Maja, rozdarta między rzeczywistością i lekturą nastolatka. Każdą wolną chwilę spędzała
z nosem w książce. Przez co nie raz dostała ochrzan od matki, którą irytowało wieczne rozkojarzenie jej pociechy. Miała w zwyczaju wykrzykiwać hasło "kiedyś z tym nosem zamiast
w książce, wylądujesz w ścianie". Z czasem można było odnieść wrażenie, jakby to zdanie nie docierało już do uszu Mai. Tak jakby jej mózg zaczął ignorować ten koknretny zbiór słów. Zero reakcji, czy też jakiejkolwiek odpowiedzi doprowadzał rodzicielkę do szału. Zazwyczaj kończyło się to awanturą, w której matka z córką wykrzykiwały w swoim kierunku różne słowa, których później obie bardzo żałowały. Oczywiście żadna z nich nigdy się do tego nie przyznała. Nasza naczelna introwertyczka po takim zdarzeniu uciekała do pokoju. Zamykała drzwi na klucz, by oddać się namiętnej lekturze. Tylko książki pozwalały jej zaznać ukojenia od codziennych trosk
i tabunu problemów kotłujących się w głowie każdej nastolatki. Maja była niezwykle nieśmiała. Mówiąc "niezwykle" naprawdę mam to na myśli. Dziewczyna dosłownie bała się odezwać do obcych jej osób. Może właśnie przez to nie miała przyjaciół, a nawet znajomych. Samotna, zagubiona i przytłoczona rzeczywistością nawet w szkole z nikim nie rozmawiała. Do nauczycieli odzywała się tylko wywołana do głosu. Właściwie tylko przez to, osoby uczęszczające to tej samej klasy, mogły poznać jej głos. Maja nie była outsiderką z powodu odrzucenia przez otoczenie, lecz z wyboru. W końcu jaka społeczność odrzuciłaby dziewczynę o delikatnym, aksamitnym głosie, w którym chłopacy wręcz się rozpływali. Dziewczynę o niezwykłej, ale
i specyficznej urodzie, która nie trafiała we wszystkie gusta. Lecz nawet Ci twierdzący "to nie mój typ" nie mogli wyrzec się opinii, iż Maja była zjawiskowa. Delikatna i zmysłowa w usposobieniu, której urok wylewał się z każdego spojrzenia rzuconego przelotnie w losowym kierunku. Dlaczego więc ktoś taki był tak odizolowany i zamknięty na świat ?Odpowiedź nie jest prosta. Maja zawsze była cicha i spokojna. Miała jednak swoją najlepszą przyjaciółkę i wąska grupkę dobrych znajomych. No i był jeszcze "On". Chłopak, który skradł jej serce. Straciła dla niego głowę raz i bezpowrotnie. Maja pierwszy raz doznała takiego uczucia i jak się okazało, juz nigdy miało się to nie powtórzyć. Bo to co nie zamknięte, nigdy się nie skończy. On, bo jego imię
z czasem stało się dla Mai niczym mroczny pseudonim Toma Riddla, tego nie można było wymówić. Lecz wróćmy do początku tej historii. Młoda i śliczna dziewczyna rozpoczyna kolejny epat edukacji. Wkracza w nową społeczność, w której ciężko będzie się odnaleźć. Na jej szczęście ma u boku swoją najlepszą przyjaciółkę Annę, bratnią duszę. Znały się od dziecka
i zawsze były nierozłączne. Przyjaciółka, o jakiej marzy każda dziewczynka i kobieta. Para przyjaciółek miała wspólny plan na przyszłość. Jednym z kroków w kierunku realizacji którego obie udały się do tej samej szkoły i klasy. Wszystko miało jednak raptownie ulec zmianie, kiedy oczom Mai ukazał się właśnie On. Chłopak, którego urodę ciężko było określić, a teperament już na pierwszy rzut oka był nie do okiełznania. Kilka sekund kontaktu wzrokowego zmieniło życie dwojga obcych sobie ludzi. Oczarowani sobą dążyli do jak najszybszej konfrontacji, do której doszło jeszcze tego samego dnia. Zamienili zaledwie kilka słów. Ale to, aż nad to. Można było odnieść wrażenie, że gdyby padły jeszcze jakieś słowa, nawet te najkrótsze. Zakochani eksplodowali by z natłoku emocji. Pojedyncze spotkania w szkole szybko przerodziły się we wspólne popołudnia, a następnie całe dnie spędzane razem. Wszystko było jak w bajce,
a przynajmniej tak to postrzegała Maja. W tamtym czasie życie dziewczyny wydawało sie idealne. Każdą wolną chwilę spędzała z ukochanym, a wszystkim dzieliła sie z Anną. Niestety dla swojej przyjaciółki miała czas już tylko w czasie lekcji, co jak możecie się domyślać wywoływało u Ani frustracje. Punktem kulminacyjnym, momentem w którym świat Mai się zawalił był pewien zimowy wieczór. Tego dnia wszystko było inaczej. Maja większość dnia spędziła w domu, nie poszła do szkoły. Bardzo źle czuła się od samego rana, co z perspektywy czasu można by uznać, za przeczucie. Tak jakby jej organizm wiedział, że nadchodzi najgorszy dzień jego istnienia. Popołudniu dziewczyna poczuła się znacznie lepiej. Wreszcie po prawie w całości przespanym dotychczas dniu odezwała się do ukochanego. Pragnęła się z nim spotkać wieczorem. Jednak jej oczom ukazała się wiadomość "dzisiaj już nie, mam inne plany". To był cios dla zakochanej. Argumentem wykluczającym ich spotkanie nie było przecież złe samopoczucie, czy też sprawy rodzinne, a zwyczajnie inne plany. Po chwili namyslu odpisała "Jasne skarbie, do jutra". Oczywiscie było to napisane wbrew temu co czuła, jednak tak podpowiadał jej zdrowy rozsądek. Po kilku godzinach Maja wybrała się na samotny spacer z psem. Początkowo była to wędrówka bez celu. Po kilkunasty minutach dwoje wedrownych skierowało się jednak w kierunku "Jego" domu. To właśnie ta decyzja o wszystkim przesądziła. Przed owym budynkiem Maja ujrzała coś potwornego. Annę rozpływającą się w Jego objęciach rozkoszującą się namiętnym pocałunkiem. Dziewczyna stała jak wryta. Serce biło jej tak mocno, jakby pod wpływem jego uderzeń miała zaraz doznać urazu żeber. Głuchą ciszę rozchodzącą się w jej uszach przerwał pies. Czworonóg dojrzał kota, na co zareagował charakterystycznym szczekaniem. Teraz już cała trójka była świadoma tego, co się właśnie wydarzyło. Dziewczyna upuściła smycz i uciekła. Zdezorientowany pies popędził za właścicielką. Maja biegła przed siebie ile sił w nogach, z tak zapłakaną twarzą, że niemal nic nie widziała. Rozpaczliwy maraton przerwał pisk opon i trzask zaraz za sylwetką młodej kobiety, która w odruchu zatrzymała się. Jednak nerwy nie pozwoliły jej obrócić się od razu. Lecz kiedy już to zrobiła jej oczom ukazał się piesek leżący przed czarnym sportowym samochodem oraz kierowca stojący przy otwartych drzwiach. Kiedy tylko mężczyzna zorientował się, że potrącił psa, nie dziewczynkę prędko wsiadł do pojazdu i odjechał ponownie narażając słuch Mai na przeraźliwy dźwięk piszczących opon. Maja przyklękła przy zwierzęciu. Jej psi przyjaciel był już "nieobecny". Bezsilna wobec okrucieństwa świata dziewczyna przeciągnęła zwłoki na krawędź jezdni i tuliła je siedząc na krawężniku przez całą noc. Dopiero nad ranem, gdy słońce już witało, Maja zasnęła z wycieńczenia. Po krótkiej i niespokojnej drzemce skrzywdzona przez los nastolatka udała się do domu, dźwigając swoimi szczupłymi rękoma truchło psa. Wchodząc po kilku stopniach prowadzących do drzwi wejściowych upadła. Dziewczyna była pozbawiona wszelkich sił, zarówno fizycznych jak i mentalnych. Nie była w stanie ruszyć nawet palcem. Słysząc rumot Matka Mai wyszła na zewnątrz. Widząc córkę w takim stanie z leżącymi obok zwłokami czworonoga przeraziła się. Jednak doświadczona życiem, chociażby ze względu na swój wiek, zachowała zimną krew. Zbierając wszystkie siły tkwiące
w jej dojrzałym ciele zaniosła swoją pociechę na górę, do jej pokoju. Maja przespała niemal całe trzy dni. Nikt jej nie odwiedził. Jedyną osobą, z którą miała kontakt była jej rodzicielka, która dbała o to, aby dziewczyna miała co jeść. Maja w tamtym czasie opuściła dwa tygodnie szkoły. Całkowicie odcięła się od internetu i świata zewnętrznego. To właśnie wtedy narodziła się w niej miłość do świata lektury. Wtedy gdy pierwszy raz wzięła do ręki losową książkę z biblioteczki mamy, by zabić czas. Z każdą kolejną stroną jej fascynacja pogłębiała się, a problemy ustępowały miejsca bujnym projekcją wyobraźni nastolatki. Nadszedł jednak wreszcie czas... czas powrotu do szkoły. Matka dziewczyny pełna obaw odwiozła ją pod same drzwi budynku. Kobieta nawet nie wiedziała co się właściwie wydarzyło, ale nie miała zamiaru naciskać, ani też domagać się wyjaśnień. Po Prostu chciała być na tyle blisko córki, na ile ona sama tego potrzebowała i okazać jej możliwie dużo wsparcia. Maja wbrew pozorom nie obawiała się powrotu do szkoły. Było jej to właściwie obojętne. Nie była już przecież tą samą osobą.