.

W końcu jego zadaniem było popychanie ludzi do seksu, najbardziej podstawowego zwierzęcego pożądania jakie tylko istnieje. Och, ale on to kochał. Podobno demony nie mogą kochać, ale on zdecydowanie kochał seks, hej, w końcu był inkubusem. Ale czy można go winić?

A potem trafił się ten nieszczęsny ksiądz z blizną. Jebany Franciszek Łukasiewicz. Który opierał się tak długo, że Luciano myślał, ze to jest aż niemożliwe.

Nowy, młody ksiądz w parafii powinien być łatwy do sprowadzenia na drogę własnych pożądań. Oni zwykle byli. Młode, niedoświadczone umysły, w których wciąż szalały emocje.

I okej, najpierw była to wina Luciano. Podsyłanie mu mentalnie nagich obrazów zakonnicy, z którą księżunio się zadaje i chyba lubi nie dało oczekiwanych efektów. Czyżby Franiuś był gejem i nie lubił cycków? Luciano nie ocenia. Cycki są super, ale penisy też. Poszły więc inne obrazy. Delikatne fale przystojnych mężczyzn, napiętych mięśni i dużych chujów. Reakcja była, aczkolwiek nie wielka i zdecydowanie nie taka, jakiej Luciano by oczekiwał. Franciszek za każdym razem po prostu skupiał się bardziej na modlitwie i Luciano napotykał barierę. Nie ważne, że podsyłał coraz bardziej wulgarne i sprośne obrazy, nic nie sprawiło, że Franciszek się złamał.

W tym momencie Luciano poczuł się kurewsko wkurwiony i to zaczęła być sprawa osobista. Jak ten ludzki śmieć mógł mu się opierać tak długo? Luciano go złamie, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką kiedykolwiek kurwa zrobi!

Podsyłał mentalnych obrazów więcej, częściej, nawet wyszedł z inicjatywą i wpłynął na jakichś przypadkowych chłopców, żeby poflirtowali z Franciszkiem! I nic! Nic do chuja pana, ja pierdolę.

Pewnego wieczora już nie wytrzymał. No bo co, można go winić? On próbuje wykonywać tylko swoją pracę. A Franciszek tego wieczora opierał się wyjątkowo mocno, szeptał te swoje wyświechtane formułki sprzed tysiąca lat i Luciano miał wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok. Ileż. Kurwa. Można.

Więc się pokazał.

Jego forma zajaśniała w pokoju i po chwili ukazał się w swojej pełnej, ludzkiej postaci przed klęczącym na ziemi księdzem. No, prawie ludzkiej. Rogi i ogon widoczne były w swojej pełnej okazałości. Luciano, nie chwaląc się, miał bardzo ładne rogi.

Ksiądz spojrzał na niego z dołu, dalej klęcząc. Idealna pozycja, żeby zrobić loda, ale wtedy Luciano nie za bardzo o tym myślał.

- Dlaczego jesteś taki uparty? – warknął nienawistnie i złapał Franciszka za włosy, podciągając go w górę, do swojej twarzy.

- Wiedziałem, że to nie jest normalne – Łukasiewicz nawet nie wydawał się zdziwiony. Na jego twarzy widniało obrzydzenie i pogarda. A fe.– Nie działają na mnie twoje tanie sztuczki, demonie – warknął. – Święty Michale Archaniele, wspomagaj mnie w walce a...

hej, owieczko || 2p!PolIta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz