19. Tradycja

61 15 0
                                    

Ostatnimi czasy chętniej spotykaliśmy się w namiocie Alana, który stał się nawet lepszym miejscem na randki. Spędzaliśmy czas razem, nikt nam nie przerywał i mogliśmy zwyczajnie być ze sobą. Też przestało to dziwić innych, że byliśmy tam, a nie gdzieś indziej, ale dali nam spokój. Musieli zauważyć, że lepiej czuliśmy się jedynie w swoim towarzystwie w miejscu, które uznaliśmy za bezpieczne i miłe.

Dlatego też, gdy chciał nas ktoś znaleźć, wiedzieli gdzie byliśmy. Zresztą mieliśmy tyle do opowiedzenia, tyle do dowiedzenia się, że chodzenie gdzieś indziej byłoby zwykłą stratą czasu.

Dziś było dokładnie tak samo, chociaż mieliśmy spotkać się dopiero w porze obiadu. Alan miał kilka rozmów zaplanowanych na wcześniej, więc to byłby jedyny czas, gdy możemy się spotkać. Jednak nie przeszkadzało mi to, bo wiedziałam, że poważnie traktuje swoją pracę. Zresztą potrzebował widzieć się z klientami, jeśli chciał coś sprzedać. To nie tak, że będę mieć go zawsze jedynie dla siebie. Niektóre rzeczy musiał zrobić samodzielnie, nie wysługując się pracownikami.

Standardowo zabrano mnie do namiotu Alana i Toya – pomocnik kupca – umilał mi czas. Opowiadał o wielkich pustyniach na wschodzie i lodzie na północy. Czasami, żeby coś mi wytłumaczyć sięgał do mitów, czy podań przekazywanych ustnie. Tak, abym zrozumiała o co mu chodzi. Było to tak zabawne i interesujące, ze ani się spostrzegłam, a nastał czas, gdy Alan miał się zjawić. Jednak pojawił się bardzo kłopotliwy klient, dlatego zdecydowałam, że poczekam z jedzeniem. W ten sposób też mogłam dalej słuchać opowieści mężczyzny w średnim wieku. Ponoć był on najdłużej – ze wszystkich – u boku Alana. Często też nazywał go „szczylem", „młokosem" lub „gamoniem". Mimo to widać było, jak bardzo mu zależy na Alanie i jak uwielbia tę pracę oraz możliwość poznania innych królestw.

- Widzę, że dobrze się bawisz beze mnie – rzucił Alan pojawiając się z innymi. Nieśli oni potrawy, które musiały zostać przygotowane na obiad. – Całkiem o mnie zapomniałaś, co?

- Haha! – zaśmiałam się, szeroko uśmiechając. – Toya zabawiał mnie opowieściami z waszych wędrówek. To prawda, że zacząłeś pracować w wieku dwunastu lat?

- Ta – Alan podniósł Toyę na nogi, który z niezadowoleniem wyszedł wraz z resztą, gdy porozstawiano jedzenie. – Wtedy zająłem się kupiectwem. Można powiedzieć, że miałem do tego dryg od dziecka. Dlatego dziadkowie pozostawili mnie w spokoju, jedynie wysyłając ze mną Toyę. By mnie uczył. W końcu diuk musi wiedzieć coś, żeby panować nad innymi. Nie może się tylko bawić.

- To fascynujące. Zwiedziłeś tyle królestw, tyle się nauczyłeś i zobaczyłeś – z rozmarzeniem, rozejrzałam się. – To musiało być trudne, ale też cudowne.

- Bo było – Alan ucałował mnie w policzek. – Jedz, bo wystygnie. Nie chcemy przecież żebyś zgłodniała, prawda?

- Och, jeszcze miałam zapytać To...

- Nie, Malta. O nic nie będziesz pytać tego grzyba. Tu masz mnie. Wykorzystuj mnie do woli, kochanie.

- Zachowujesz się jakbyś był zazdrosny – burknęłam, chwytając sztuczce.

- Bo jestem. Podczas, gdy ty siedziałaś tu z INNYM mężczyzną, ja mogłem myśleć tylko o tobie. Ale ten upierdliwy człowiek nie pozwalał mi się do ciebie dostać. A potem dowiedziałem się, że się świetnie bawisz. Beze mnie.

Chichocząc zaczęłam jeść. To właśnie Alana wypytywałam o resztę rzeczy, które mnie ciekawiły. Przez to czas mijał szybko, a ja zbierałam coraz to nowe pytania, na które musiałam znać odpowiedź.

W pewnym momencie nastało poruszenie w obozie, ale Alan się nim nie przejął. Powiedział tylko tyle, że innym uda się nad tym zapanować. Nawet zabronił mi wychodzić, jakby wiedział już co się tam działo. W końcu musiał mieć doskonały węch. Ufał również swoim, że poradzą sobie z tym, co się tam wydarzyło. Tak, jak oni ufali Alanowi, że ich nie zawiedzie i nie zostawi.

Domyślna pannaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz