To miasteczko...idę jego ulicami i czuję, że one wiedzą kim jestem. Czują jakby odzyskały zaginionego przyjaciela. Te wszystkie miejsca, które wspominam czasami z łzami w oczach były pierwszymi świadkami moich skrytych myśli zapisywanych na szybko w zeszycie. Ławka, która kiedyś stała przy muszli koncertowej rozmyslała razem z moim młodym umysłem nad kolejnymi wersami w powolnie sklecanym wierszu. A czasami w letnie wieczory służyła mi i znajomym do zapoznawania się z nowymi smakami. Smakiem swobody i beztroski jakie wprowadzały w nasz krwiobieg początki dorosłości.
Ale gdzieś z boku zawsze czaił się gorzki posmak. W końcu to tylko życie.
Patrzyliśmy w gwiazdy i wydawało się, że to przecież nic takiego że jesteśmy tacy sami jak one. Miliony samotnych dusz rozsianych gdzieś na pustkowiu...