1.8

0 0 0
                                    

Kleopatra

-Jesteś niesamowita! Mówiłam, że sobie poradzisz! - Wracamy właśnie tunelami, a Rozalia od piętnastu minut zachwyca się moim podstępem. - Obłędny pomysł, nie sądziłam, że tak wykorzystasz fakt, iż jesteś podobna do jego zmarłej żony. Trochę okropne, nie powiem...

-Najważniejsze, że podziałało! - Nasze głośne śmiechy wyrwały z wykonywanych czynności resztę ekipy, gdy wparowałyśmy przez drzwi, wciąż dręczą mnie wyrzuty sumienia, ale przy nich muszę grać twardą.

-Nie uwierzycie! Padniecie, jak wam opowiem! - Łzy świeciły w kącikach dziewczyny, mój plan obrał zupełnie inny kierunek, niż planowałam, ale ostatecznie mają się z czego śmiać, gdyby jeszcze mi było do śmiechu. Widziałam ból i miłość w jego oczach, szybko tego nie zapomnę.

-Widzę, że humor wam dopisuje, nam też będzie, gdy powiecie, że wiecie, w którym skrzydle trzymają Johna i ile mu zostało.

-Oho Pan maruda jak zawsze w formie! Słuchajcie tego... stary Greg... oszalał. - Rozalia z ledwością łapała oddech, wyczerpana biegiem opadła na sofę, rozciągnęła nogi na stole i wypiła na raz całą karafkę wody.

-Może ja opowiem? W końcu jestem główną bohaterką tej opowieści. No więc to było tak...

Godzinę wcześniej w barze.

Jeśli mój plan nie wypali, pozostanie nam jedynie opcja szybkiej ucieczki, w tunelach z pewnością szybko zgubimy naszego potencjalnego przyszłego mordercę, ale żeby tego uniknąć, potrzebować będę mocnego trunku, który rozwiąże język mężczyzny. Schodzę krętymi schodami do lady, a Luca ponownie suszy zęby na mój widok.

-Potrzebujesz czegoś myszeczko? -Ignorując tandetne przezwisko, którym uraczył mnie barman, pytam prosto z mostu:

-Najmocniejszy trunek, jaki tu podajecie to?

-Sądzę, że smoczy jad. -Odpowiada z przekąsem. -Wielu wykręciło po nim do takiego stanu, że dniami nie mogliśmy pozbyć się zapachu wymiocin, właśnie dlatego podajemy go tylko na specjalne zamówienie, specjalnym osobą w słusznym celu...

-Mój cel jest słuszny, wyjątkową osobą również jestem. Poproszę smoczy jad, najlepiej w tej większej szklance, o, tej tam za tobą. - Pewność siebie trzyma mnie, od kiedy wpadłam na genialny pomysł wyciągnięcia informacji, wystarczy mi ten trunek, a same do mnie trafią.

-No nie wiem, to chyba nie jest dobry pomysł. -Słysząc te słowa, uśmiecham się uroczo do Lucy, ten chwilę się zastanawia, a następnie głośno wzdycha, mam go. -Czemu wy, kobiety, wykorzystujecie ten swój czarodziejki urok zawsze, gdy czegoś chcecie? Cholera, znowu uległem na maślane oczy... oj gwiazdko, będziesz mi winna...

-Tak, tak. Co tylko zechcesz, ale później. Mam pewnego starca do omamienia. - Ten nie komentując już moich słów, wykonuje drinka, składniki, które do niego dodaje, wyglądają co najmniej podejrzanie, ale co ja tam wiem, jeśli działa to nie chce wiedzieć, czym są. Po niespełna pięciu minutach podaje mi szklankę i odchodzi w stronę pobliskich drzwi. -Jeszcze jedno pytanie, każdą kobietę "podrywasz" na te swoje teksty i przezwiska?

-Tylko te piękne, a nie często takie tu trafiają, mam duszę romantyka, niespełnionego artysty, który skończył w tej spelunie, bo w życiu mu nie wyszło. -Śmiejąc się ze słów mężczyzny, zmierzam w kierunku schodów, wdech i wydech. Przedstawienie czas zacząć. Ręce drżą mi ze stresu, czuję, że zaczynam się pocić.

-To ty? Nie wierzę, to naprawdę ty! Straciłam już wszelkie nadzieje, że cię znajdę, oh, mój ukochany... -Wymuszone łzy pojawiają się w moich oczach. Starzec przygląda mi się jedynie z lekkim zakłopotaniem. -Ojej, zdaje się, że mnie nie pamiętasz. No tak, minęły lata od naszego ostatniego spotkania. Nic się nie zmieniłeś ukochany.

Thorns Of Our BladesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz