Łyk wina

7 0 0
                                    


Weszłam do pustego mieszkania i odetchnęłam z ulgą. Po całym dniu w zatłoczonym biurze w końcu cisza nastała słodka cisza. Zdjęłam szpilki i oparłam się o drzwi delektując się bezgłosem. Przetarłam twarz pozwalając moim uszom odetchnąć od zgiełku i wsłuchać się w pulsującą we mnie krew. Po paru chwilach oderwałam się od drzwi.

Podeszłam do okna i zdjęłam wiszące kolczyki patrząc się w przestrzeń. Za oknem już dawno było ciemno. Paliły się tylko światła w dwóch blokach naprzeciwko, sygnalizacja świetlna i żółte reflektory samochodów. Padało. Deszcz zacinał w moje okno sprawiając, iż cała ulica zdawała się odległą, niewyraźną plamą.

Poszłam do sypialni. Zdjęłam pozostałą biżuterię i ubrania. Przebrałam się w wygodną pidżamę i poszłam do kuchni. Było tam bardzo ładnie – tak, jak sobie wymarzyłam – kuchnia i salon jako jedno, wielkie, otwarte pomieszczenie z dwoma oknami sięgającymi od podłogi do sufitu. Odetchnęłam z ulgą i wsłuchałam się w rozbijające się o okna krople deszczu. Z szafki wyjęłam kieliszek, nalałam wina i upiłam łyk. W końcu usiadłam do mojego komputera.

W końcu zostałam sama ze swoimi myślami. Moimi czarnymi, błądzącymi myślami. To nie jest dla mnie dobre. Moje myśli podpowiadają mi różne rzeczy. Chcę mordować, palić żywcem, dusić, gwałcić, dźgać, rabować; uciekać. Biegnąć przed siebie zostawiając przeszłość za sobą. Pośród mokrych kłosów przy księżycowym blasku chcę uciekać od wszystkich i patrzeć w gwiazdy. Gwiazdy są piękne. W gwiazdach jest zapisany los. Chcę w nich zobaczyć swój. Swój i jego. Widzę, jak los nas połączył. Pamiętam to. Czuję tamte chwile, one żyją we mnie, są tak realne jakby wydarzyły się przed paroma minutami, a jednocześnie tak dalekie, jakby minęły już całe milenia.

Biorę łyk wina.

Nie chcę biec. Nie mam ochoty. Nie mam już sił. Chcę się zatrzymać. Chcę zatrzymać czas, ochłonąć, zebrać siły. Bo chcę biec, biec dla niego i z nim. Ale nie mam sił. Już brakuje mi tchu. Masuję się po zmęczonym karku. Poddam się. Co mi pozostało? Muszę to przerwać. Przerwać tę bieganinę myśli. Ten zastój myśli.

Wstaję od biurka. Nie mogę. Obiecałam Mu. Ale nie mogę się powstrzymać. Nie. Tak. Nie. Nie. Nie. Tak? Nie. Tak. Otwieram dolną szufladę. Na pogrążonym w cieniu dnie, gdzie światło lampy nie ma odwagi zajrzeć, w czarnym futerale na słuchawki, które już dawno się rozładowały, leży spokojnie małe ostrze. Patrzę na nie łapczywie pragnąc poczuć, że nadal biegnę, że nadal żyję. Ono też na mnie patrzy. Szepcze do mnie: „Weź mnie... Weź mnie...". Nie. Tak? Tak.

Biorę łyk wina.

Biorę ostrze do ręki. Słyszę głos z tyłu głowy, który jak czad zatruwa każdą komórkę mojego ciała i każe mi zostawiać krwawe blizny na moich porcelanowych rękach. Ale słyszę też Jego słodki głos. Widzę Jego oczy przepełnione cierpieniem. Widzę, jak cierpi. Walczę. Naprawdę walczę! Długo walczę. Długo i zaciekle. Nie daję za wygraną. Niemalże miotam się. Ronię łzy. Walczę. Naprawdę walczę. Lecz... Odpuszczam. Po wykańczającej walce – odpuszczam.

Przepraszam. Zawiodłam. Zawiodłam Cię.

Biorę łyk wina.

Odchylam się na oparcie i podwijam rękaw. Zamykam oczy i oplatam dłonią nadgarstek drugiej ręki. Delektuję się dotykiem. Zastanawiam się, co wyryć. Postanawiam pójść w klasykę – parę prostych linii. Tnę mocno i czekam na wynik. Widzę pierwsze krople, a za chwilę kolejne. Następnie cała rana ocieka krwią, która kapie na podłogę i odbija się dziwnym echem po mieszkaniu.

Chlup, chlup. Kap, kap.

Biorę łyk wina.

Uwielbiam napawać się widokiem spływającej z nadgarstków ciepłej krwi i patrzeć jak wsiąka w dywan. Towarzyszy temu przyjemny ból, szczypanie, zimno, a po pewnym czasie – bezwładność. Chłód obezwładnia moje ciało. Chcę tylko więcej i więcej. Chcę bólu, na który zasługuję. Chcę chłodu, który jest we mnie. Chcę czuć szczypanie, które przypomina mi, że żyję. Chcę słyszeć z Jego ust, że to złe, że zawodzę Go, że jest mną zniesmaczony, że mnie nienawidzi. Chcę słuchać kolejnych powodów, dla których powinnam przestać istnieć, dla których powinnam odebrać sobie życie. Chcę przestać być potrzebna, żeby móc już odejść. Ale kilka cholernych osób mnie potrzebuje, a ja ich.

Biorę łyk winaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz