Grudzień. Śnieg miarowo pokrywał ulice i chodniki, powoli tworząc białe okrycie. Jest godzina 5:30, a ja spóźniony biegnę na autobus. W drodze na przystanek czuję lekkie płatki śniegu delikatnie opadające na moją twarz. Po chwili biegu odczuwam jak moje policzki zaczynają się rumienić, dłonie robią mi się czerwone od zimna, a uszy marzną. Wkładam ręce do kieszeni gdzie znajduję bukiecik papierowych róż, które zrobiłem wczoraj wieczorem jako prezent dla Antka.
Antoniego poznałem we wrześniu wraz z rozpoczęciem roku szkolnego, gdy okazało się, że będziemy uczęszczać razem do klasy. Antek jest wysportowany, nieco niższy ode mnie, kolor jego włosów to ciemny blond, jego oczy są błękitne, każdy zawsze je komplementuje, ale ja nie widzę w nich nic nadzwyczajnego. Natomiast jego głos, gdy go słyszę czuję jakby mnie pochłaniał, nie w zły sposób, jest to jak ciepły kożuch otulający mnie w zimny dzień. To brzmienie ma w sobie coś, co mnie podnieca, a zarazem sprawia, że czuję bezpieczeństwo i potrzebę uległości wobec Antka. Na samą myśl o Antonim krzyczącym moje imię czuję jak mój członek próbuje wyrwać mi się ze spodni.
Dobiegłem na przystanek minutę przed planowanym przyjazdem autobusu. Jak co dzień widzę starszą kobietę mieszkającą po sąsiedzku. Jak zwykle przywitałem się z nią ale ta mi nie odpowiedziała. Po chwili czekania widzę jak podjeżdża autokar. wchodzę do środka otrzepując się ze śniegu, który przykrył mnie kilku milimetrową warstwą. Oddaje bilet kierowcy i siadam na miejsce, po czym jadę do szkoły.
Gdy dojechałem już na mój przystanek, wysiadłem z autobusu zarazem żegnając się z kierowcą. Jako, że lekcje zaczynam dopiero za dwie godziny postanowiłem pójść do piekarni żeby kupić śniadanie. w drodze do zakładu zauważyłem zamarzniętą kałużę, w której zobaczyłem swoje odbicie. Na sobie mam mój ulubiony czarny płaszcz, spod którego wystaje kołnierzyk mojej białej koszuli, którą mama kazała mi dzisiaj ubrać wraz z eleganckimi spodniami, które ostatnio kupiła. Zauważam, że moje włosy są w nieładzie, więc natychmiastowo je poprawiam, w lodzie widzę też moje niebieskie oczy, które są zaczerwienione od kataru.
Przestaję rozczulać się nad swoim wyglądem i wyruszam dalej w stronę piekarni. Po jakiś ośmiu minutach marszu zaczynam widzieć zarys budynku, który jest schowany za grubą warstwą mgły. Im bliżej podchodzę tym więcej detali zaczyna mi się ukazywać, widzę nazwę zakładu, która brzmi: "Piekarnia Prawiczek". Gdy dochodzę do piekarni, otwieram drzwi i wchodzę do środka. Od razu czuję napływ ciepłego powietrza, wraz z cudnym zapachem świeżego pieczywa. Zacząłem rozglądać się i zauważam męską postać stojącą przy ladzie. Gdy podszedłem aby ustawić się w kolejce usłyszałem znajomy głos, to ten sam dźwięk, o którym myślałem dzisiaj rano.