Już nawet patrzenie na niego sprawiało mi trud. Tak bardzo oddaliliśmy się, od siebie. Wracał późno, zasypiał szybko, wstawał z samego rana. Czasem nim wyszedł z trzaskiem drzwi zdążył nakrzyczeć na mnie, że nie wstaję razem z nim, a kobiety kolegów wstają. Ja jedynie ledwo żywa, przepraszałam. Przecież nie chciałam żeby mu czegokolwiek brakowało. Potem przez kilka dni budziłam się punkt 5, żebyśmy razem rozpoczęli dzień, a potem wracaliśmy do normalności. I tak jedynie co robiliśmy to ja płakałam a on darł się.
Przy jego pieniądzach, moje były niczym. Ale nie chciałam rzucać pracy, (czasem niemal mnie do tego zmuszał) nie chciałam być od niego zależna. Chciałam czuć że też sie dokładam. Choć za tak wielka willę, mogłam jedynie opłacić część opłat. Nie chciałam tak żyć, bogactwo nigdy mnie nie interesowało. Chciałam po prostu być szczęśliwa. Móc marzyć, a teraz? Teraz nie miałam o co prosić niebo, nie miałam po co zwracać się do wiatru, nie musiałam zamykać oczu, by pogrążać się w marzeniach.
Robiliśmy tak razem, kiedyś. Nim stał się gwiazdą. Nim stał się wielki, najlepszy.
Im więcej siniaków zdobiło moją skórę, nim bardziej wymuszony uśmiech pojawiał się na moich ustach, tym więcej sukcesów osiągał.
To naprawdę była wielka miłość. Szkolna, w liceum. Tam był mniej lubiany, mi od razu wpadł w oko. Pokochałam go, jego brata, rodzinę, jego poczucie humoru.
Bardzo mu kibicowałam, zawsze. Tylko teraz, gdy widzę jego twarz na tych wszystkich meczach, jego zaciętość, zmarszczki, oczy jak u bestii. Widzę ile go to kosztuje, ile agresji w nim siedzi. Wiem że ludzie to zauważą i boję się jak bardzo zmieni to ich opinię. Jak bardzo ich to odrzuci. On ma w sobie wiele mroku, na boisku, gdy piłka wydaje mu się wszystkim, wszelkie dobre emocje spływają. Już nie ma masek, nie ma kłamstw. Jest tylko prawda i oblicze, które on sam nigdy nie chciał. To zbyt wiele dla młodego człowieka, zbyt wiele pieniędzy zbyt wiele sławy. Za mało znajomego, za dużo obcego.
On tego świata nie zna, chciałabym aby nigdy go nie poznał.
— Jutro chcę żebyś mnie wspierała na trybunach — dawno mnie o to nie prosił. Ważny mecz przed nim.
— Oczywiście.
Nie wiem kiedy wymieniliśmy ze sobą więcej słów. Jedno stwierdzenie, moja krótka odpowiedź.
— Będzie twoja rodzina? — pytałam jak najostrożniej. Podniósł wzrok znad kubka kawy i przez sekundę patrzył wprost w moje oczy.
— A dzwonili? Ja dzwoniłem? Nie? Tak ciężko ci czasem użyć tych resztek umysłu?
— Tak rzadko bywasz w domu...
— Żeby niczego Ci nie brakowało! Mam jeszcze przepraszać cię za to że ciężko trenuję, dla ciebie, żeby żyło ci się lepiej? — wybuchnął. Nawet nie wiedziałam co mogłabym mu odpowiedzieć. Więc nic nie mówiłam, jedynie podniosłam się żeby odejść. Taka była moja taktyka - ucieczka nim atmosfera się pogorszy.
— Jasna cholera! To umiesz najlepiej, spierdalaj pewnie! Sam rozwikłam nasze problemy — i zrzucił coś, ale nie miałam odwagi by spowolnić na schodach i spojrzeć za siebie.
CZYTASZ
l'argent t'a détruit
Fanfiction[Pieniądze cię zniszczyły] nie płakał już gdy mówił, jak bardzo mnie kocha. przestał patrzeć na innych, przestał widzieć nas. widział jedynie pieniądze. a w tym wszystkim ja, zapominałam jak go kochać, bo zapominałam o jego prawdziwej twarzy. tego z...