00. pomylony adres.

1.2K 64 26
                                    

Cheryl

Nigdy nie byłam typem tej złej dziewczyny. Rozumiecie o co mi chodzi?

Nigdy nie wymykałam się z domu na imprezy, nigdy nikogo nie okłamałam, nie wracałam późno do domu, nie opuszczałam szkoły, nie sprawiałam żadnych problemów wychowawczych, nigdy nikogo nie obraziłam, nigdy nie oszukiwałam, nigdy nie upiłam się do nieprzytomności, nigdy nie działałam nikomu na szkodę, nigdy nie dawałam rodzicom powodów do niepokoju. Nie byłam egoistką, nie traktowałam nikogo z wyższością i nie łamałam ustalonych przez siebie moralnych zasad, które bardzo wiele razy uratowały mi tyłek.

Zawsze byłam uprzejma dla każdego, pomagałam, kiedy widziałam, że ktoś tego potrzebuje, starałam się zawsze służyć każdemu dobrą radą i wsparciem. Byłam ugodowym człowiekiem, dbałam o dobro swoje i innych, a za moimi przyjaciółmi byłabym w stanie skoczyć w ogień.

Dlatego też nie mogłam odmówić mojej kuzynce Beatrice darmowej obróbki zdjęć z jej hucznego na całe Slough wesela. Moje wujostwo było znane w okolicy, a z usług ich firmy transportowej korzystały największe koncerny Wielkiej Brytanii. Z tego powodu o weselu Beatrice Thomas wiedział każdy mieszkaniec mojego miasta, nawet jeśli nie znał jej osobiście.

Impreza zorganizowana przeze mnie i moich rodziców prawdopodobnie zostanie zapamiętana, jako największe wydarzenie dekady, jak nie stulecia.

Wiecie, fajerwerki, profesjonalny fotograf, trzystu gości i hektolitry drogiego alkoholu, a wszystko okraszone przepychem i zapachem dwóch tysięcy świeżych róż. Oczywiście całość prezentowała się elegancko i z wyczuciem. Inaczej nie przyłożyłabym do tego ręki.

Ja, jako jej starsza i szczycąca się tytułem ulubionej kuzynka zostałam jej świadkową i całą ceremonię zalewałam się łzami, kiedy piękna brunetka wypowiadała słowa przysięgi małżeńskiej, ślubując swojemu wybrankowi Fabianowi dozgonną miłość i wierność. Jednocześnie byłam cholernie zazdrosna, bo Bea skończyła dopiero dwadzieścia jeden lat, a już była ustawiona do końca życia.

Natomiast ja w wieku dwudziestu pięciu lat pomieszkiwałam jeszcze u rodziców, odkąd Edward rzucił mnie dla swojej praktykantki. Rodzina od ponad roku wróżyła mi samotną starość, a ja coraz częściej utwierdzałam się w przekonaniu, że tak będzie, chociaż przed staropanieństwem zapierałam się rękami i nogami.

Dochodziła godzina trzecia w nocy, a ja nadal wpatrywałam się w ekran laptopa, edytując niektóre ze zdjęć. Byłam tym tak pochłonięta, że w pierwszej chwili nie zwróciłam nawet najmniejszej uwagi na cichutkie stukanie w moje okno, pozostając maksymalnie skupiona na wykonywanej czynności.

Dopiero, gdy dziwny dźwięk, który początkowo zignorowałam, wpychając garść chipsów do ust się powtórzył spojrzałam w stronę szyby. Z zaciśniętym gardłem połknęłam przekąskę, znowu słysząc szmer, dochodzący zza okna. Zmarszczyłam brwi i z ociąganiem wstałam z wygodnego materaca. Podeszłam do parapetu i odciągnęłam firankę od szyby, otwierając szklaną powłokę na oścież.

Uważnym spojrzeniem przemęczonych od ekranu laptopa oczu zeskanowałam okolicę. Na ulicy świeciło kilka latarni, a pies sąsiadów urządzał właśnie nocny koncert szczekania. Wszystko wydawało się być w normie. Miałam wrócić do łóżka, kiedy poczułam lekkie uderzenie w sam środek czoła.

Zdębiałam z mieszaniną strachu i zdziwienia wymalowanymi na twarzy. Jednakże chwilę potem zmarszczyłam brwi i wychyliłam się przez parapet.

Wtedy kogoś dostrzegłam.

Z dołu majaczyła wysoka sylwetka, stojąca centralnie pod moim oknem. Przełknęłam ślinę z zamiarem wydobycia z siebie kilku krzyków, nawołujących chrapiącego w drugiej sypialni ojca, ale ktoś mnie uprzedził.

rocks at my window • matty cashOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz