Two

3.5K 191 201
                                        

W ciągu kilku sekund, w tym samym miejscu gdzie jeszcze przed chwilą całował się Draco z Harry'm pojawiła się trójka dorosłych mężczyzn. Z początku wyglądało na to, że zamierzają tylko tamtędy przejść, lecz oni nagle zatrzymali się i kontynuowali swoją kłótnię. Kompletnie nie byli świadomi, że w pobliżu ukrywa się dwójka zlęknionych nastolatków. Mężczyźni byli wrogo do siebie nastawieni. Celowali w siebie różdżkami. Dwójka przeciwko jednemu.

— Masz mój towar?! — warknął ten co był w pojedynkę. Jego głos był uniesiony, a ubrany był w granatową lub czarną szatę z kapturem. Harry'emu ciężko było odróżnić te dwa kolory ze względu na słabe światło.

— Mam. — odpowiedział twardo drugi, odziany w ciemnozieloną pelerynę, a na twarzy miał srebrną maskę. — Lecz cena uległa zmianie. — powiedział, a ostatni mężczyzna, będący zarazem jego towarzyszem, przytaknął. Harry dostrzegł, że trzeci mężczyzna jest niski i gruby. Miał on na sobie jasnoszary płaszcz i był bez maski.

— Jak to uległa zmianie? — zapytał niezadowolony.

— Normalnie. Teraz wszystko drożeje. — odpowiedział mu.

— Więc ile chcesz?! — wysyczał.

— Trzy razy tyle ile było dotychczas. — odparł zamaskowany czarodziej.

— Chyba oszalałeś! — prychnął. — Nie dostaniesz tyle!

— Więc nie ma towaru. — zaśmiał się złośliwie, a jego towarzysz poparł go jeszcze głośniejszym śmiechem.

— Sprzedasz mi to po starej cenie i rozstaniemy się w zgodzie, zrozumiano? — powiedział szorstko.

— Nie! Albo dajesz nam tyle ile chcemy, albo zapomnij o tym. — powiedział zamaskowany mężczyzna, klepiąc się po piersi, gdzie pod ubraniem było coś ukryte.

Harry słyszał i widział ich kłótnię przez niezbyt gęste gałęzie krzaków. Mógłby przysiąc, że jednego z mężczyzn poznaje. Chociaż widział jedynie jego plecy, to ogólna postura i głos się zgadzał. Wszystko było by w porządku, gdyby nie jeden, maleńki szczegół - ta osoba od dawna nie żyła, więc to niemożliwe, żeby tu stała. Harry czuł, że głowa ze stresu płata mu figle. Chciał jak najszybciej zniknąć z tego miejsca.

Draco z kolei wolał nie ryzykować i nie wychylał się. Stał pod drzewem jak słup soli i modlił się w myślach, by nikt nie znalazł jego i Harry'ego. Czuł, że mogłoby się to źle skończyć. Mężczyźni naprawdę wydawali się groźni. Ich rozmowa nie należała do najmilszych. Draco czuł, że prawdopodobnie rozmawiają o jakichś substancjach odurzających. Jeszcze tego mu brakowało żeby zadrzeć z jakimś gangiem narkomanów. Ale co oni robią u licha na terenie Hogwartu? To pytanie wirowało mu teraz w głowie.
W spoconych ze strachu dłoniach ściskał trzonek swojej miotły. Oddychał najciszej jak tylko się dało. Obawiał się o życie swoje i Harry'ego.

— To jest wasze ostateczne słowo? — przemówił wysoki, zakapturzony mężczyzna, który stał plecami do krzaka, za którym chował się Harry.

— Tak. — wycedził przez zęby czarodziej w masce, a jego druh pokiwał głową na "tak".

— Dobrze. — odparł w miarę spokojnie. — Ale pamiętajcie, że sami tego chcieliście.

Gwałtownie z jego różdżki wyleciało jasne światło i ugodziło jednego z mężczyzn. Facet w ciemnozielonej pelerynie był zaskoczony tym ruchem i nie miał nawet czasu by się obronić. Poleciał do tyłu na odległość kilku metrów i upadł na plecy. Zawył z bólu. Jego lekko wystraszony kumpel obejrzał się szybko, by sprawdzić czy wszystko z nim dobrze. A gdy miał pewność, że tak, zaatakował swojego wroga. Ten odbił zaklęcie i znowu ruszył do ataku. Ciskali w siebie zaklęciami bez przerwy. Widać było, że stoczyli niejedną walkę, bo znali się na rzeczy. Jedno z zaklęć trafiło w drzewo, za którym stał Malfoy. Chłopak o mało co nie dostał zawału. Zaraz potem do dwóch walczących dołączył trzeci. I wydawać by się mogło, że ten, którego poznawał Harry zaraz przegra.

𝚆𝚒𝚝𝚗𝚎𝚜𝚜𝚎𝚜 | 𝚍𝚛𝚊𝚛𝚛𝚢 𝟷𝟾+ |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz