STANSBURG

35 1 0
                                    

     Maja stała przed ogromną szafą, a obok była duża walizka. Czuła obojętność. Nie zależało jej na wyjeździe, ale nie chciała też zostać w domu. Marzyła aby ukryć się w ciemnym, ciasnym miejscu gdzie nic jej nie znajdzie, nawet czas, który prześladuje ją od roku i przypomina o całej tragedii. Gdyby była sama byłoby jej lepiej. Takie miejsce bezpieczne i wolne, ale ono nie istnieje w tym świecie. Nie ma miejsca na tyle bezpiecznego, wolnego, ciemnego i idealnego, które byłoby schronieniem dla każdego zagubionego ptaka, który nie wie bądź zapomniał jak się lata. Takiego miejsca nie ma, a jego szukanie będzie nieudane. Prędzej znajdziemy te wszystkie ptaki spadające w bezkresną czeluść, które godzą się z losem. Spadają do końca czekając na tą jedną pozytywną wiadomość, która nie nadejdzie, ale zamiast próbować lecieć w górę poddają się losowi, który wiedzie je po niesprawiedliwym szlaku.

     Maja w ostatnim czasie straciła swe skrzydła i też pochłonęła ją czeluść, ale miała wyjazd, który planowo miał zmienić jej codzienność i męczącą dla każdego innego człowieka rutynę. Stansburg miał być jej otchłanią, bezpiecznym miejscem i szczęśliwym. Mowa i myśli Mai były ostatnio o pewnej dziewczynie, o Wandzie. Dziewczynie, która leciała prosto i nie popadła w czeluść. Kiedy leciała pomagała innym wznieść się tak wysoko do chmur gdzie zaznają szczęścia. Chodź los wybierał swoje ofiary, Wanda ratowała ich. Nieraz ratowała Maję, która właśnie miała wszystko zostawić i wyjechać do Stansburga. Miasta na tyle nowego, pustego i bez sentymentu dla Mai aby zaczęła od nowa lot, który przyniesie kolejny ból. Ona nie wiedziała co chce. Nie chciała tylko zawieść swojego brata, który walczył na froncie z nazistami. Wiedziała, że go już nie spotka, ale ta wiadomość podcinała jej skrzydła tak bardzo, że nie unosiła się już na zimnym wietrze. Strach i ból oraz chęć bezpieczeństwa kazały jej jak najszybciej wyjechać do Stansburga, ale serce prosiło o koniec. Zakończenie tego lotu rozwiązałoby jej wszystkie problemy. Na szczęście ostatni rozsądnie myślący kawałek mózgu zakazywał tych okropnych próśb. W środku Mai toczyła się wojna pomiędzy sercem, mózgiem a emocjami. Wojna dość krwawa i bolesna nie dająca poczucia bliskiego jej zakończenia. Każda bitwa obniżała jej lot.

     Wyjęła pierwszą rzecz z szafy, czyli białą chustę, bawełnianą i dość miękką aby otrzeć każde łzy Mai, które leciały wraz z każdym dniem. Chusta ta z sentymentem większym od każdej innej rzeczy i cenniejsza od diamentów i złota gdyż była to chusta Wandy. Koleżanka Mai nosiła ją zawsze w zimę i ocieplała jej szyję. Często Wanda gubiła ją, ale zawsze znajdywała w jednym miejscu. Wanda bez niej czuła się niekomfortowo w zimę na dworze. Było z tą niby zwyczajnie wyglądającą chustą tyle historii, że aż są niezliczone. Chodź chusta nie była na szyi Wandy od roku, zawsze pachniała jej pięknymi różanymi perfumami. Maja przytuliła białą chustę i włożyła ostrożnie do walizki.

     Następne co wyjęła była to piękna suknia, która kiedyś nie opuszczała parkietu . Przypominała ona tylko jeden wieczór. Gdy Maja z Wandą były na balu świątecznym kilka lat temu. Maja do teraz pamięta każdą piosenkę zagraną na tym balu przez orkiestrę. Był to niesamowity wieczór, gdyż to był pierwszy i ostatni bal podczas wojny. Zakończyła się ta wyjątkowa uroczystość pożegnaniem z wszystkimi innymi pracownikami fabryki, która organizowała wydarzenie Wanda nie lubiła pożegnań, wolała codzienną nudną rutynę i nostalgię od zmian. Niestety wojny się nie wybiera. Ta suknia należała do Mai, ale miała dodatki od Wandy, co czyniło ją jeszcze piękniejszą.

     Kiedy Maja pakowała walizkę została jej już tylko jedna rzecz, czarna bransoleta Wandy z dnia zabrania jej do obozu koncentracyjnego. Maja kilka dni po zabraniu Wandy dostała wiadomość o jej śmierci. Była to najgorsza rzecz i wspomnienie przebijające serce Mai na pół. Za każdym razem widziała ten obraz zapłakanej przyjaciółki i niemieckich żołnierzy zaciągających Wandę do specjalnego samochodu wojskowego. Ta bezmoc wracała do Mai wraz z każdym spojrzeniem na czarną bransoletę, która upadła wtedy Wandzie na podłogę małego mieszkania. Twarda bransoleta zawsze była mocno trzymana w małej rączce Mai, aby jej też nie wypadła. Nigdy nie była na nadgarstku Mai i nigdy też nie będzie, gdyż zawsze jest tam włożona ręka Wandy.

     Maja patrzyła skupienie na tą najzwyklejszą czarną bransoletę dla każdego innego człowieka. Ta jej czerń przenikała do serca Mai niczym krew, która wpływała i wypływała z tego pustego serca. Tylko, że czerń nie wypływała. Zostawała i przypominała o wszystkim złym. Nie dało się jej pozbyć. Wtedy Maja już nie wytrzymała, a jedna łza wyciekła ze zeszklonych oczu jak ptak wyrywający się z zaciśniętych rąk. Spływała powoli i niezauważalnie po poliku, a potem spadła na czarną bransoletę. Maja bardzo nie chciała płakać, ale widok czarnej bransolety i w oczach obraz płaczącej Wandy zmusił ją do tego. Z każdą kolejną chwilą coraz więcej łez skapywało na czarną bransoletę. W końcu wstała i podeszła do okna. Zobaczyła piękną panoramę miasta, które czeka na zbombardowanie. Trzymała czarną bransoletę w rękach i marzyła aby zobaczyć Wandę. Wiedziała, że jest tylko jedna możliwość aby ją znów zobaczyć. Otworzyła okno, a czarna bransoleta upadła tylko na podłogę małego mieszkania. Liczyła, że znajdzie to miejsce szczęśliwe i dotarła tam, do Stansburga.

STANSBURGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz