Prolog

194 10 2
                                    

Drewniane schody niebezpiecznie trzeszczaly pod moimi butami. Czulem sie, jakby jedynie chwile dzielily mnie od mojej smierci. Na dodatek schody byly brudne i zakurzone, a ja nie chce umierac w takim syfie. Zmarszczylem czolo, slyszac swoje mysli.

- Serio? - mruknalem sam do siebie.

Na szczescie schodkow nie bylo duzo i juz po chwili bezpiecznie moglem stanac na twardym gruncie, jakim okazala sie podloga na strychu.

Nieprzyjemny dreszcz przebiegl przez cale moje plecy. Zawsze nienawidzilem tego miejsca. Kiedy jeszcze mieszkalem w domu moich rodzicow mialem pokoj dokladnie pod nim. W nocy wydawalo mi sie, ze ktos chodzil po gorze, planujac moja smierc.

O, prosze. Juz po raz drugi w ciagu 5 minut pomyslalem o wlasnej smierci. A przeciez chcialem wejsc tylko na strych.

Z tego co slyszalem, moi rodzice rozmawiali o jakims dzienniku. Zakladalem, ze musial byc ktoregos z nich. Od razu pomyslalem, ze znajde go na strychu, w kufrze, zakopanego wsrod jakichs starych ubran, ktore czas i myszy zdazyly juz zniszczyc.

Przynajmniej tak bylo w filmach.

Rozejrzalem sie. Rodzice dawno tu nie przychodzili, widac bylo po kurzu, ktory zalegnal sie juz chyba na kazdej mozliwej rzeczy, ktora nie przekraczala progu tego okropnego pomieszczenia.

Powoli podszedlem do sciany, by zapalic swiatlo, lecz kiedy przechylilem wlacznik na druga strone, nie stalo sie nic innego niz... w sumie to nic.

- Swietnie - westchnalem, wyciagajac z kieszeni swoj telefon, w ktorej mialem latarke. Wlaczylem ja, po czym zaczalem szukac wzrokiem kufra. Albo przynajmniej jakiejs skrzynki, ewentualnie pudelka.

Co mnie wzielo na ten kufer? Rodzice rownie dobrze mogli zostawic ten dziennik gdzies na szafie, albo pod krzeslem. Nie zdziwilbym sie, gdybym znalazl go w starej mikrofalowce. Tak, oni sa nieprzewidywalni. Moje poszukiwania trwaly moze jakies 20 minut. Bylem niecierpliwym czlowiekiem, wiec kiedy mialem juz wyjsc zrezygnowany i zarazem wkurzony z zakurzonego strychu, zauwazylem w kacie stara szafe, w ktorej powinny wisiec stare kurtki. Albo przynajmniej tak mi sie wydaje. Takie kurtki powinny wisiec wlasnie w takiej szafie.

Przetarlem spocone czolo i pelen nadzieji podszedlem do ogromnej szafy. Wyciagnalem dlon, a kiedy zetknela sie z twardym, zimnym drewnem usmiechnalem sie. Pomimo swoich lat szafa byla piekna, zrobiona z jarzebiny. Niesamowite, ze pozostala w takim dobrym stanie az do teraz.

Zlapalem za metalowa raczke, a drzwiczki otworzyly sie ze skrzypnieciem omal nie przyprawiajac mnie o zawal.

- Shh - powiedzialem goraczkowym szeptem. Nie chce, zeby rodzice wiedzieli, ze bawie sie w detektywa na strychu. - Ciszej, prosze.

Wiem, ze zle robie. Nie powinno sie czytac czyjegos dziennika, jednak ludzie teraz sa chytrzy i chamscy, nie roznie sie od reszty spoleczenstwa. Ale i tak mysle, ze gdybyscie poznali moj powod, zrobilibyscie to samo. Kazdy by zrobil.

Kto nie chce poznac historii swoich rodzicow?

Przeszukalem cala szafe, wszystkie kieszenie kurtek, jednak i tak nie znalazlem ani sladu po tym cholernym dzienniku.

Pod sam koniec moich wszelkich checi zauwazylem cos dziwnego. Sam nie wiem, dlaczego wczesniej nie zwrocilem na to uwagi. O tyl szafy opieral sie obraz. Niewielki, z drewniana ramka.

Chwycilem go w swoje duze dlonie i wyciagnalem go powoli, starajac sie go w zaden sposob nieuszkodzic.

- Chryste... - mruknalem, widzac co mam w rekach.

Obraz okazal sie amatorskim obrazkiem. Widac, ze narysowalo je dziecko. 

Patrzylem na obrazek naszkicowany olowkiem, kiedy nagle zrozumialem. Obrazek narysowalem ja, majac 5 lat. Wszystko mi sie przypomnialo. Narysowalem go w przedszkolu. Widac na nim moich rodzicow, calujacych sie. Pamietam, ze kiedy przynioslem go do domu rodzice smiali sie do rozpuku.

Nie wiedzialem, ze oprawili moj rysunek w ramke. Raczej bylem pewien, ze spalili go na stosie, po tym, jak moja przedszkolanka zadzwonila do nas po czym zaczela mowic, ze niepokoi sie o mnie.

Phi.

Chcialem odstawic obrazek na miejsce, jednak w ostatniej chwili zorientowalem sie, ze tam, gdzie stala ramka z rysunkiem bylo cos jeszcze.

Serce zabilo mi szybciej.

Jest.

Odstawilem ramke na bok i czym predzej wzialem do rak zeszyt podpisany zwyklym "Harry Styles, 2015".

Juz nawet nie myslalem o tym, by zamknac szafe. Wzialem pod pache zeszyt oraz ramkne, po czym szybko zszedlem po schodach. Gdy juz znalazlem sie w malym saloniku moich rodzicow, usiadlem na kanapie i zapalilem obok siebie lampke.

Bylo pozno i wiedzialem, ze musze isc spac, jednak bylem zbyt przejety tym, ze mam ten cholerny zeszyt. Musze go przeczytac.

Musze dodac rowniez, ze zeszyt byl niczego sobie. Tata musial chyba o niego jakos specjalnie dbac, bo ani jeden rog nie byl zagiety. Na dodatek mial chyba z milion kartek.

Zalozylem swoje okulary, po czym zaczalem czytac.


Londyn, 12 lipca 2015 roku.


Moze zaczne od tego, ze ten dzien mial byc najgorszym dniem w moim zyciu... Jednak spotkalem dzisiaj kogos, dzieki komu wiem, ze te wakacje nie beda nudne.

It's okay. • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz