Dzień narodzin

9 2 1
                                    

Gdy nadszedł dzień porodu, nikt nie spodziewał się katastrofy, jaka miała spaść na klan Hikaze. Wcześniej, ilekroć najpotężniejsze smoki próbowały zajrzeć w przyszłość, przed nimi ukazywało się światło, spokojne i stabilne, symbolizujące dobry los. One interpretowały to w starodawny sposób, że dziecko urodzi się potworem i będą mogli się go pozbyć. Hibiki, matka dziecka, miała co do tego wątpliwości. Może nie miała więzi z wyższymi siłami, ale coś w głębi duszy kazało jej wierzyć, że wcale nie przyjdzie jej żegnać się z bytem, które przez ostatnie dziewięć miesięcy nosiła pod swoim sercem. Na szczęście – a może i nieszczęście, swoje i dziecka – miała rację, tylko jeszcze o tym nie wiedziała.

Medycy Hikaze zabrali ją do skrzydła medycznego, gdy tylko odeszły wody. Wszystko było zaplanowane od początku do końca, każdy punkt miał przewidzianą jak największą ilość wad i zalet. Nie ważne, jak bardzo coś poszłoby nie tak, smoki były na to przygotowane. Najważniejsze, że dziecko nie urodzi się ani lisem, ani ryuu, a cała reszta pójdzie jak gładko jak gorący nóż w masło.

Juno cierpliwie czekał pod drzwiami, choć szczerze mówiąc po sześciu godzinach zaczął się niepokoić. Medycy wciąż odmawiali mu możliwości zobaczenia się z żoną, co nie mogło wróżyć dobrze. Pewnie Hibiki zasłabła i potrzebuje pomocy, może straciła dużo krwi i starają się ją wspomóc, oddając jej energię ki. Tylko z jakiegoś powodu nikt nie chciał nawet poinformować Juno, co tam się, do stu piorunów, dzieje. Zupełnie jakby wydarzyło się coś, czego jednak smoki nie przewidziały i na co nie były przygotowane. Mężczyzna próbował znaleźć jakąkolwiek możliwość, która pasowałaby w te kryteria. Czego światłe umysły potężnych yokai mogły nie wziąć pod uwagę?

Tylko szansy, że jednak noworodek będzie hybrydą, a nie małym demonem.

Mężczyzna ledwo dopuścił do siebie tę myśl, jednak im dłużej obracał ją w głowie, tym bardziej uświadamiał sobie, że jest to jedyna możliwość. Tylko dlatego medycy nie chcieli go wpuścić. Jeżeli nie dowie się prawdy w tym momencie, wpadnie tam i rozniesie całe skrzydło medyczne, jeżeli staną mu na drodze. Gdy już zaczął decydować się na pierwszy ruch, zza zamkniętych drzwi wyjrzał pyszczek młodej smoczycy, pomocnicy medyka.

– Pani Hibiki życzy sobie ciebie zobaczyć, panie – powiedziała, po czym zniknęła za drzwiami, zamykając je. Nie wolno tworzyć przeciągów w skrzydle medycznym.

Juno wślizgnął się przez drzwi, z rozpędu prawie zapominając, że ma ogon. Humanoidalne zwierzęta tak miały, że mogły zapomnieć o własnym ogonie, co może być zdziwieniem dla tych, którzy często zostawiają za sobą otwarte drzwi. Podbiegł do swojej żony, trzymającej noworodka zawiniętego w miękki ręcznik. Niedobrze. Hibiki nie powinna dostawać tego noworodka do rąk, bo jeszcze się przywiąże. Dlaczego nie przestrzegają najbardziej podstawowych zasad?!

– Hibiki? Co się dzieje? – Mężczyzna położył się obok żony ze zmartwieniem malującym się na twarzy. Starał się nie dawać tego po sobie poznać, ale w rzeczywistości umierał ze strachu, że stało się coś zagrażającego życiu lisicy. A teraz na dodatek fakt, że kobieta dostała dziecko do rąk. Najwyraźniej światłe umysły się myliły, potomek wcale nie urodził się potworkiem.

– Zobacz! – zawołała uradowana Hibiki, pokazując noworodka Juno.

Mały bobas był pokryty białym, mokrym jeszcze futrem. Zmarszczony pyszczek kończył czarny, prawie lisi nosek, a nieproporcjonalnie długie uszy opadały w dół niczym u świeżo wyklutych smoków. Na głowie ciągnęła się linia czarnych, krótkich włosków, niczym bardzo szeroki, sterczący we wszystkie strony irokez. Oczy nie były w pełni otwarte i wciąż były ciemne, jednak Juno dopatrzył się w nich fioletowych blasków. Już wiedział, że dziecko odziedziczyło po nim oczy.

Mężczyzna nie mógł uwierzyć, jak bardzo ten noworodek przypomina oboje rodziców. Co prawda ani on, ani Hibiki nie posiadali białego futra, ale nietrudno się domyślić, że jest to wina pomieszanej magii. Smoczurowi zakręciło się w głowie, aż postanowił wstać i wyjść z sali. Nie mógł patrzeć na tego małego pasożyta, którego będzie zmuszony wychowywać.

– Tylko nie waż się tego nazywać, kobieto! – krzyknął jeszcze przez shoji, maszerując korytarzem.


[ Ciąg dalszy na blogu Dwie Kity od Ognia, link znajduje się na profilu ]

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 13, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Mieszaniec Dwóch KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz