- Schane, wychodzę! - krzyknęłam do mojego chłopaka siedzącego w pokoju.
- Gdzie, z kim lub do kogo i kiedy wrócisz? - zaśmiałam się, Schane podszedł do mnie.
- Na spacer.
Schane spoważniał.
- Przebierz się w jeansy, weź telefon. Mam wiedzieć gdzie jesteś i co się z tobą dzieje. Odpowiadaj na wiadomości i odbieraj telefony, weź czip z nakastnika przy ścianie i włóż go albo do stanika albo do majtek, gdzieś, skąd nikt ci go nie wyjmie, skąd ci nie wypadnie. Jakby coś się działo daj mi znać, jasne?
- Dobrze, tatku - pocałowałam go i pobiegłam do pokoju. Szybko się przebrałam i wróciłam do drzwi wejściowych. Schane wyglądał na zatroskanego.
- Na pewno chcesz iść sama? Ferry pójdzie z tobą jeśli będziesz chciała. Ewentualnie zadzwonię po Leifa, muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna.
- Będę bezpieczna, nic mi się nie stanie. Obiecuję. - założyłam buty i wyszłam z domu.
Opuściłam teren naszej willi i pomachałam do ochroniarzy, którzy odmachali mi uśmiechając się. Aż się miło w serduszku robi. Szłam prosto ulicą w najciemniejszych punktach rozglądając się. Już niedługo będę chodziła tak z Lucy. Na przeciwko mnie szła jakaś dziewczyna. Podbiegła do mnie.
- Masz na imię Vivianne, prawda?
- Tak.
- Jesteś od Schultza?
- Tak.
- Właśnie na Blue Sky wyszła plotka, że Schultz wywalił cię z domu. Uważaj na siebie - przytuliła mnie - chcesz mój numer telefonu?
- Mogę - wyjęłam telefon.
- Jestem Magda - Magda zaczęła dyktować mi numer telefonu. Zapisałam ją jako "Madzia". Przytuliła mnie jeszcze raz i poszła dalej.
Minęłam już trzy ślepe uliczki. Szłam prosto jeszcze jakieś piętnaście minut. Zawróciłam i wracałam tą samą drogą. Jeszcze jakieś czterdzieści metrów i będę w domu. No i nagle wszystko się zepsuło. Z zaułku przede mną wyszedł jakiś mężczyzna i skierował się w moją stronę, zawróciłam i ujrzałam drugiego idącego do mnie. Skręciłam w ślepą uliczkę i zaczęłam wspinać się na płotek zagradzający drogę między dwoma blokami. Nie zdążyłam. Któryś z tych mężczyzn pociągnął mnie za kostkę w dół i zaśmiał się gorzko.
- Już nam nie uciekniesz - powiedział drugi. Szarpałam się ale na nic.
SCHANE P.O.V
***
Trochę martwił mnie fakt, że nie było jej już pół godziny. Bardziej wkurwiało to, że nie odpisywała i nie odbierała ode mnie telefonów. Zadzwoniłem na policję i podałem wszystkie dane. To, jak wygląda, jak była ubrana, ile mierzyła wzrostu i inne pierdoły. Może i mam broń, ale nie mam pewności, że ktoś inny nie ma. Wybiegłem z willi pytając się strażników, w którą stronę poszła. Skręciłem w lewo. Zobaczyłem jadącego VAN'a, auto zatrzymało się przy mnie. Wysiadła z niego policja z psem. Ruda policjantka kiwnęła na mnie głową dając mi znak, abym poszedł za nią.
Zrobiłem to. Dzielna suczka owczarka niemieckiego nasłuchiwała różnych podejrzanych dźwięków. Usłyszeliśmy głośny śmiech a zaraz po nim dwóch mężczyzn wychodzących z alejki. Policjantka pochyliła się do suki.- Bierz. - odpięła smycz od psa. Suczka rzuciła się na dwóch facetów.
Pobiegłem do ślepego zaułka i zobaczyłem moją Vianne. Moją małą, kruchą dziewczynkę. Vivianne cała się trzęsła, płakała, spodnie miała zdjęte do kostek. Twarz chowała w rękawach swojej bluzy. Podbiegłem i kucnąłem obok niej. Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie. Łączyło to tylko jedno. Nieufność i strach. Vianne skuliła się jeszcze bardziej. Odsunęła się.
- Zostaw mnie.. - wyszeptała. - Kurwa zostaw! Nie rozumiesz? Wypierdalaj! Za dużo sylab? - krzyczała.
Niewiadomo skąd przyszedł policjant.
- Posłuchaj mnie, nie chcemy ci nic zrobić. Zostałaś zgwałcona, prawda? - Vianne pokiwała głową - Zostaniesz zabrana do szpitala, zrobią ci badania. Jeśli będziesz w ciąży, pomożemy ci. Dostaniesz od nas wsparcie - Vianne pokręciła głową, policjant zawiesił się.
- Jestem w ciąży.. - wyszlochała.
Właśnie coś do mnie doszło. Vianne mogła poronić. Podniosłem ją nie zwracając uwagi na jej krzyki i razem z policjantem poszliśmy do VAN'a. Ruda policjantka zadzwoniła po radiowóz i pojechała z mężczyznami na komisariat. My pojechaliśmy do szpitala.
***
- Jak wyniki? - zapytała obojętnie moja Vianne. Była po silnych lekach na uspokojenie.
- Mało brakowało. Miała pani szczęście, że pani nie poroniła. Musi pani teraz mimo wszystko bardzo uważać. Najmniejsza dawka nerwów może zabić dziecko.
W mojej kieszeni zawibrował telefon. Wyjąłem go i odebrałem sms'a:
Leif
Będziesz dzisiaj na spotkaniu?Ja
Nie, Vivianne jest w szpitalu.
Muszę przy niej czuwać.
Macie wolne.Schowałem telefon do kieszeni i złapałem Vivianne za rękę. Coś mi tu nie grało. Czemu Vivianne tak szybko zaufała porywaczowi? - pomyślałem. Pielęgniarka wyszła z sali.
- Vivianne?
Odpowiedziała mruknięciem.
- Czemu od razu mi zaufałaś? Gdy cię porwałem?
- Nie ufałam ci. Bałam się ciebie i chciałam uciec. Chciałam ale nie mogłam. Wszędzie byłeś ty. A potem się przyzwyczaiłam. Przyzwyczaiłam i przywiązałam.
- A potem?
- Potem cię pokochałam. Ale pokochałam cię dopiero po tym, jak dowiedziałam się, że jestem twoją dziewczyną.
Naszą rozmowę przerwała pielęgniarka.
- Oprócz licznych siniaków fizycznie nic się pani nie stało. Może pani opuścić salę.
----------------------------------------------------------------------------------
Króciutki rozdzialik
‼️Przypominam o prologu drugiej książki‼️
Jak się podobał?
Do następnego, cześć!
CZYTASZ
Mój szef
RomanceDziewiętnastolatka ucieka z patologicznego domu. Błądzi po mieście szukając miejsca, w którym mogłaby się przespać. Spotyka chłopaka, który okazał się szefem mafii, bogatym mężczyzną. Całe jej życie zależało od niego. Tekst zawiera wulgarny język, o...