4

31 0 7
                                    

                         Pov Mateusza
Gdy się obudziłem był już ranek, zegar wskazywał szóstą. "Wow. Musiałem być naprawdę zmęczony, że tak zasnąłem" myślę sobie, po czym udaję się do kuchni. Pusto. No tak, zapomniałem, że najbliższy tydzień spędzę sam. Zacząłem przygotowywać sobie śniadanie, jajecznica z boczkiem to, to czego mi w tej chwili potrzeba. Z przygotowanym posiłkiem siadam na zimnym stołku przy wyspie kuchennej. Zajadając się spoglądam za okno, jest jeszcze ciemno ale niebo powoli zaczyna się rozjaśniać, jestem w stanie zauważyć, że śnieg przestał padać ale pozostawił po sobie ogromną białą warstwę na wszystkim na zewnątrz.

Wychodzę z kuchni kierując się z stronę łazienki, szybki prysznic mi nie zaszkodzi biorąc pod uwagę to, że wczoraj zasnąłem w ubraniach, w których chodziłem cały dzień. Gdy wchodzę po schodach sięgam do kieszeni po telefon, jest rozładowany. "I co ja teraz zrobię? Nie zdążę naładować go przed szkołą" myślę żałobnie. Gdy wchodzę do pokoju po ubrania od razu szukam też ładowarki lecz nigdzie nie mogę jej znaleźć. Po dziesięciu minutach gorliwych poszukiwań odpuszczam sobie, zbieram ciuchy i idę do łazienki.

Znowu patrzę na zegar, zaraz wpół do siódmej, spóźnię się jeżeli zaraz nie wyjdę z domu. Zabieram klucze i portfel ze stolika nocnego, telefon zostawiam. W czasie gdy schodzę ze schodów przypominam sobie o sprawdzenie z matematyki, który dzisiaj muszę napisać, na samą myśl o nim mam ochotę skoczyć z mostu. Kiedy dochodzę już do wyjścia staję przed kolejnym dylematem. Jakie buty mam ubrać? Przez jakiś czas przyglądam się kilku parom żeby na końcu i tak wybrać moje klasyczne czarne sztyblety. Wychodzę z domu i od razu czuję panujący na zewnątrz chłód. Od śniegu wszystko wydaje się tak jasne, że muszę mrużyć oczy gdy się rozglądam. Zakładawszy słuchawki na uszy idę w stronę przystanku. W moich uszach jak zwykle rozbrzmiewa twórczość lany del rey.

there's things i wanna say to you but i'll just let you live, and if you hold me without hurting me you'll be the first who ever did[...].

Docieram na przystanek, akurat w momencie, w którym powinien pojawić się autobus, lecz nie ma po nim ani śladu. "Świetnie! Ten dzień nie może być gorszy" myślę i wzdycham desperacko. Nie pozostaje mi nic jak czekać na transport. Mija trzydzieści minut aż w końcu pojawia się autobus,a i tak jestem już spóźniony.
Dojeżdżam już do miasta, teraz pozostaje mi tylko dwadzieścia minut marszu do szkoły. Przechodzę przez przyspany piaskiem ubity śnieg na ulicach. Mijam piekarnie, do której zazwyczaj przed lekcjami się udaje ale dzisiaj nie mam na to czasu, chyba wyjątkowo pominę lunch. W końcu moim oczom ukazuje się żółto-zielony budynek szkoły z jej logiem nad wejściem. Gdy dotykam zimnej klamki do drzwi przechodzą mnie dreszcze, wydaje się ona chłodniejsza niż lód. W szkole mijam szatnie i idę do klasy.

Otwierając drzwi do sali poczułem tuzin spojrzeń skierowanych w moją stronę. Wchodząc do środka przywitałem się i przeprosiłem za spóźnienie. Co prawda zostało 10 minut do końca lekcji ale bynajmniej się na niej pojawiłem. Gdy odłożyłem plecak na ziemię i usiadłem do ławki zauważyłem Antoniego, który śledził uważnie każdy mój ruch, kiedy złapałem z nim kontakt wzrokowy kiwnąłem mu głową na przywitanie ale ten odwrócił się w inną stronę. "A temu co?" Myślę sobie, lecz nie przywiązuje do tego dużej wagi bo nie przypominam sobie żebym zrobił coś co mogłoby urazić Antka.
Dziesięć minut lekcji niezwykle mi się dłużyło, może to dlatego, że nauczielka co chwilę zadawała mi pytania z dzisiejszej lekcji, której dużą część pominąłem.

Słysząc dzwonek na przerwę czuję wyjątkową ulgę, cieszę się, że ta lekcja się skończyła i mogę porozmawiać z innymi. Gdy schylam się po torbę żeby spakować notatnik słyszę jak ktoś nawołuje moje imię. Gdy spoglądam w górę zauważam Antka. Wygląda jakby był zły. "Cześć! Wszytko u ciebie okej?" Pytam nakładając plecak na ramię.
"Czy wszytsko okej? Nie odpisujesz na moje wiadomości od wczoraj! Dodzwonić się do ciebie to też tragedia!" Krzyczy na mnie niebieskooki rumieniąc się przy tym. Uwielbiam rumieńce na jego twarzy, dodają mu uroku.

"Spokojnie, chyba nic takiego ważnego się nie stało żebyś się tak denerwował." Mówię chichocząc, przy tym patrząc w oczy blondyna, jego źrenice są powiększone, a błękitne tęczówki ledwo widoczne, przebijające się poświaty szarego są dzisiaj bardziej zauważalne.
"Masz rację, to nic takiego. Po prostu zastanawiałem się..." Chłopak robi chwilę przerwy między wyrazami, a jego spojrzenie spada na ziemię "zastanawiałem się... skoro twoich rodziców nie ma może potrzebujesz towarzystwa i moglibyśmy spędzić u ciebie weekend?" Kontynuuje chłopak bez tak dużej pewności siebie jaką miał przed chwilą. Na jego słowa moje serce zaczęło bić szybciej, poczułem jak rumieńce tworzą mi się na twarzy. "Jasne!" Wręcz wykrzyczałem, nie kontrolując tonu mojego głosu. Antoni spojrzał na mnie i mimo zakłopotania, na jego twarzy zaczął tworzyć się uśmiech. Razem wychodzimy z sali i idziemy na następną lekcję.

Dzisiejszy dzień w szkole mija w mgnieniu oka, razem z innymi udajemy się do szatni, gdzie zabieramy swoje rzeczy i wychodzimy ze szkoły. Po opuszczeniu budynku znowu zaczynam czuć nieprzyjemny chłód. "Chce jak najszybciej wrócić do domu" myślę. Żegnam się z każdym, a na końcu podchodzę do Antoniego. Stoimy parę stóp od siebie i pożeramy się wzrokiem, oczy blondyna zrobiły się szerokie i pełne pożądania, moje pewnie też takie są ale jestem zbyt skupiony na chłopaku stojącym przede mną żeby się tym przejąć. Po chwili dochodzi do nas głos Kamila "pocałujcie się w końcu czy co?" Mówi roześmiany, a za nim wszyscy inni wpadli w śmiech. Antek zaczął rumienić się jeszcze bardziej niż wcześniej. "Haha bardzo śmieszne" powiedziałem spławiając zaczepki. Wykrzyczałem ostatnie "narazie" i zakładawszy słuchawki udałem się w stronę przystanku.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 12, 2024 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Your Voice ! 18+ blOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz