I

45 2 27
                                    

- Lloyd, pośpiesz się! Przyszliśmy tu na zwiad, a nie by oglądać!

Blondyn westchnął cicho poprawiając włosy, które postanowiły urządzić sobie wędrówkę prosto na jego oczy. Szczelniej opatulił się również bluzą, którą miał na sobie.

Poranki w Ninjago nie należały do najcieplejszych, szczególnie o tej porze roku i w miejscu, w którym się znajdowali. Dzisiaj nie pokonywali złoczyńców mających na celu unicestwienie ich drużyny lub przejęcia władzy nad miastem, a... chodzili po pchlim targu.

Tak, dobrze przeczytaliście.

Gdyby wybrali się o normalnej godzinie, prawdopodobnie Lloyd uznałby to za miły spacer, może nawet odprężający. Niestety, normalna godzina by pojawić się w takim miejscu to wczesny ranek, najczęściej w godzinach gdy całe miasto jeszcze śpi, a powietrze jest nieprzyjemnie rześkie. Oj, ile by dał by wrócić do swojego ciepłego łóżka i ponownie zatopić się w krainie snów! To był pierwszy od bardzo dawna czas, w którym mogli odpocząć bez świdrującego przeczucia niebezpieczeństwa w głowie.

Pójście na ten targ było już jednym wyzwaniem. Kolejnym było zachować pełne skupienie, gdyż w takim miejscu łatwo może się coś stać.

Chociaż... nie wyglądało na to w żadnym stopniu.

Stare meble ustawione na chodniku zadziwiały detalami wyrzeźbionymi w drewnie, których na próżno teraz szukać w nowych, znacznie mniej trwałych (I napewno lżejszych) meblach. Ludzie rozstawiali niewielkie stoliki i koce, na których kładli doprawdy przeróżne rzeczy. Od małych monet i biżuterii aż po bańki do mleka, których kiedyś używało się zamiast szklanych butelek, a potem kartonów.

Innymi słowami, można tu było znaleźć dosłownie wszystko.

Lloyd z jednej strony podziwiał tych ludzi gdyż wiedział, że większość by się tu ustawić musiała wstać naprawdę wcześnie i zająć miejsce. Ale z drugiej... zdawał sobie sprawę, że niektórzy nie mieli innego wyboru. Część sprzedawców pochodziła z mniejszych miasteczek lub nawet wiosek okalających Ninjago, a tam nie było jak dobrze zarobić. Często więc życie ludzi było uzależnione od tego, jak dobrze uda się sprzedać oferowany przez nich towar.

Dopiero po chwili Lloyd zorientował się, że został sam.

Nieco spanikowany rozejrzał się by znaleźć swoich kompanów, ale nikogo nie mógł dostrzec. Nawet nażelowanych włosów Kai'a, a uwierzcie, łatwo było je dostrzec w tłumie!

- Przepraszam, młody człowieku... nie chcesz może czegoś kupić?

Wyrwany z myśli o jak najszybszym znalezieniu drużyny spojrzał na kobietę, która najprawdopodobniej do niego mówiła.

Była osobą starszą. Krucha istota siedziała na kocu, który prócz ubrania był najprawdopodobniej jedyną rzeczą która oddzielała jej ciało od zimnego, kamiennego chodnika. Sądząc po dosyć lekkim, najpewniej lnianym ubraniu i zniszczonej huście na włosach blondyn mógł domyślić się, że pochodziła z jednej z prowincji. Srebrne włosy po części wychodziły na jej twarz, dokładnie tak jak chwilę wcześniej Lloyd'owi. Natomiast oczy...

Oczy miała bystre. Ciemne, przypominające swym kolorem obsydian lub wnętrze bezdennej studni. Widząc, że zwróciła na siebie uwagę młodzieńca uśmiechnęła się.

- Proszę, obejrzyj sobie co tu mam. Może coś Ci się spodoba. - zachęciła, ruchem dłoni wskazując na towary położone na płachcie materiału.

Lloyd bardziej z dobrego serca niż zainteresowania kucnął, by chodźby sprawić wrażenie szperającego. By to uwiarygodnić zaczął przekładać w dłoni niektóre przedmioty.

Mirror | LEGO NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz