• PROLOG •

321 27 18
                                    




Wrzesień, 2025

Nie mów do mnie.

    Gianna weszła w pośpiechu do mieszkania, prędko ściągając z ramion sweter. Zsunęła ze stóp tenisówki, nie przejmując się, że w ten sposób jeszcze bardziej niszczyła ich zapiętek. Drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem, na co przeklęła pod nosem. Ruszyła w kierunku łazienki, po drodze zbierając ciemne włosy w niechlujnego koka i związując je gumką, którą miała na nadgarstku.

      Bogu ducha winny, stojący w kuchni Adrastos rozejrzał się dookoła nie do końca pewny, czym zawinił tym razem. Ruszył za swoją dziewczyną w kierunku łazienki, wyciągając z ust wiśniowego lizaka.

— A może tak dzień dobry? Jak ci minął dzień? — Zaczął mówić w drodze, przewracając oczami. Oparł ramię o framugę drzwi łazienki, zaplatając ramiona na piersi. Z ciekawością patrzył, jak Gianna siłuje się zamkiem do spodni. Już gdzieś rzuciła koszulkę, ale nie miała aktualnie cierpliwości, żeby jej szukać. — Dziękuję, że pytasz! Mój dzień minął wyśmienicie, a jak twój?

       Gianna przewróciła oczami, prychając zniecierpliwiona pod nosem. Nie miała czasu na nic niezobowiązującą pogawędkę. Jak zwykle miała opóźnienie i chyba już dawno powinna się do tego przyzwyczaić.

— Nie mam na to czasu! — Zawołała i zrezygnowana usiadła na zamkniętej toalecie. Trzęsącymi się dłońmi ciągle walczyła z suwakiem swoich spodni. Wyrzucała z siebie każdą sobie znaną wiązankę przekleństw, wypominając sobie to, że zgodziła się na dzisiejsze zlecenie. Mogła się domyśleć, że sesja zdjęciowa rocznego dziecka będzie trwała dłużej niż standardowa. — Jestem umówiona z Landonem i mam opóźnienie!

— Jak zwykle — dodał uczynnie Adrastos, na co zamordowała go wzrokiem. Uniósł ręce w geście kapitulacji. Odesłał lizaka do kuchni i ukucnął przed Gianną, zabierając jej dłonie od nieszczęsnego suwaka. Uścisnął je w swoich. — Uspokój się. Oddychaj. Ile kawy dzisiaj wypiłaś? I nie kłam, że żadnej, bo cię znam.

Gianna pierdnęła ustami, a wypuszczone przez nią powietrze poruszyło jej grzywkę.

— Dziesięć — burknęła, a Adrastos aż zamknął oczy i się przeżegnał.

— Z mlekiem? — Dopytał błagającym tonem.

— Bez — dodała.

— Chryste.

— Przyganiał kocioł garnkowi — parsknęła i spojrzała na niego pobłażliwe. — Na temat mojej kawy będziesz miał prawo głosu, gdy ograniczysz ilość zjadanych lizaków.

Oburzony Adrastos przyłożył dłoń do serca.

— Ale to nie ja upieram się przy zdrowym trybie życia — przypomniał jej ze śmiechem.

— Kofeina działa dobrze na krążenie — wymądrzyła się, zapominając o tym, że jeszcze chwilę bardzo się śpieszyła. Adrastos zawsze umiał ją uspokoić.

— Ale nie w takich ilościach! — Zawołał i kazał jej wstać. Spokojnym ruchem rozpiął rozporek jej spodni, unosząc przy tym brew. Gianna przewróciła oczami i odgoniła go od siebie dłoniami. Zaczął odchodzić ze śmiechem — Już ci nie przeszkadzam, szykuj się. I nie stresuj, bo Landon zna cię od urodzenia, więc pewnie spodziewa się, że się spóźnisz.

Otworzyła szufladę pod umywalką w poszukiwaniu szczotki do włosów. Adrastos wetknął jeszcze na chwilę głowę do łazienki. Spojrzała na niego i uniosła brew, aby się sprężył.

— I nie stresuj się strojem — rzucił od niechcenia, ale miał na twarzy ten znajomy wyraz, który oznaczał, że wie o swoim niezastąpieniu. — Naszykowałem ci sukienkę. Tę czarną, z długimi rękawami i dekoltem w serduszko.

• WISIENKA NA TORCIE •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz