Rozdział 3

119 13 4
                                    

 Było mu gorąco, strasznie gorąco. Był zamknięty w malutkiej klatce, która zdecydowanie się nie nadawała do przewożenia tak dużego cielska. 

 Zandar rozejrzał się po wozie. Był z drewna, a w środku, wraz z nim było kilka innych wilków, nie kojarzył większości, musieli być z innego stada. Beta z dwójką niemowląt, jeszcze do końca nawet nie przeszły transformacji, zapewne bliźniaki. Był tu również alfa, dosyć młody, zapewne w jego wieku i jedna omega. Młoda i tylko jej zapach poznawał, to była zdecydowanie Marcie z jego stada. Wszędzie by poznał tą szarawą sierść. Dach powozu był przykryty jasnym materiałem, aby chronić przed słońcem i je odbijać.

 Na pewno już nie byli już w Valumie, na północy zapewne też nie, było tu za ciepło, miał wrażenie, że zaraz się ugotuje w futrze. Chciało mu się niezmiernie pić, miał wrażenie, że jego gardło wyschło już na wiór. Nastawił uszu i usłyszał rozmowę, choć nie znał wschodniego języka, to chciał chociaż wyczytać coś z tonu głosu prowadzących mężczyzn.

 - Zaraz robimy postój, tak? Za niedługo będzie południe, musimy gdzieś się schować bo inaczej konie nam padną - powiedział to zapewne mężczyzna w sile wieku. 

 - Zdecydowanie tak, musimy znaleźć tylko jakiś cień - mruknął drugi, zapewne w podobnym wieku. 

 - Z tym jeszcze nie ma problemu, gorzej będzie gdy wpłyniemy na granice wschodu, wtedy będzie tylko piach - westchnął zmęczony. 

 - I również spotkamy się z resztą, zmienimy konie na wielbłądy, bo inaczej by nie dociągnęły. 

 Na tym ich rozmowa się skończyła, niedługo później wilk poczuł, że stają w miejscu, a do powozu ktoś wszedł. Młody mężczyzna, niewiele starszy od niego, był ciemniejszej karnacji, oraz miał czarne włosy, podobnie jak oczy. Wszedł z miskami wody dla nich. Podszedł najpierw do bety z niemowlakami, która jedyne co robiła to starała się zakryć młode. Wsunął jej sporych rozmiarów miskę wody i poszedł dalej. Omega lekko powarkiwała, jednak nie bał się jej, pewnie już nie raz podawał wilkom pożywienie bądź wodę. Dopiero jak się zbliżył do alf to przełknął ślinę, jednak się nie wahał długo, wsunął obydwóm głośno warczącym wilkołakom wodą i odszedł jak najszybciej. 

 Zandar nie zamierzał jej pić, czuł że musiało być tam coś dosypane, samice i dzieci się poddały i napoiły, jednak obydwie alfy wytrwale nie piły nic. Nie chcieli być otumanieni. Po dłuższym czasie znów ruszyli i dopiero nocą się zatrzymali. 

***

 Z dnia na dzień było coraz gorzej. Nieprzystosowane ciało alfy do wysokich temperatur wręcz  smażyło się w tym cieple. Stali w cieniu, ponieważ południe dobiło i słońce dumnie prężyło się w swoim punkcie kulminacyjnym wędrówki po niebie. Powóz był przykryty biało-żółtym materiałem, dostali również dużo wody, jednak Zan wciąż czuł jakby umierał; miał wrażenie, że zaraz się rozpuści. 

***

 Wieczorem, po raz pierwszy od ponad zapewne tygodnia - jak nie dwóch, Zandar oraz inne wilkołaki, mogli rozprostować łapy. Osłabieni przez upalne dni, brak ruchu oraz proszki podawane w wodze, czy też skromnej ilości jedzenia, sprawiły, że wilki nie miały chęci do walki, z ludźmi i dały się wyprowadzić na "spacer". 

  Wyprowadzili ich na grubym sznurze dobrej jakości, a chwile później siedzieli na piachu, przywiązani do dziwnego drzewa - zdaniem Zandara. Było średniego wzrostu, raczej niskie, miało drobne liście, było również bardzo ciemne, zdecydowanie bardziej podobały mu się te w jego domu. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 04, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Tam gdzie jest nasz domOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz