Lekcja chemii

55 5 0
                                    

Stałam pod drzwiami o słynnym numerze w Londynie 221b na Baker Street. Nie miałam sprawy kryminalnej którą mógłby rozwiązać ten cały wybitny detektyw. Szczerze mówiąc nawet za bardzo go nie lubiłam. Wysoko funkcjonujący socjopata tez mi coś. Ale niestety są momenty w życiu naprzykad taki jak ten że niestety trzeba nawet chwycić się tej ostrej brzytwy. Pokonałam swój lęk otworzyłam drzwi i powędrowałam schodami na góre. Stanęłam przed drzwiami prowadzącymi do mieszkania Sherlocka i coś mnie powstrzymało. Choć za czasów gdy mieszkał tu mój wujek- John nie miałam problemu by tu wejść tak teraz po prostu się bałam. Przełamałam swoj lęk I nacisnęłam na klamkę. Drzwi powoli otworzyły się. Przy kominku w swoim zielonym fotelu siedział on. Zamyślony w swoim pałacu pamięci. Po cichu weszłam do pomieszczenia. 
-Weszłaś tu bo John cie do mnie umówił- mówił nie spuszczając swojego wzroku zatopionego w nierozpalonym kominku- w takim razie jaki masz problem?
-Nie natury kryminalnej, chodzi o to że nie idzie mi z chemią na studiach a John odmawia mi pomocy sądząc że Pan będzie lepszy 
-Nie mów do mnie per Pan mów mi Sherlock
Zadziwiło mnie tak odwazne posunięcie z jego strony 
-Dobrze w takim razie Sherlock pomożesz mi? Tylko dzięki twojej pomocy będę wstanie zdać ten rok proszę 
-Powiedzmy że i tak teraz nie mam nic do zrobienia więc siadaj- wskazał fotel który kiedyś należał do Johna- I pokaz mi z czym masz problem. 
Usiadłam na wskazanym miejscu. Wyciągnęłam książki które miałam w torbie i otworzyłam na dziale z chemią kwantową 
-Chemia kwantowa Sherlock to z tym sobie nie radzę- podałam mu książkę grubości encyklopedii ktora z uwagą zaczął studiować. 
-W takim razie co wiesz o tym?
-Tylko tyle że trzeba rozpisywać elektrony na podpowłoki nic więcej 
-Cos jednak wiesz- powiedział z lekkim uśmiechem- w takim razie ile mamy pod powłok?
- Cztery 
-A jak się nazywają?
-S,p,d i h- powiedziałam niepewnie 
-Trzy są dobrze którą jest zła 
-d?
-Źle 
-p
-Nie zgaduj tylko się zastanów 
-S- wydusiłam z siebie po dłużej chwili 
-Boże święty niech Maria Curie- Skłodowska ma cie w swojej opiece. Nie ma podpowłoki h tylko f. Dobrze w takim razie powiedz mi ile elektronów mieści się na każdej z nich 
-Na s są 2 na p 6 na d jest 10 a na f na f nie wiem 
-Na f jest ich 14.
Po dwóch godzinach odpowiedziałam poprawnie na aż zero pytań.
-Boże nawet nie znasz wzoru tlenku miedzi (II)- mówiąc to poszedł do kuchni. Załamałam się. Poczułam że chyba czeka mnie ten drugi termin którego tak bardzo nie chciałam.
Przy moim fotelu pojawił się brunet. Trzymał w rękach 2 szklanki z koniakiem i lodem. Podał mi jedną z nich 
-Nie powinnam pić tylko się uczyć 
-I tak po 2 godzinach masz już jeden wielki mętlik. O tyle dobrze ze przyszłaś na trzy miesiące przed egzaminem- chwyciłam od niego szklankę 
-To za ten twój egzamin- wzniósł toast a po chwili obydwoje zanurzyliśmy usta w tej mocnej cieczy. 
-Skąd wiesz ze przyszłam przed czasem? 
-Zgadnij kto mi powiedzial? Stwierdzil że masz ambicie a chemią zwłaszcza kwantowa nie jest twoją mocną stroną. 
-Nie chciałam cie fatygować. Myślałem że John mi pomoże a nie będzie umawiał mnie z tobą. 
-To żaden problem miło czasami komuś przekazać wiedzę
Zrobiła się między nami cisza. Ta nie znośna, którą obydwoje baliśmy się przełamać. Dopilam zawartość swojej szklanki. 
-Pójdę już i tak późno 
-Poczekaj. Chociaż wiem że gentelman nie powinien zatrzymywać kobiet ale
-To o czym chcesz jeszcze porozmawiać?- zapytałam podnosząc na niego wzrok- z tego co widzę coś cie trapi nie patrzyrz na mnie unikasz mojego wzroku jeśli chodzi o mnie jak nie zdam za te trzy miesiące to zdam za kolejnym razem mną się nie martw poradzę sobie
-Tu nie chodzi o ciebie- zamarłam osunęłam się spowrotem na fotel na którym siedziałam wcześniej- chodzi o mnie raczej o nas. Znaczy bardziej o mnie i mój stosunek do ciebie-mówił zaklopotany. Wielki Sherlock Holmes i brak wystarczającej liczby słów w wyrażaniu własnych uczuć. Nie wiem co go do tego skłoniło żeby akurat mi powiedzieć co czuję i to do mnie. Przez te wszystkie lata kiedy tu miszklal potem udawał że nie żyje aż w końcu znów wrócić byłam mu obojętna albo starałam się taka być. Przychodziłam tu tylko i wyłącznie że względu na Johna. Bardzo za nim tęskniłam kiedy był w Afganistanie dlatego każdą wolną chwilę chciałam spędzić właśnie z nim. Sherlock w tamtych momentach był mi obojętny. Jedyne co robil to czasami patrzył na mnie gdy siedział w swoim pałacu pamięci.
- Nie zajmuj swojego wielkiego umysłu mną skup się na sobie i na swojej pracy Sherlock- powiedziałam znów wstając z fotela. Zabrałam swoje rzeczy I wyminelam go w drodze do drzwi- nie jestem warta tego aby siedzieć w twojej głowie-  powiedziałam ostatni raz patrząc na niego. Gdy byłam już u progu wyjścia złapał mnie za na nadgarstek i przekręcił w swoją stronę. Spjrzal w moje oczy a potem bez żadnych skrupułów wbił się w moje usta. Wszytkie rzeczy wypadly mi z rąk. Polozylam mu dlonie na ramionach a on przyciagnal mnie blizej do siebie za talie. Całował mnie bardzo namiętnie a zarazem tak delikatnie. Po kilku chwilach oderwał się odemnie.
- Jesteś wariata siedzenia w mojej głowe
- Tak? Czyli wychodzi na to że wielki Sherlock Holmes ma uczucia?
-Ale tylko do mądrych kobiet
-Aha czyli nadal wyznajesz zasadę Brain is new sexy?
-Do ostatniej sekundy- podniósł wzrok nademnie. Na jego twarzy było widać nie małe zaskoczenie.
-Pani Hutson ile pani widziala?- zapytał kobietę
-Oh wystarczająco dużo aby John się dowiedział

ONE-SHOT SHERLOCK BBC 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz