Rozdział 3

833 79 20
                                    

Łukasz

Zacisnąłem mocno ósemkę i zanurzyłem dłonie w magnezji, zanim chwyciłem pierwszy uchwyt. Podciągnąłem się w górę bardziej na rękach, niż wybijając się z nóg. Nie miałem cierpliwości na skupianie się dzisiaj na technice, choć wiedziałem, że potem będę tego żałować. Chciałem po prostu dotrzeć na samą górę.

– Stary, nie na łapach! – upomniał mnie Bartek, który mnie asekurował. – Jutro się z łóżka nie dźwigniesz.

Mój szwagier był jednocześnie moim najlepszym kumplem. Tak właśnie poznali się z Jagodą. On też wciągnął mnie w wspinaczkę. Gdy miałem kiepski dzień, lądowałem w Makaku. Czasem sam, ale wspinanie się na automatach było mniej ekscytujące, więc kiedy się dało, ciągałem ze sobą Bartka. Od niedawna udawało mi się to częściej niż rzadziej. Półroczne bliźniaczki w domu były odpowiednią motywacją, by spędzić chociaż godzinę poza domem.

Przechodziłem właśnie przez przewieszenie, gdy kolejny uchwyt, którego się złapałem, okazał się luźny. Nie zdołałem odzyskać równowagi i opadłem z metr w dół, zanim Bartek mnie wyhamował i boleśnie walnąłem w ściankę bokiem, zanim zdążyłem się obrócić. Skrzywiłem się. Z całą pewnością nabawiłem się kilku siniaków.

– W porządku?! – zawołał z dołu Bartek, gdy już przykleiłem się z powrotem do ściany. Spojrzałem w górę. Zostały mi ze cztery metry. Pokazałem kumplowi kciuka na znak, że okay i poprawiłem chwyt.

Teraz już wiedziałem, którego kamienia się nie łapać, więc przewieszenie pokonałem bez większego problemu, choć musiałem trochę pokombinować. Dotarłem na samą górę i chwilę odpocząłem, polegając na asekuracji Bartka, zanim krzyknąłem „dół!" i zaczął luzować linę. Odbijając się miękko od ściany, opadłem na ziemię i odwiązałem linę, po czym ściągnąłem ją w dół, a karabińczyki zadzwoniły o drewnianą ścianę.

Zdjąłem buty i usiadłem na chwilę na ławce, pociągając zdrowy łyk z butelki z wodą. Miałem rację, kac przyszedł z opóźnieniem i popołudniu zaczęło mnie strasznie suszyć.

– Co jest, Łuki? – zapytał Bartek, zajmując miejsce koło mnie.

Westchnąłem, skubiąc plastikową nakrętkę.

– Pamiętasz Kamilę?

– Twoją asystentkę? – upewnił się, a ja przytaknąłem. – Chyba nie złożyła wypowiedzenia? Chociaż w sumie bym się jej nie dziwił.

– Nie... Ale nie będę zaskoczony, jeśli to zrobi z najbliższym czasie – mruknąłem. Bartek był drugą osobą po Jagodzie, z którą mogłem być zupełnie szczery. Znaliśmy się jak łyse konie.

– O rany, co odjebałeś?

Streściłem Bartkowi poprzedni wieczór i obserwowałem, jak coraz bardziej ściąga brwi. W końcu pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Stary, jaki ty czasem jesteś durny... Od początku ci mówiłem, że zatrudnienie dziewczyny, która ci się podoba pod kątem fizycznym, to błąd. I tak jesteś na cenzurowanym przez Bieleckiego. Gdyby się dowiedział, od razu podjebałby cię do teścia, w ciągu godziny dostałbyś na biurko wypowiedzenie podpisane przez samego prezesa. Nie powinieneś tak ryzykować, dopóki macie na pieńku.

– Wiesz, że nie zatrudniłem jej dlatego, że jest ładna.

– Nie powiedziałem tego i nie kwestionuję jej kwalifikacji, to mądra dziewczyna. Ale ty powinieneś być mądrzejszy, Łuki.

Spojrzał na mnie znacząco. Miał rację, nawet jeśli nie chciałem tego przyznać na głos. Ceniłem sobie Kamilę jako pracownika. Zawsze była lojalna i sumienna, mogłem na niej polegać. Zamierzałem sobie to teraz powtarzać jak mantrę, żeby znów nie odwalić czegoś głupiego.

Reguły pożądania - Premiera 24.04Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz