29. Wyczekiwany dzień

87 21 2
                                    

Dziadkowie Alana wykazali się entuzjazmem przy planowaniu mojego ślubu z ich wnukiem. Powiedzieli, że sama – jako panna młoda – nie powinnam tego robić. Dlatego sami się tym zajęli, ogłaszając że miesiąc im wystarczy. Przy tym ściskali mnie ilekroć mieli okazje.

To sprawiło, że sama stałam się całkiem wesoła i chichotałam na samą myśl, że wcześniej tak bardzo się bałam. Państwo Lewis byli mili, weseli i bardzo pragnęli, by Alan wreszcie znalazł sobie żonę. Głównie po to, żeby wreszcie przekazać tytuł. Ponoć była tu tradycja twierdząca, że jedynie po ślubie może dziecko odziedziczyć tytuł. Nie wcześniej, ponieważ sam jeden nie poradzi sobie ze wszystkimi obowiązkami, które są przeznaczone dla dwóch osób – żony i męża.

To mi się podobało, bo wiele osób w cesarstwie cierpi przez ten problem. Jeszcze byli asystenci i kamerdynerzy, czy pokojówki, ale każdy z nich mógł zdradzić. Żona – przynajmniej pozornie – nie oszuka męża, czy nie okradnie.

W zasadzie dzięki pomocy państwa Lewis mogłam mieć czas dla Alana i on dla mnie. Przynajmniej godzinę dziennie między uczeniem się lub też przyuczaniem do nowych obowiązków. Ponieważ nie mogliśmy jednak spać w jednym pokoju. Babcia Alana mówiła, że najlepiej będzie, żebyśmy zachowali pozorną czystość. W tym przekonali się, czy byłam w ciąży. To było istotne, ponieważ wtedy należałoby poluźnić suknię ślubną w okolicy brzucha. Tak, aby niczego nie uciskała.

Alan przystał na to, chociaż czasami wymykał się z pokoju, byleby do mnie przyjść. Jednak tylko wtedy, gdy miał pewność, że dziadkowie spali. I to były także nasze sekretne schadzki.

Skończyły się one równie szybko przez Toyę, który zdradził Alana, mówiąc wszystko państwu Lewis. W ten sposób zadecydowano, że pani Lewis będzie spała ze mną w pokoju. Co też się stało.

Alan był zrozpaczony, jednak mógł tylko to zaakceptować po wysłuchaniu dwugodzinnej reprymendy od swojego dziadka. Chociaż pod koniec brzmiało to trochę tak, jkaby senior gratulował mu odwagi i liczył, że szybko doczeka się prawnuków.

Tak czy inaczej królowa – na prośbę Alana i po obejrzeniu mnie – zgodziła się na to, by moja rodzina mogła uczestniczyć w ślubie. Zdawała się być nawet podniecona tym, że ktoś nowy odwiedzi jej królestwo. Ale też to niczego nie zmieniło. Dalej miałam o niej złe zdanie, ponieważ nie broniła swoich dzieci. Jeśli już musiała zdradzać swojego męża, mogła albo się zabezpieczać, albo zadbać o bezpieczeństwo swoich dzieci.

Jednak to nie mnie było ją sądzić.

Zwłaszcza, że nie została zaproszona na ślub. Alan jasno się wypowiedział na ten temat, mówiąc że może oskarżyć o to swojego męża. Ponieważ wolałby nie ryzykować, że coś mi się stanie przez małżonka królowej. To rozwścieczyło matkę Alana, chociaż ten gniew nie skierowała ku nam. Raczej ku mężczyźnie, który nie był wtedy przy nas obecny. I wyglądało na to, że właśnie tego pragnął Alan.

- Teraz będzie tym zajęta i nie zepsuje nam ślubu – wyszeptał wtedy Alan.

W zasadzie miał powody, żeby to zrobić. Zdążyłam zauważyć, że nie cenił matki, wręcz pragnął żeby zniknęła z jego życia. Oprócz tego dziadkowie Alana obwiniali królową o śmierć ich syna. Znaczy, nie mieli nic przeciwko temu, że Alan stał się ich wnukiem. Jednak winili królową za zbyt szybką śmierć ojca Alana. Dlatego uznałam, że może dobrze się stało, że jednak jej nie będzie.

Przy tym całym zamieszaniu ze ślubem, zrobiło mi się odrobinę przykro. Chciałam, żeby już wtedy przyjaciółki i moja rodzina były ze mną. Poza tym, żałowałam że Kira nie mogła się pojawić. Ponieważ była w zbyt zaawansowanej ciąży na tak długie podróże. Ale Ela i Mer obiecały się pojawić. Ponoć Lionel przeniesie je za pomocą magii, co było bezpieczniejsze niż podróż powozem. Z kolei reszta przybędzie do nas zwykłymi sposobami transportu.

Domyślna pannaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz