Piątki

269 20 4
                                    

Nadszedł piątek. Dla ludzi dzień zabaw, dzień wesoły. Można w końcu wyjść ze znajomymi na miasto. Zaszaleć i chociaż na chwilę zapomnieć o tym codziennym biegu. Dla mnie był to kolejny piątek odkąd zacząłem dzielić mieszkanie z Montaną. Czemu z nim? Kiedy oddali do użytku nowe apartamenty, opłacało się kupić je tylko we dwójkę lub więcej. Mieszkanie w jedynkę było najzwyczajniej nieopłacalne. Na moje nieszczęście ominął mnie fakt, kiedy wszyscy już dobrali się w pary, a mi pozostał funkcjonariusz. Szczęście w nieszczęściu. Bo szczerze to nie było mi z nim tak źle. Umiał dobrze ugotować, posprzątać, porozmawiać, pocieszyć kiedy trzeba było, a nawet kupić mi moje ulubione słodycze, gdy go o to poprosiłem. Co prawda często się mylił i kupował zupełnie co innego niż było na zdjęciu, ale ważne było to, że naprawdę się starał. I to doceniałem. W sumie to jedynym minusem było to, że nasze mieszkanie było najdalej od wszystkich. Co w późniejszym czasie okazało się dla niego zgubne. Czasami kiedy moje auto było w naprawie musiałem prosić go o podwózkę. Praktycznie zawsze się zgadzał, ale były wyjątki. Piątki. Jak ja nienawidzę piątków. Wtedy był moment kiedy musiał się przyznać. 

"Nie wsiądę za kółko" - odpowiadał wkurzony. 

"Dlaczego?" - dopytywałem. 

"Bo piłem" - mówił i odchodził. 

A dla mnie zaczynał się czas mojego "małego" załamania. Choć przechodziłem przez to praktycznie co tydzień i było prawie w 100% oczywiste, że i tym razem tak będzie, to nadal nie umiałem tego znieść. Dlaczego tak trudno jest mi ten jeden dzień zamknąć się w pokoju i nie zwracać na niego uwagi? Byłoby mi dużo prościej. Nie traciłbym swoich nerwów i łez na człowieka, do którego nie dochodzi to, że po prostu się martwię. Nie potrafiłem tak i dalej nie potrafię. Nawet jeżeli nie dowiedziałem się tego od niego, to za każdym jebanym razem po prostu czułem, że coś jest nie tak i jeszcze nigdy się nie myliłem. Byłem tak wyczulony na ten jego stan, że to czy coś wypił potrafiłem poznać po najprostszych, a zarazem najgłupszych i abstrakcyjnych rzeczach. Niezgaszone światło, niespłukana woda, a nawet nóż czy zwykły kubek leżący na stole. Leżący inaczej. Ale i tak wciąż pozostawał tylko zwykłym kubkiem. W tym wszystkim jakiekolwiek używki pozostawały niewidoczne dla moich oczu. Brak. Zero. Jedyny trunek jaki czułem tych wieczorów pochodził od niego. Za każdym razem kiedy znajdował się bliżej mnie czułem tą znienawidzoną przeze mnie woń alkoholu i papierosów. No właśnie. Jakby tego było mało to zawsze kiedy pił, sięgał po papierosy. I to ich bardzo dużą ilość. Za dużą. Wychodził na balkon i godzinami truł się naprzemiennie. Alkohol, papierosy, alkohol, papierosy, alkohol. I tak ciągle. Były sytuacje kiedy bardzo przesadzał z tym wszystkim. Jeden z takich razów okropnie zapadł mi w pamięć. 

Pewnego dnia w środku nocy obudziłem się i po omacku próbowałem dojść do łazienki. Zaświeciłem światło, przetarłem twarz, a moim zaspanym oczom ukazał się widok leżącego mężczyzny. Przestraszyłem się. Nie wiedziałem jaki jest jego stan. W lekkim szoku zacząłem go budzić, lekko szarpać. Nie dawało to dużych rezultatów, wręcz przeciwnie w odpowiedzi dostałem tylko ciche "mmm". Odetchnąłem. Przynajmniej żyje, ale było to jednak wszystko co zdołał mi powiedzieć. Po tych słowach znów odpłynął. Z obrzydzeniem odsunąłem się do niego i wydusiłem z siebie cichutkie "Aż tak?.." Łzy napłynęły mi do oczu, a smutek zamienił się w złość. Ponownie zacząłem go budzić, usiłując podnieść go z podłogi. Po kilku próbach cudem udało mi się oprzeć go na swoje ramie i powolutku ruszyć w kierunku sypialni. Nie chciał współpracować, a ja mimo chęci pomocy byłem o krok od upuszczenia go. Jego raz cichsze, raz głośniejsze pomruki rozchodziły się po ścianach. Naprzemiennie z zahaczeniem jakąś częścią ciała o umeblowanie czy też o ścianę. Nawet nie czuł, że w coś uderzył. Aż tak... Przełykam łzy i dalej usiłuję ciągnąć go w stronę łóżka. Już blisko. Kładę go na nim, a on nagle odzyskuje świadomość i resztkami sił mówi: "Będziesz ze mną spać?" Moje serce pęka. Minęło już tyle czasu, a ja nadal pamiętam tą sytuację jakby była wczoraj. Nie wiem dlaczego to dla mnie aż tak trudne, nie potrafię. Założę się, że takich sytuacji było więcej, tylko ja po prostu spałem sobie wtedy w najlepsze. Nie widziałem, nie wiedziałem, nie przejmowałem się, nie byłem niczego świadomy. Niekiedy udało mi się z nim porozmawiać, ale ciężko przełykałem ślinę wymawiając kolejne słowa wiedząc, że jest w tym stanie. Gdy już lekko zdenerwowany mówiłem mu, żeby szedł spać obrażał się na mnie i szedł do swojego pokoju. Czasami były też sytuacje kiedy chcąc to ukryć siedział w garażu czy spiżarni. Zamykał się tam i nie chciał wyjść. Zawsze wtedy dzwoniłem. Dzwoniłem, bo bałem się tam iść. Bałem się, że zobaczę coś czego tak bardzo nie chcę. Dzwoniłem i tak naprawdę nie wiedziałem czy śpi, co robi, gdzie tak naprawdę jest i czy w ogóle jeszcze żyje. Moja głowa tworzyła różne scenariusze, a w szczególności bałem się spełnienia jednego z nich. Boję się, bo pamiętam dzień w którym to jego "ukochana" Mia powiedziała mu coś w stylu "To idź i się zabij". On na to odpowiedział tylko "Dobra" i wyszedł. Słysząc tą rozmowę za ścianą sparaliżował mnie strach. Na szczęście nie skończyło się to tak jak było zakładane, ale ja o tym nie zapomniałem i prawdopodobnie nigdy nie zapomnę. Mimo tego jak było między nimi to czasami chciałem, żeby o tym wiedziała. Może to ona była by w stanie mu pomóc? Dużo razy myślałem o tym, żeby poprosić ją o pomoc, ale ona miała to gdzieś. Nigdy nie odbierała. Przypuszczałem, że dobrze wie o jego problemie, ale po prostu jej to nie obchodziło. Mogła uczestniczyć tylko w tych dobrych chwilach jego życia, a jak przychodziło co do czego, to umiała tylko oceniać, krytykować i kontrolować każdy jego ruch. Chciała mieć nad nim tą władze. Była zazdrosna o każdą inną dziewczynę, a nawet o mnie. Strasznie tego nie znosił. Może dlatego pije? Za każdym razem zadawałem sobie to pytanie. Co właściwie jest tego powodem? Ona? Czy może jednak praca? Przychodził z niej niby normalnie i wykonywał swoje codzienne domowe obowiązki, czasami nawet zdołał perfekcyjnie posprzątać. Sprawiał dobre pozory. Może dręczyło go coś jeszcze innego, ale przecież w tych czasach tak trudno o rozmowę, która czasami tak dobrze potrafi pomóc. Było ciężko. Tak naprawdę jedyną osobą od której czułem wtedy jakiekolwiek wsparcie był stary chińczyk. Pomógł mi. Dużo. Był osobą, która najwięcej wiedziała o zaistniałych piątkowych sytuacjach. Był osobą, chyba jedyną, która w jakimś stopniu martwiła się o niego i przejmowała mną. Czasami w te smutne wieczory miałem nadzieję, że zjawi się znikąd i będę mógł się w niego wtulić i już nie puścić. Tak nigdy się nie stało. Jedyną rzeczą, którą mogłem zrobić tego wieczoru, było napisanie SMS zazwyczaj o treści: "Znowu pije". W odpowiedzi niemalże natychmiast dostawałem: "Kurde..." lub "Może to tylko jeden drink?". "Już w to dawno przestałem wierzyć" - odpisywałem. To prawda. Nie wierzyłem już w żadne słowa typu: jeden drink, jedna szklanka wina. W żadne. Znowu to samo, ale co mógł więcej zrobić, gdy nie było go tu obecnie? Nie było go tu obecnie, ale niekiedy jednak odwiedzał nas na drugi dzień rano i próbował przemówić mu do rozsądku. Nigdy nie słyszałem jak brzmiała taka rozmowa, ale wiedziałem, że ona nie pomaga. Chociaż wie, chociaż mu powiedziałem i chociaż wie. Tym się kierowałem. Odkładałem telefon i po przepłakaniu połowy nocy, w końcu usypiałem ze zmęczenia. Sen po płaczu jest zawsze taki inny. Taki "czysty". Przyjemny i ciężki jednocześnie. A rano? Rano zadowolony, pełen energii, sprząta, gotuje, pyta co chce na śniadanie. A ja? Ja nie potrafię na niego spojrzeć. Z trudem wypowiadam w jego stronę byle jakie słowa, a on zachowuje się jak gdyby nigdy nic. I tak mijały nasze dni. Z biegiem tygodnia wszystko w jakimś stopniu ucichało. Ucichało, żeby w piątek znów się posypało. Żeby mógł pić. Pić by zapomnieć. Pić, bo rzeczywistość czasami jest przerastająca i nie wygląda tak jak tego oczekujemy. Mojej głowy nie opuszczały dręczące myśli i pytania. Czy on to w ogóle pamięta? Czy to dręczy tylko mnie? Jak mam sobie z tym poradzić? Jak?

One Shoty Z Huśtawki | 5city | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz