• II •

309 30 107
                                        




Adrastos pamiętał bardzo wyraźnie pierwszy raz, gdy zobaczył Cherry na własne oczy.

     Miał potargane włosy, dwudniowy zarost na policzkach, koszmarne wory pod oczami, bo nie spał przez ostatnie czterdzieści osiem godzin i był święcie przekonany, że Lily na stałe zmiażdżyła kości w jego lewej dłoni. Oszołomiony patrzył, jak uzdrowicielka podała płaczące maleństwo jego dziewczynie, do której chyba ciągle nie dochodziło to, że jeszcze kilka godzin temu to samo dziecko zafundowało jej bolesnego kopniaka w żebro, a teraz je trzymała i słuchała, jak testuje pojemność swoich płuc.

     Ostrożnie nachylił się bliżej i odgarnął rude włosy z przepoconego czoła Lily. Oboje patrzyli na dziewczynkę, która powoli uspokajała się w ramionach swojej mamy i postękiwała cicho, zamiast głośno płakać. Wpatrywała się w swoich rodziców z równym zainteresowaniem i konsternacją, co oni w nią.

         Było to niezwykle intensywne doświadczenie. Teoretycznie wiedzieli, że spodziewali się dziecka, przygotowywali się na jej przyjście na świat miesiącami, ale do tamtej chwili – gdy zobaczyli ją na własne oczy pomarszczoną, maleńką i poruszającą się – nie docierała do nich ta świadomość w całości. Myśleli, że kochali ją jeszcze zanim się urodziła, ale gdy oficjalnie ją poznali, przytłoczył ich ogrom tego uczucia.

         Ciężko było im uwierzyć, że żyli bez małej Cherry Flint przez tyle lat, gdy po kilku wspólnie spędzonych chwilach nie potrafili sobie wyobrazić dalszego życia bez niej. Im samym wydawało się, że w ciągu chwili zostali zupełnie nowymi osobami.

         Adrastsos bardzo powoli zbliżył swoją dłoń do główki dziecka przestraszony, że silniejszy powiew wiatru skrzywdzi jego córkę. Pogłaskał ją po gęstej czuprynce, która w tamtym momencie wydawała się ruda. Łzy leciały ciurkiem po jego policzkach. W tamtym momencie wiedział, że gdyby poprosiła o gwiazdkę z nieba, to zrobiłby absolutnie wszystko, aby ją dostała. Był gotowy, aby chronić ją przed wszystkim, co mogło ją skrzywdzić.

          Adrastos już dawno pogodził się z tym, że nie był pępkiem świata. Lily już wcześniej przewyższała go swoją cudownością, a w dniu narodzin ich córki jedynie wzmocniła to przekonanie. Jednak za najwspanialszą istotę we wszechświecie Flint uznał Cherry, obserwując, jak wyciągała język na wierzch przy ziewaniu, obśliniając całą swoją brodę i dekolt własnej mamy.

— Chcę dostać kredyt — powiedziała pięcioletnia już dziewczynka do swojego ojca, gdy ten odprowadzał ją do dziadków. Adrastos zatrzymał się w miejscu i ukucnął, aby być na poziomie jej wzroku. Poprawił czerwoną czapkę zsuwającą się na oczy dziewczynki.

— Czy ty w ogóle wiesz, co to kredyt? — Zapytał z westchnieniem. Cherry zmarszczyła brwi i zgodnie z jego oczekiwaniami wzruszyła ramionami.

— Mama mówiła ci wczoraj, że dostała kredyt. A jeżeli mama to ma, to musi być fajne —wytłumaczyła swoją logikę. Adrastos upewnił się, że jej szalik był szczelnie zawiązany. Wstał i z powrotem złapał córkę za rękę, wznawiając marsz.

— Ja nie mam kredytu. Nie chcesz być jak ja?

      Cherry spojrzała na ojca, jakby spadł z choinki. Często tak na niego patrzyła i rozważał, czy powinien czuć się obrażony.

— Ale ty nie jesteś fajny, tato — powiedziała niemal natychmiast, wzdychając ciężko, jakby była załamana, że musiała tłumaczyć mu takie proste fakty na temat rzeczywistości.

         Adrastos teatralnie złapał się za serce.

— Jak to? — Nic nie działało tak na pokorę, jak posiadanie dzieci. — Tydzień temu mówiłaś, że jestem najlepszym tatą na świecie

• WISIENKA NA TORCIE • [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz