10. Bo ja także to czuję.

1.4K 123 76
                                    

Kristina nie do końca wiedziała, co mężczyzna miał na myśli, kiedy wyznał, że jej biologiczna matka przyjaźniła się z rodziną, przez którą została adoptowana. Jego słowa wydawały się blondynce irracjonalne, ponieważ nie przypominała sobie, aby za dziecka kiedykolwiek słyszała o Beacon. Jednak, zamiast kontynuować rozmowę, postanowiła nie odzywać się przez całą drogę do domu, gdyż cała sytuacja była dla niej absurdalna. Nie zamierzała słuchać obcego mężczyzny, który bredził, bo równie dobrze mogło mu się coś pomylić. Natomiast z drugiej strony znał imię jej biologicznej matki, wspomniał, że była do niej niebywale podobna. Nic dziwnego, że wytrąciło to blondynkę z równowagi i w pewien sposób zmusiło do zastanowienia się nad tym, kim naprawdę była rodzina Viterelli i czy miała związek z jej biologicznymi rodzicami, a jeśli tak to dlaczego do licha wszyscy to przed nią ukrywali.

Cichym, niewzbudzającym żadnych podejrzeń krokiem ruszyła do gabinetu Caroline, swojej matki adopcyjnej. Co prawda nie było nikogo w domu, ale w razie, gdyby ktoś się pojawił, nie chciała, aby któryś z domowników przyłapał ją na myszkowaniu.

Zaczęła przeglądać szuflady w biurku, na którym znajdował się laptop, ale nie znalazła nic, co mogłoby budzić niepokój. Ruszyła wiec do biblioteczki, na której znajdowały się książki, jednak tam również nic nie znalazła. W ostateczności sięgnęła po komputer, co nie wydawało się dobrym pomysłem, ponieważ sama nie chciałaby, aby ktoś szperał w jej rzeczach.

Natomiast w tej sytuacji zwyciężyła ciekawość. A ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

Włączyła laptop. Kristy nie miała zielonego pojęcia, jakie Caroline mogłaby mieć hasło.

– To jest absurdalne – mruknęła cicho, zdając sobie sprawę z tego, co do diabła wyprawiała.

I to był moment, w którym słowo absurdalne nabrało większego znaczenia, ponieważ Kristy postawiła wszystko na jedną kartę. W okienku, które informowało, aby wpisać hasło, umieściła imię swojej biologicznej matki. Przez kilka sekund naprawdę zastanawiała się, czy nie brakowało jej piątej klepki, ale w momencie, w którym hasło zadziałało, niemały szok wymalował się na twarzy blondynki.

Zaczęła szukać sensownego wytłumaczenia. Wmawiała sobie, że musiał to być tak zwany zbieg okoliczności. W końcu to imię nie należało wyłącznie do jej matki, nosiło je wiele osób na świecie.

Jednak pojawiła się obawa, że mężczyzna miał rację, a jej życie w jakiś sposób zaczynało okazywać się jednym wielkim kłamstwem.

W końcu dziewczyna odszukała coś, co przykuło jej uwagę, a dokładniej folder zatytułowany „Rozdział 1: Adopcja". Dłoń blondynki zaczęła się trząść, a wszystko, co w tym momencie się działo wydawało się nierealne, jednak kontynuowała. Weszła w folder. Wyświetlił jej się plik, w który kliknęła bez zawahania. Na ekranie pojawił się tekst, dlatego mimowolnie zaczęła go czytać.

Nie mogła uwierzyć, w to, co czytała, jednak to wszystko nie było snem. Sytuacja, która miała miejsce, miała miejsce w prawdziwym życiu. Caroline opisała cały proces adoptowania dziewczyny i może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że odnalazła kolejne rozdziały, w których zaczęła opisywać życie blondynki i nie chodziło tutaj tylko o codzienne sytuacje, których wspólnie doświadczali, ale także o to, w jakich okolicznościach zmarła biologiczna matka Kristy, co wydarzyło się z jej ojcem i jakby tego było mało doświadczenia blondynki w domu dziecka, które wywołały dreszcze na całym ciele, a przed oczami pojawił się obraz, przedstawiający przykre wspomnienia.

– Skąd ona do cholery o tym wszystkim wie? – zapytała sama siebie, jednak odpowiedź na to pytanie, mogła znaleźć tylko u źródła.

– Kristy – odezwał się znajomy głos.

Oczy zalane atramentem | ZOSTANIE WYDANE!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz