Rozdział 37

5.1K 212 21
                                    

 Otworzyłem oczy. Poranne słońce usilnie próbowało przebić się przez ciężkie, grube zasłony. Wypuściłem nagromadzone w płucach powietrze, a potem spojrzałem w bok. Carmen leżała po mojej prawej stronie. Była zwinięta w kłębek, zupełnie bezbronna. Spała. Głęboko. Jej oddech był spokojny i rytmiczny. Spomiędzy jej subtelnie rozchylonych ust wyglądały krawędzie równych, śnieżnobiałych zębów. Jej włosy rozsypane były na poduszce, niczym ciągnący się za nią welon. Przyciskała się do mojego boku, jakby nieświadomie nawet w trakcie snu szukała pocieszenia w bliskości drugiego człowieka.

Obydwoje byliśmy tylko ludźmi.

Ludźmi ze skłonnością do popełniania błędów.

Przejechałem dłonią po twarzy, a potem ostrożnie opuściłem łóżko, uważając, aby jej nie obudzić. Wziąłem prysznic, a potem wyszedłem do gabinetu. Zadzwoniłem do Fiony z prośbą o przygotowanie śniadania, a potem zająłem miejsce za biurkiem. Odpaliłem laptopa, na którym czekała na mnie wiadomość od Hamisha. "Tomasie, wszystko gotowe. Gdy tylko podejmiesz decyzję, proszę o informację." Odchyliłem się na oparcie fotela.

Ciche pukanie wyrwało mnie z zamyślenia. Do środka weszła zarumieniona Jinny.

-Tomasie, przepraszam, ale Carmen... nie ma jej w pokoju - wydukała. -Nie wiem...

-W porządku - przerwałem jej. -Jest tutaj - oznajmiłem spokojnym głosem.

Jinny wyglądała na zdezorientowaną.

-Tutaj?

Gdy odpowiedziało jej milczenie, zamknęła usta.

-Nic jej nie jest? Słyszałam, co się wczoraj stało - w jej oczach pobłyskiwała podejrzliwość.

-Klara o nią zadbała. Niedługo dojdzie do siebie.

Dziewczyna przytaknęła, ale nie była skora, żeby wyjść. Przekrzywiłem głowę w bok.

-Poprosiłem Fionę o przygotowanie śniadania. Sprawdzisz, czy jest już gotowe? Umieram z głodu - rzuciłem, wbijając w nią stanowcze spojrzenie.

-Oczywiście - otrząsnęła się.

-Zjemy tutaj - zaznaczyłem.

Jinny przytaknęła, a potem wyszła.

Chwilę później do gabinetu nieśmiało zajrzała Carmen. Jej twarz była zaspana, ale oczy pobudzone.

-Przepraszam, słyszałam jak z kimś rozmawiałeś - wyszeptała.

Wciąż miała na sobie moją koszulkę. Była na nią zdecydowanie za długa i zbyt szeroka, ale przez cienki materiał krzywizny jej pełnych piersi były aż za dobrze widoczne.

-To była Jinny, prawda?

Oderwałem od niej wzrok i przeniosłem go na laptopa.

Była zachwycająca, nawet gdy tonęła w moim t-shircie, ale mimo to złapałem się na tym, że to nie wspomnienie jej ciała natrętnie nękało moje myśli, ale sposób, w jaki przed zaśnięciem złapała za moją dłoń.

-Wystraszyła się, gdy nie zastała cię w pokoju.

Carmen zagryzła dolną wargę. Wiedziałem, co działo się w jej głowie.

-To, co się wczoraj wydarzyło, to tylko i wyłącznie nasza sprawa - oznajmiłem, lustrując wzrokiem jej zawstydzoną twarz.

Przed nikim nie musieliśmy się tłumaczyć. Poza tym byłem pewny, że nikt by nie zrozumiał, co kierowało nami tej nocy. Pożądanie nie było odpowiednim słowem. Było kurewskim niedopowiedzeniem. To była desperacka potrzeba. Potrzeba dotyku, bliskości i zrozumienia. Poczucia, że choć na chwilę udało nam się przepędzić samotność. Oboje przeszliśmy wiele. Mój świat zawalił się znacznie szybciej, niż jej, ale doskonale pamiętałem, jakie to uczucie. Tego nie da się zapomnieć. Nikt, kto nie przeżył czegoś podobnego, nie będzie w stanie pojąć tego, co dzieje się z psychiką człowieka w takiej sytuacji. Gdy złość smutek i bezradność skręca twoje wnętrzności, a to dopiero początek.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz