Biegnę i nie odwracam się za siebie. Słyszę coraz donośniejsze krzyki ludzi biegnących za mną, lecz tylko jeden przebija się przez pozostałe. Nie mogę się zatrzymać, dlatego biorąc kolejny oddech przyspieszam.
Szczerze to nawet nie mam pojęcia, gdzie się znajduje. Po prostu biegnę.
Po kilku minutach ciągłego biegu skręcam w jakieś uliczki i po kilku zakrętach znajduje się na bardziej ruchliwej ulicy. Wszędzie jest masa ludzi, a kolorowe neony rzucają światło oświetlając wszystko co znajduje się w ich zasięgu.
Nerwowym wzrokiem rozglądam się po okolicznych budynkach. Jest tu kilka klubów i restauracji, jednak moją uwagę przyciąga pub znajdujący się po przeciwnej stronie. Zaledwie kilkanaście metrów ode mnie.
Bez większego namysłu przebiegam przez ulicę i już po chwili znajduje się pod pubem. Wchodzę przez drewniane drzwi, a w moje nozdrza od razu uderza zapach alkoholu i papierosów.
Pub jest dość duży. Kilka stolików jest luźno porozrzucanych po całym lokalu. Są tam nawet dwa stoły do bilarda i podłużny bar rozciągający się na całej długości ściany.
Mimo wielkości nie ma tam wcale dużo osób. Kilku nastolatków przy jednym ze stołów gra w bilarda popijając piwo. Przy stole siedzi grupa starszych mężczyzn pijących wódkę. A przy barze samotny chłopak.
Rozglądam się w poszukiwaniu pomocy. Starsi faceci ani nastolatkowie nie wyglądają jak ktoś kto mógłby mi pomóc. Chłopak siedzący przy barze to moja jedyna nadzieja. Gdy tego nie zrobię będę martwa.
Szybkim krokiem podchodzę do niego. W pierwszym momencie ten nawet mnie nie zauważa. Wzrok ma wbity w szklankę stojącą na blacie. Też tam spoglądam.
Whisky. Trunek myślicieli.
Tak zawsze powtarzał Diablo, gdy zostawiliśmy sami.
W końcu odwraca wzrok. Patrzy wprost na mnie. Pierwszym na co patrzę jest kolor jego oczu. Błękitne, wręcz siwe tęczówki spoglądają na mnie ze spokojem, ale także zdezorientowaniem. Nie mogę odwrócić wzroku. Nie teraz.
—Musisz mi pomóc. Inaczej on mnie zabije.
Chłopak dalej patrzy na mnie tak samo. Nie rozumie. W głowie mam tylko jeden pomysł, który może się udać. Będąc chwilę na zewnątrz nie byłam w stanie dokładnie stwierdzić, gdzie się znajduję. Muszę zachować trzeźwość umysłu i zaufać swojej intuicji. Biorę kolejny głęboki oddech i szepczę tak by tylko on mnie usłyszał:
—Diabo da noite
Po jego mimice twarzy widzę, że zrozumiał. Intuicja mnie nie zawiodła. Znajduję się w pierdolonej Brazylii.
Tu jeszcze mnie nie było.
—Jak mam ci pomóc i skąd znasz te słowa? – pyta marszcząc równe brwi.
—Musisz mnie ukryć by on mnie nie znalazł. Później ci to wszystko wytłumaczę.
Chyba go przekonałam. Brunet wstaje z krzesła i zdejmuje swoją bluzę. Podaje mi materiał w dłonie, a ja od razu wciągam go przez głowę. Do moich nozdrzy wdziera się zapach bzu i limonki. Ładne połączenie.
—Usiądź. Przytule cię. On cię nie znajdzie. – mówi dość szybko, ale dokładnie. —Poproszę sok pomarańczowy. – mówi do barmana. —Byle szybko. I ze słomką.
Barman od razu podstawia szklankę przede mnie. Nalewa soku i tak jak mówił nieznajomy, dorzuca słomkę.
Wracając do planu. Wskakuje na stołek. Lekko kręci mi się w głowie. Biorę szklankę w ręce i od razu upijam porządnego łyka. Nieznajomy staje za mną i kładzie ręce na mojej talii. Trochę spinam się pod wpływem jego dotyku, ale sama się o to prosiłam. Chłopak zauważa to. Przybliża głowę do mojej i szepcze:
CZYTASZ
The perfect chaos
Short StoryHistoria opowiadająca o młodym aspirującym piłkarzu i dziewczynie, która nie ma pojęciu o swoim poprzednim życiu.