*Lucy POV*
Miałyśmy jechać na lotnisko, ale pojechałyśmy jeszcze do centrum i Starbucks'a. Kupiłam tam sukienkę na koncert i kawę orzechową z podwójną pianką. Siedziałyśmy nad Tamizą pijąc mrożone kawy ze Starbucks'a. Była 18, więc jeszcze dwie godziny do lotu.
- Jak myślisz, będzie fajnie? - powiedziała Jesy, a ja na nią spojrzałam. Miała bordową bluzę, czarne jeansy, czarne Vansy i biały wianek we włosach.
- Może być fajnie.
- Może?! Dziewczyno. Jedziemy na koncert Rihanny. R-I-H-A-N-N-Y - przeliterowała powoli. - to jedyna szansa, na spotkanie jej. Na dodatek to jest M&G. - zrobiła przerwę na oddech i kontynuowała - Spójrz mi w oczy - po tym podniosłam głowę. - To będzie najlepszy tydzień w twoim życiu.
- Ale jedziemy na 5 dni.
- A no tak, nie mówiłam ci. Tata pozwolił zostać nam dwa dni dłużej. Potem leci do na wyspy kanaryjskie
- Oh_________________________________________
Samolot - jak zapowiadano - doleciał do Nowego Yorku około 7 rano. Na miejscu czekał na nas tata Jesy. Był to wysoki, chudy mężczyzna rok po czterdziestce.
- Cześć dziewczyny - uśmiechnął się do nas - jak lot? - już otworzyłam usta, ale Jesy zaczęła pierwsza.
- Strasznie. Niby spałyśmy większość lotu, ale jesteśmy śpiące.
Pojechałyśmy do dużego domu Taty Jesy. Poszłyśmy od razu spać._________________________________________
Słaby i krótki, wiem, ale pisałem go dwa razy, bo ten długi mi się usunął ew.
Następny będzie do niedzieli