Rozdział 2

862 89 16
                                    

Łukasz

Jęknąłem, gdy zadzwonił budzik. Niesmak w ustach, ale brak łupania w głowie zwiastował, że kac dopiero miał nadejść. Na oślep odszukałem telefon na stoliku nocnym. Na samej górze wielu powiadomień czekała na mnie wiadomość od Kamili.

Zabrałam zapasowy komplet kluczy, bo nie byłam pewna, czy sam zamkniesz mieszkanie na noc. Oddam rano. - K

Kamila... Kurwa. Moją wciąż lekko ciężką głowę zalały wspomnienia z minionego wieczoru. Byłem wystarczająco pijany, żeby powiedzieć co powiedziałem, ale nie aż tak, by tego nie pamiętać. Wolałbym, żeby mnie zwyczajnie zjebała za ten tekst, na co zupełnie zasługiwałem. Wtedy bym po prostu przeprosił, co i tak powinienem zrobić. Jej odpowiedź nie dawała mi jednak spokoju.

Wziąłem prysznic i doprowadziłem się do względnego porządku. Dopijałem resztkę kawy, stojąc w kuchni. Musiałem otworzyć okno, bo w powietrzu wciąż były wyczuwalne perfumy Kamili.

Na pierwsze maile zacząłem odpisywać jeszcze w taksówce. Byłem już spóźniony, co zdarzało mi się wyjątkowo rzadko. Za pół godziny zaczynałem ciąg spotkań i cieszyło mnie to o tyle, że dzięki temu miałem większość dnia na przemyślenie, jak wybrnąć z pijackiej gadki bez większego szwanku. Kamila, gdyby chciała, mogłaby to zgłosić do HR-ów, a dyrektorka działu była na mnie wyjątkowo cięta. Nawet bym nie zipnął, żeby się wytłumaczyć. Coś mi jednak mówiło, że moja asystentka nie miała takiego zamiaru...

Kamila siedziała przy swoim biurku, gdy wszedłem do biura. Posłała mi zmęczony uśmiech, gdy rzuciłem w jej stronę krótkie „cześć". Wyglądała, jakby nie najlepiej spała minionej nocy.

Na biurku czekały na mnie klucze do mieszkania, tak jak uprzedzała. Kolejna natrętna przypominajka wczorajszego wieczoru. Wrzuciłem je do plecaka i westchnąłem ciężko. Potrzebowałem kolejnej dawki kofeiny, zanim się za cokolwiek zabiorę, a ostatnim, czego chciałem, to proszenie Kamili... o cokolwiek. Przynajmniej na razie.

Postawiłem filiżankę pod ekspresem i naszykowałem sobie też karafkę wody. Tak na wszelki wypadek, żeby się za często nie wychylać dzisiaj ze swojego gabinetu. Zresztą obawiałem się, że nadal śmierdzę jak gorzelnia.

Szło mi całkiem nieźle do południa. Przeglądałem właśnie rozliczenie podesłane przez analityka, gdy w ciszy rozbrzmiał dźwięk przychodzącej wiadomości na Teamsie.

Kamila Rudnicka: Mam kilka dokumentów do podpisu. Masz chwilę?

Zerknąłem w kalendarz. Został mi jeszcze kwadrans do następnego spotkania, na którym miała Kamila miała być obecna jako protokolantka, nie było sensu odwlekać tego na później.

Ja: Jasne, wchodź.

Uniosłem głowę, akurat, gdy przekraczała próg gabinetu z plikiem kartek w ręce. Rude włosy miała spięte nad karkiem w niedbały węzeł, odsłaniając piegowate obojczyki. Założyła dziś jedną z tych swoich sukienek, które opinały ją jak druga skóra. Jednocześnie nigdy nie pokazywała za dużo dekoltu, a materiał zawsze kończył się tuż przed kolanem. Wciąż jednak wyglądała seksownie jak diabli i przykuło to moją uwagę już pierwszego dnia jej pracy. Ten efekt wydawał się zupełnie niewymuszony. Kamila nawet w dżinsach nie traciła tego seksapilu.

Podawała mi bez słowa dokumenty po kolei, komentując w jednym zdaniu zawartość. Postanowiłem wykorzystać moment, oddając na jej ręce ostatni capex.

– Kamila, co do wczorajszego wieczoru...

Nie pozwoliła mi dokończyć i przerwała w połowie zdania.

Reguły pożądania - Premiera 24.04Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz