Rozdział 1

4 0 0
                                    

   W najbardziej strzeżonym i najniebezpieczniejszym więzieniu na zamku Ayon po korytarzach niosły się zawodzenia więźniów. Większość z nich postradała zmysły w ciemnościach w jakich spowite były lochy. Każda istota trafiająca w to miejsce prędzej czy później zawsze tak kończyła. Nie było ważne, że silną miała wolę, że miała o co walczyć. Chociaż ci zazwyczaj przeżywali dłużej od innych. Podobno słyszało się tutaj głosy swoich bliskich, które szeptały nieustanie nie pozwalając zmrużyć oka ani racjonalnie myśleć. Jedyne co było im dane tutaj odczuwać to widmo śmierci nalegające by przestać walczyć i dać się mu ponieść.

   Już z daleka dało się usłyszeć niosące się po korytarzu ciężkie kroki straży

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   Już z daleka dało się usłyszeć niosące się po korytarzu ciężkie kroki straży. Samo to już było zadziwiające. Nikt nie schodził tu bez powodu, a jeśli już to był to jeden dyżurujący, najpewniej za karę, rycerz, który wydzielał cotygodniowy posiłek by utrzymać więźniów jak najdłużej przy życiu. Nikt nawet nie sprzątał tego miejsca zakładając chyba, że zaraz znowu będzie brudne od świeżej krwi któregoś z więźniów, który nie wytrzyma psychicznie w tym nawiedzonym miejscu i popełni samobójstwo. Ludzie w tym parszywym miejscu traktowali śmierć jak wybawienie od cierpienia, które zgotował im los.
   Strażnicy podeszli do jednej z najdalszych i najbardziej strzeżonych cel na samym końcu więzienia.
  

  Pewien chłopiec, który miał na oko dwanaście lat siedział pod ścianą swojej celi ze spuszczoną głową

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

  Pewien chłopiec, który miał na oko dwanaście lat siedział pod ścianą swojej celi ze spuszczoną głową. Jako jeden z niewielu jeszcze nosił w sobie nadzieję na ucieczkę z tego okropnego miejsca, które właśnie powoli gasły.
   Wcześniej myślał, że da radę. Przecież jest Pierwotnym czystej linii, powinien dać radę, ale jak bardzo się mylił. Moc to nie wszystko. Żeby nad nią władać trzeba mieć kontrolę, a Hadrian tej kontroli nie miał. Nie było to ani trochę dziwne. Był zaledwie początkującym dzieckiem wobec nieposkromionej magii. Miesiąc przed próbą ucieczki przebudził się u niego dar. Stało się to o wiele wcześniej niż stać się powinno. Naginanie rzeczywistości umysłem mianowało się jako czynność zbyt trudna i skomplikowana dla młodszych.
   Teraz smętnie siedział i przeklinał swoją własną głupotę, bo przecież nikt nie postąpiłby w tak lekkomyślny sposób. Jedyne co umiał na ten moment była przemiana w swoją pierwotną formę, lecz nawet o tym nikt nie zapomniał i siedział teraz z bransoletą uniemożliwiającą to. Nawet nie biorąc tego pod uwagę, jakie szanse ma młody smok przeciwko doświadczonemu w bojach, kilkusetletniemu monstrum.
   Od strony drzwi doszedł go odgłos przekręcanego klucza. Masywne drzwi otworzyły się powoli pokazując w nich kilka umięśnionych sylwetek. Poświata z pochodni, które wpadło przy tym do pomieszczenia oślepiło chłopaka nie przyzwyczajonego do światła.
- Wstawaj – padło szorstki rozkaz głosem, który mówił, że nie przyjmuje odmowy. Nie czekając na dalszą reakcję chłopca wszedł do celi i zacisną ramię Hadriana w żelaznym uścisku i siłą wyciągnął go z celi rzucając przed nią na kolana. Chłopak by nie zdenerwować widocznie poirytowanych strażników szybko wstał mimo bolącej nogi, która przez ostatnie dwa tygodnie nie została opatrzona. Krew dawno zaschła na nogawce i gdyby nie był Pierwotnym pewnie już nabawiłby się jakiegoś zakażenia.
   Jego ręce zostały zakute w ciężkie kajdany, a te zostały przyczepione do łańcucha, który trzymał drugi strażnik.
   Bez żadnego ostrzeżenia poczuł jak czubek włóczni wbija mu się pomiędzy łopatki. Ruszył do przodu. Strażnicy narzucili dość szybkie tempo. Chłopiec momentami musiał truchtać by nadążyć. Niektórzy więźniowie w mijanych celach wyglądali przez małe okienka osadzone w drzwiach. W ciszy przerywanej brzękiem łańcuchów dało się słyszeć zawodzenia pełne żalu i strachu dochodzące od skazańców.
Hadrian pod eskortą strażników szedł przez długie korytarze lochów. Jedynym źródłem światła jakie mieli była mała pochodnia trzymana przez, jak podejrzewał, dowódcę na przodzie eskorty.
   Po jakimś czasie żmudnej wędrówki dotarli przez ogromne tytanowe wrota obsadzone przez sześciu strażników. Człowiek z początku pochodu podszedł do jednego z nich i mruknął coś niezrozumiałego, a ten z ciekawością zerknął mu przez ramie i omiótł Hadriana badawczym spojrzeniem.
   Chrząknięcie strażnika z eskorty przywróciło nieznajomego do rzeczywistości, który natychmiast rzucił się do dźwigni otwierającej odrzwia. Powiększająca się szpara wpuszczała do mroku coraz więcej światła. Kiedy chłopcu kazano iść na przód ruszył prawie na ślepo. Jego oczy od blisko dwóch tygodni nie widziały światła dziennego i jego wrażliwy wzrok potrzebował chwili by przyzwyczaić się do promieni słonecznych wpadających przez wielkie okna ciągnące się przez całą długość korytarza.
   Kiedy chłopak odzyskał ostrość widzenia jego uwagę przykuły rozległe ogrody widoczne z pałacowych okien, które niegdyś były pełne radości i tętniły życiem. Teraz wyglądały na opuszczone i porośnięte. Patrzył na to wszystko tęsknym wzrokiem, a do głowy zaczęły mu napływać wspomnienia z tego pamiętnego dnia szturmu buntowników na zamek.
   Wszystko zaczęło się, kiedy miał jedenaście lat. Niektórym nie podobały się rządy ówczesnego władcy Ayon i założyli stowarzyszenie Liberatów. Na początku była to mała grupa nie zagrażająca panującej monarchii, lecz przez kolejne dwa i pół roku niekontrolowana urosła w siłę i z powodzeniem obaliła króla. Wszystko było co do sekundy zaplanowane jakby przeciwnik znał plan pałacu i rozmieszczenia straży oraz ich zmian. Siły wroga zostały wprowadzone dyskretnie na tereny zamku co musiało odbywać się od kilku miesięcy przed atakiem. Pierwsza krew polała się dokładnie o północy w przesilenie letnie. Mieszkańcy zamku i straż za późno zorientowała się, że coś jest nie tak. Jednostki patrolujące korytarze zostały rozgromione.
   Hadriana tej nocy obudziły brzęki broni dochodzące zza drzwi, które po dłuższej chwili ucichły. Wtem do jego komnaty wbiegła jego matka z kilkoma uzbrojonymi ludźmi. Bez słowa widocznie zdenerwowana podbiegła do łóżka syna i chwyciła go za rękaw. Nie do końca kontaktujący jeszcze chłopiec posłusznie wszedł za matką na korytarz. Momentalnie oprzytomniał widząc to co tam zastał. Wszędzie, gdzie nie spojrzał była krew. Plamiła ściany, malowidła na nich, okna oraz kamienną posadzkę. Wśród niej na podłodze znajdowali się zmasakrowani ludzie w czarnych maskach bez jakichkolwiek otworów na oczy oraz postacie w służbowych strojach z herbem jego rodziny.
   Jego odrętwienie musiało trwać dobra chwilę, gdyż do rzeczywistości przywróciła go zniecierpliwiona do granic możliwości matka ciągnąca za rękaw jego koszuli nocnej.
- Musimy iść – oznajmiła i przyspieszyła kroku. Hadrian musiał biec szybkim truchtem by za nią nadążyć. Dopiero teraz przy patrzył się dobrze twarzy kobiety. Zmarszczone czoło wyraźnie wskazywało na zdenerwowanie, a mocno zaciśnięte usta pokazywały zestresowanie zaistniałą sytuacją. Jej zaszklone, jadowicie zielone oczy wyrażały bezkresny smutek i zaniepokojenie.
- O co tu chodzi matko? – spytał zdezorientowany jedenastolatek, chociaż już przynajmniej części sam się domyślał, pragnął, by ktoś poparł jego domysły.
   Mimo, że nie wskazywał na to jego wiek chłopak posiadał wyjątkowo bystry umysł, który ojciec tak zawsze chwalił.
- Zostaliśmy zdradzeni – powiedziała matka drżącym od emocji głosem – Musimy znaleźć bezpieczne miejsce. – dodała, a potem nie odezwała się już ani słowem.
   Szli właśnie przez jeden z licznych korytarzy, gdy zza rogu wybiegli ludzie w czarnych maskach i płaszczach z obszernymi kapturami. Każdy z nich trzymał dwie szable. Momentalnie rzucili się w ich stronę wymachując bronią. Strażnicy stanęli w pełnej gotowości przed Hadrianem i jego matką.
   Po chwili na korytarzu roznosiły się szczęki zderzających się ze sobą broni oraz krzyki bólu ugodzonych przez przeciwnika ludzi. Walka była z góry przegrana dla strażników pałacowych. Chłopiec szybko podniósł miecz jednego z poległych ludzi, który zdecydowanie był dla niego za ciężki więc nawet trzymanie głowni obiema rękami wymagało wysiłku i naparł na najbliższego wroga. Odbił pierwszy atak nadchodzący z lewej strony. Przygotował się już do odparcia kolejnego ataku wymierzonego w jego stronę, lecz zanim zorientował się w sytuacji poczuł na szyi zimną stal ostrza.
- Puść broń – usłyszał zimny głos dochodzący z tył. – Albo ich wszystkich zabiję łącznie z twoją matką. – dodał widząc wahanie chłopaka. Spanikowany Hadrian spojrzał w kierunku wymienionych i faktycznie, każdy miał przy gardle ostre jak brzytwa ostrze. Nie mając dużego wyboru rozluźnił uścisk na rękojeści miecza, a ten wysunął mu się z dłoni i z brzękiem upadł na posadzkę.
   Nagle po korytarzu rozniosły się okrzyki pełne bólu. Ciała strażników padły bez życia na podłogę.
- Powiedziałeś, że ich nie skrzywdzisz – rzucił ze łzami w oczach chłopak, a zza pleców usłyszał szyderczy śmiech.
- Oni nie mieli dla mnie żadnej wartości więc czemu miałbym pozostawić ich przy życiu by targać ze sobą zbędny balast. – usłyszał głos pełen pogardy i w następnej chwili został powalony na ziemię, a jego ręce zostały zakute w kajdany. Z prawej strony usłyszał cichy szloch matki. W następnej chwili został podniesiony i przytrzymany w pionie przez parę silnych ramion. Palce agresora wbijały mu się boleśnie w przedramiona. Miecz, który przed chwilą znajdował się niebezpiecznie blisko jego szyi został opuszczony, lecz jego właściciel dalej trzymał go w pogotowiu. Wraz z matką zostali otoczeni przez tajemnicze postaci. Nie mając większego wyboru ruszyli przed siebie co jakiś czas będąc potrącanymi przez zamaskowanych.
   Hadrian po chwili przestał zwracać uwagę na otoczenie. Ból głowy po upadku, który po woli ustępował znowu dawał sobie we znaki.
   Ich celem okazała się sala tronowa. Przeczucie podpowiadało chłopcu bardzo zły scenariusz. Potężne wrota zostały otworzone na oścież i gdy chłopak rzucił na pomieszczenie serce zamarło mu w piersi. Był jak sparaliżowany i jego kończyny odmawiały mu posłuszeństwa. Z osłupienia wyrwał go pełen rozpaczy krzyk jego matki. Momentalnie rzucił się do przodu i zanim ktokolwiek się zorientował klęczał przy leżącej na posadce postaci skąpanej w czerwonej posoce wypływającej z wielu ran na całym ciele. Pomimo kajdan na nadgarstkach ograniczających ruchy przewrócił człowieka na plecy i przyłożył dwa palce do nadgarstka. Przez adrenalinę krążącą we własnych żyłach czuł jedynie swoje szybko walące o żebra serce. Spanikowany miał zamiar sprawdzić oddech, lecz w tym momencie dopadli go strażnicy i odciągnęli od poszkodowanego, z którego w każdej chwili mogło ujść życie o ile już tak się nie stało.
   Nagle szyderczy śmiech rozbrzmiał w Sali tronowej niosąc się po niej echem jeszcze chwilę po tym jak się skończył. Chłopak zlokalizował źródło dźwięku, którym była osoba siedząca na platynowym tronie ozdobionym rubinami. Biła od niej mroczna i nieprzyjemna aura, która odbierała płucom tlen, a włosy na głowie jeżyły się. Postać niespiesznie wstała i ruszyła w kierunku przybyłych. Strażnicy trzymający Hadriana spięli swoje mięśnie, a ich ręce wzmocniły swój chwyt. Chłopak musiał zacisnąć mocno zęby by powstrzymać się od jęku bólu.
   Zakapturzona postać stanęła kilka stóp przed nimi. Chłopak odważnie podniósł wzrok, lecz zamiast twarzy ujrzał czarną, pustą maskę. Oczy wyglądające z otworów w masce były nienaturalnie czarne z białą źrenicą. Wyrażały niezmierzoną pustkę i gdyby klatka piersiowa nieznajomego nie unosiła się nieznacznie przy każdym wdechu, uznałby, że nie jest to istota żyjąca. Spojrzenie momentalnie hipnotyzowało swoją intensywnością. Hadrian miał wrażenie, iż jego umysł jest dla obcego otwartą księgą. Po chwili nastolatek poczuł lekki ból z tyłu głowy, który z każdą chwilą się nasilał. Potem ledwo co do niego docierało. Wszystko wydawało się niewyraźne i zamglone. Pamiętał mocny ucisk kajdan na nadgarstkach i lochy, a później stracił przytomność. Obudził się w celi, z której niedawno go wyprowadzono. Chociaż wydarzenia miały miejsce już dobry rok temu nadal pamiętał z nich każdy najmniejszy szczegół i mimo, że minęło tyle czasu ciągle nie wiedział co stało się z resztą dworu, służących i jego rodziców.
   W pewnym momencie na kogoś wpadł. To wyrwało go z rozmyślań, w których tak się zatracił. Okazało się, że znajdują się przed bogato zdobionymi drzwiami prowadzącymi do królewskich komnat. Teraz poczuł jak bardzo chciałby być gdzie indziej.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 31, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Gadzi tron Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz