3

54 4 6
                                    

                          Pov Mateusza

Dochodziliśmy już do szkoły. Śnieg dalej tworzył grubą warstwę białego kożucha na wszystkim dookoła. Zza kurtyny mgły zaczął ujawniać się nam budynek szkoły. Nasze twarze były zarumienione.
-Ej- mruknął Antek żeby zwrócić moją uwagę. Odwróciłem głowę żeby zobaczyć jego lico, zauważyłem wtedy jaki  uroczy Antoni jest gdy jego twarz pokrywają rumieńce.
-Ej!- powiedział Antoni zauważając, że patrzę prosto na niego i nie reaguje.
-oh. co się stało?- wyjęknąłem.
-wydajesz się dzisiaj jakiś ponury. Coś się stało?- Pyta Antek, wyglądając na bardzo przejętego.
-Co? Nie, wszystko okej, po prostu jestem lekko przeziębiony- mówię z nadzieją na uspokojenie Antoniego.
-W takim razie dobrze, obyś wyzdrowiał jak najszybciej- mówi wyraźnie spokojniejszy. Nie mam pojęcia dlaczego ale to, że Antek się mną przejmuje sprawia, że czuję pewnego rodzaju satysfakcję. 

Po naszej krótkiej konwersacji wchodzimy do szkoły. Przechodzimy obok portierni, gdzie wita nas Pani Virginia, niska, starsza kobieta pracująca w szkole od 18 lat. W budynku nie inaczej niż na dworze, pochłania nas zimno, jednak obecność Antka daje mi poczucie ciepła, które wyrównuje się z chłodem otocznia. Idziemy dalej i schodzimy po schodach kierując się w stronę szatni. 

 Gdy kroczyliśmy do szafek, zza ściany usłyszeliśmy znajome głosy. Idąc dalej, dźwięki przybierały na sile. Schodząc do piwnicy razem z Antkiem zaczęliśmy odczuwać przyjemne ciepło idące z rur. Aczkolwiek atmosfera zaczęła się zagęszczać, jedyne źródła światła, które były dostrzegalne to poniszczone lampy ledwo trzymające się przy suficie, tynk odpadający od ściany, w żaden sposób nie dodaje temu uroku. 

-Hej!- wykrzyczał Kamil. Ślimak, bo tak go nazywamy to średniego wzrostu chłopak, ma jasne włosy i piwne oczy, jest korpulentny.  Kamil posiada złożoną osobowość. Jest introwertykiem ze skłonnością do zamykania się w sobie, lecz mimo to lubi przebywać w towarzystwie bliskich mu osób. Jest bardzo ciekawy, nieraz zbyt ciekawy, co stawia go w trudnych sytuacjach, można by nazwać go dziwnym przez jego poczucie humoru, choć normalnie nikogo nie śmieszyły by jego żarty to ten opowiada je w taki sposób, że są one w stanie rozbawić każdego. -Witamy!- odpowiadamy mu razem z Antonim. Widok Kamila wywołuje uśmiech na naszych twarzach. Obok niego widzimy Julkę. Gira, bo tak nazywamy Julię, jest całkiem niska, ma ciemne włosy i  zielone oczy. Julia ma dość specyficzną osobowość czasami gdy z nią rozmawiasz, zachowuje się jak dwie różne osoby. Większość czasu w szkole spędza z Kamilem, co jest zadziwiające gdyż są kompletnie różnoracy. Gira może też wydawać się bardzo chaotyczna i nieco agresywna przez co nie do końca się ze wszystkimi dogaduje. Podchodzimy bliżej żeby się przywitać, przytulamy Julkę, a z Kamilem zbijamy żółwika.

Następuje chwila ciszy i każdy patrzy na siebie skanując się wzrokiem. -Może chodźmy pod salę.- Proponuje Julia wyraźnie zirytowana panującym między nami odrętwieniem. -ta, lepiej sie zbierajmy- Skierowaliśmy się w stronę wyjścia z szatni i ruszyliśmy żeby wydostać się z podziemia. -Boże znowu się zmęczę idąc po tych schodach- Wyjękuje Ślimak wywołując u nas niemałą prześmiewkę.

                                                                                          * * *

Dzień w szkole minął wyjątkowo szybko. Oprócz kilku kartkówek i tego, że nauczycielka matematyki wzięła mnie do odpowiedzi nie działo się nic co mogłoby mnie zestresować. Gdy wychodzę z budynku szkoły czuję jak chłód opanowuje moje ciało. Śnieg dalej mocno sypie tworząc coraz to większe zaspy śniegu. Kieruję się w stronę przystanku gdzie odprowadza mnie Antoni i Gira. Między nami panuje niezręczna cisza, to niezwykle zadziwiające gdyż zazwyczaj nasze rozmowy są ożywione i energetyczne. Kaszlę gardłowo żeby przerwać pustkę między nami, lecz jedyne co osiągam to dziwne spojrzenie ze strony Julki. -Wszystko u was okej? Czemu nic nie mówicie?- pytam dwukrotnie, na co Antoni unosi brwi i wzdycha wyraźnie ukazując swoje poirytowanie. -Gira ukradła mi ostatnie ciastko.- Mówi Antek w czym natychmiast przerywa mu Julia, odwraca się w naszą stronę i zaczyna śmiesznie gestykulować rękoma -No już nie przesadzaj! to wcale nie taka wielka tragedia.- Mówi uniesionym tonem z pełną powagą, gdzie ja na jej miejscu nie byłbym w stanie opanować śmiechu. -NIE WIERZĘ, ŻE WŁAŚNIE TO POWIEDZIAŁAŚ! TO BYŁY MOJE ULUBIONE CIASTKA. TY CIASTKOŻERCO! NIGY CI TEGO NIE WYBACZĘ!- krzyczy Antoni tak samo jak gira wymachując rękami. ja przyglądam się całej sytuacji z boku naśmiewając się z dwójki, która swoją wymianę zdań kontynuuje aż do przystanku.

Gdy jesteśmy już na przystanku stajemy między innymi osobami czekającymi na swoje autobusy. Widać jak wszyscy są w dyskomforcie przez pogodę, część z stojących wokół ludzi rozmawia ze swoimi znajomymi, niektórzy palą papierosy, a jeszcze inni są wpatrzeni w swój telefon. Po paru minutach przyjeżdża autobus Julii i Antoniego. Żegnam się z nimi, a ci natychmiastowo znikają w chmarze ludzi nawałowo pchających się do pojazdu. 

Autokar odjechał, a na przystanku zostałem tylko ja i jakiś starszy facet siedzący na zadaszonej ławce podpierając się o swoją laskę. Jako, że siedzenie nie jest bardzo zaśnieżone postanawiam usiąść obok, następny autobus do wsi, w której mieszkam jest dopiero za 50 minut, czasami naprawdę marzę o tym żeby tylko nie mieszkać w tej zatęchłej dziurze do której nawet przeguby boją się jeździć. Decyduję, że nie będę już dłużej narzekał, wyciągam z plecaka małe pudełeczko ze słuchawkami i umieszczam je w uszach. W moich uszach natychmiast rozbrzmiewa przepiękna nuta "I miss the long beach and i miss you babe, I miss dancing with you the most of all"  wszystko wokół mnie cichnie gdy tylko słyszę The greatest od Lany del rey, ta artystka ma w sobie coś czego ludzkie słowa nie są w stanie opisać. Gdy tak siedzę odchylam głowę, zamykam oczy i całkowicie daję pochłonąć się utworowi. Po godzinie przyjeżdża spóźniony kierowca, a ja wraz ze starszym Panem wchodzimy do środka i zajmujemy miejsca. Droga do mojego domu trwa 20 minut. Gdy wychodzę z pojazdu jest już ciemno. Lampy uliczne dają niewiele światła ale dzięki nim bynajmniej idę w prostej linii. Dochodzę już do domu, jest ciemno. Zapomniałem, że najbliższy tydzień spędzę samemu ponieważ rodzice wyjechali w jakąś delegację, a moje dorosłe już rodzeństwo z nami nie mieszka. Otwieram bramkę znajdującą się obok bramy wjazdowej i wchodzę na podwórko. Nade mną zapala się lampa z czujnikiem ruchu dzięki, której widzę, w którą stronę mam iść. Depczę po mokrej trawie niejednokrotnie się przy tym potykając,  gdzieś w tle słyszę szczekające psy, śnieg nieco ucichł przez co atmosfera na dworze staje się delikatnie przyjemniejsza. Wchodzę po stopniach aby dostać się do drzwi, z kieszeni wyciągam klucz i dotykając wręcz lodowatej klamki wchodzę do środka. W domu panuje przyjemne ciepło mimo, że nikogo przez cały dzień w nim nie było, lampa stojąca w przedpokoju oświetla mi pomieszczenie. Przy wyjściu zostawiam mój przemoczony płaszcz i kieruję się dalej w głąb domu. Dziwnie tu, tak pusto, nie jestem do tego przyzwyczajony, gdyż zawsze gdy wracam do domu matka czeka na mnie z gorącym obiadem na talerzu. W tym tygodniu będę musiał obejść się bez tego. Zapalając kolejno światła zmierzam w stronę salonu, w progu drzwi zostawiam plecak. Rozglądając się po pomieszczeniu zauważam na kawowym stoliku kopertę z pieniędzmi, którą zostawili mi rodzice "na wszelki wypadek". Wyciągam z kieszeni aparat i kładę się na miękkiej i wygodnej kanapie. Przeglądam social media i odpisuję na widomości, trochę się ich zebrało. Spędzam tak jakieś pół godziny po czym nagle dopada mnie silna fala zmęczenia, nie jestem w stanie nawet podnieść się z tapczanu, więc gaszę telefon odkładając go na bok i odpływam do krainy Morefeusza.

Your Voice ! 18+ blOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz